Zimą na Łazienkowskiej nie było ważniejszego pytania - "co z napastnikiem?". Zresztą podobny problem występował latem. W sierpniu odeszli Sandro Kulenović i Carlitos. W styczniu i lutym odchodził Jarosław Niezgoda, najskuteczniejszy piłkarz Legii, który w 18 meczach rundy jesiennej strzelił 14 goli. Gdy ostatecznie 25-letni napastnik został sprzedany do Portland Timbers - ze względu na badania trwało to trochę dłużej niż zazwyczaj - trwała wyliczanka jego potencjalnych następców. Na giełdzie transferowej pojawili się Jakub Świerczok z Łudogorca Razgrad, Igor Angulo z Górnika Zabrze, był jeszcze wśród kandydatów obieżyświat z Serbii nijaki Petar Skuletić. Problem był palący. W ataku Legii został wtedy jedynie Jose Kante i niedoświadczeni Maciej Rosołek i Kacper Kostorz. Niemal w ostatniej chwili, tuż przed rozpoczęciem rozgrywek, warszawski klub podpisał kontrakt z Tomaszem Pekhartem. To było zaskoczenie. Czech był ostatnio rezerwowym w Las Palmas. Przedtem grał w dobrych klubach (juniorzy Tottenhamu, Nurenberg, AEK Ateny, Inglostadt), ale nigdzie nie miał dobrych statystyk. 31 lat, bliska emerytura, krytycy pytali "po co ktoś taki?". Po raz kolejny okazuje się, że polska liga może być przyjazną przystanią dla piłkarzy o takim profilu - zawodników obytych w dobrych ligach, dojrzałych, z motywacją by dorobić się na koniec kariery materialnie i sportowo.