Odpadnięcie Legii Warszawa w III rundzie eliminacji Ligi Mistrzów i to z rywalem klasy FK Astana to spore rozczarowanie, nie tylko dla fanów warszawian, ale dla całej polskiej piłki klubowej. Mieliśmy gonić Czechów w rankingu klubowym UEFA, a na razie porażka goni porażkę. Mistrz Polski musiał uznać wyższość ekipy z Kazachstanu, a wicemistrz - Jagiellonia drużyny z Azerbejdżanu (FK Gabala). O lekceważeniu Astany nie mogło być mowy. Przecież ekipa ta grała w fazie grupowej Ligi Mistrzów, w sezonie 2015/2016. W eliminacjach i rozgrywkach grupowych Champions League rozegrała 20 meczów, z których sześć wygrała, dziewięć zremisowała i tylko pięć przegrała. Były bramkarz Legii Jacek Kazimierski, który zdobył z nią dwukrotnie Puchar Polski, był załamany wczorajszą postawą jego następców. - Ta gra to była tragedia. Bez charakteru, w ogóle bez sensu, oni grali "kopnij i biegnij" tak jakby bali się o zrobienie błędu. Marazm był straszny - podkreśla w rozmowie z Interią Kazimierski. Okazało się, że słaba postawa ekipy w lidze nie była przypadkowa. Porażka z Górnikiem Zabrze, remis z Koroną i wymęczone 2-0 z Sandecją, która ponad godzinę grała w osłabieniu, nie dają mistrzom Polski dobrej wizytówki. Ofensywa opiera się głównie na osamotnionym Michale Kucharczyku, rozegranie piłki kuleje. - Jedna rzecz jest godna podkreślenia - Vadis Odjidja Ofoe i Miroslav Radović to byli kluczowi zawodnicy, obu w tej chwili brakuje i to bardzo - zaznacza Jacek Kazimierski. Powrót "Rado" po kontuzji to kwestia kilku dni (przedwczoraj zagrał nawet w sparingu ze Zniczem), zastąpienie sprzedanego do Olympiakosu Vadisa na dziś to mission impossible. - Jestem ciekawy jednego: co ci piłkarze w obecnej formie zrobią w wyjazdowym meczu z Bruk-Betem-Termalicą Nieciecza? Co z tego wyjdzie? Czy są w stanie pokazać, że potrafią grać ze słabszymi, czy będzie gra na zasadzie "każdy sobie rzepkę skrobie"? - zastanawia się Kazimierski. Panu Jackowi nie podobają się ruchy transferowe, jakie przeprowadzili ostatnio legioniści. - Włoch Pasquato, Albańczyk Sadiku to zawodnicy z siódmej półki i to leżeli na niej na samym dole. Oni nie wywalczą awansu do Ligi Mistrzów czy nawet do Ligi Europy. Obawiam się, że zostali sprowadzeni bardziej dla usprawiedliwienia, że oto klub nie jest bezczynny, bo przecież kogoś bierze, niż dla realnego wzmocnienia zespołu - zastanawia się Jacek Kazimierski. - Nie oszukujmy się - klub biorący piłkarza, który potrzebuje siedmiu miesięcy, żeby dojść do formy, nie wygląda na zbyt poważny - kręci głową reprezentacyjny bramkarz Legii, mając na myśli Hildeberto Pereirę. Legia dała się zaszantażować Vadisowi. Pierwotnie nie chciała go sprzedawać, a jeśli już, to za kwotę wyższą niż pięć milionów euro. Skończyło się na dwóch milionach od Olympiakosu Pierus. - Dwie "bańki" też są dobre. Jak nie wiadomo, o co chodzi w tym zamieszaniu transferowym Legii, to odpowiedź może być prostsza niż się wszystkim wydaje: nie mają "hajsu" - uważa bramkarz, który w listopadzie 1986 r., w eliminacjach do Euro 1988 zatrzymał wielką Holandię, która później wygrała ten turniej. W piątek o godz. 13 legioniści poznają rywala w IV rundzie eliminacji do Ligi Europejskiej. - Wie pan co, może nawet dobrze się stało, że oni do tej Ligi Mistrzów w tym roku nie awansowali. Przecież z taką grą to byłaby masakra! Jeszcze większa niż przed rokiem w meczach z Borussią Dortmund. Pieniądze, jakie by się zarobiło na awansie do Champions League pieniędzmi, ale trzeba mieć podstawy do gry wśród najlepszych - zwraca uwagę Jacek Kazimierski. Michał Białoński