Nie tak wyobrażali sobie start w LE wicemistrzowie Polski. Legia nie trafiła do grupy śmierci, ale mimo to ma w niej olbrzymie problemy. Pokazał to czwartkowy mecz z Club Brugge - Belgowie grali przeciętnie, ale to i tak wystarczyło na zawodników Stanisława Czerczesowa. I nie zmienia tego optymizm trenera Legii. - Rozegraliśmy niezłe spotkanie. Wyglądało to lepiej niż w Warszawie i nie zasłużyliśmy na porażkę - mówił rosyjski szkoleniowiec na konferencji prasowej. Nie zmienia to faktu, że w całej LE (występuje w niej 48 drużyn) mniej punktów od Legii ma tylko Dynamo Mińsk (zero). Białorusini przegrali z Viktorią Pilzno, Rapidem Wiedeń i dwukrotnie z Villareal. Legia znajduje się wśród zespołów, które po czterech meczach mają punkt. Takie drużyny są cztery pięć: azerski FK Qəbələ, norweski Rosenborg, holenderski FC Groningen i właśnie wicemistrzowie Polski. Gdyby stworzyć tabelę z wszystkich drużyn, to Legia w LE zajmowałaby 45. pozycję dzięki nie najgorszemu - jak na ostatnią drużynę w grupie - stosunkowi bramek (1:5). Lepszy od niej jest nawet albański Skenderbeu Korce (ma trzy punkty). Mimo fatalnych wyników Legia ma jeszcze matematyczne szanse na awans. Kiedy może liczyć na cud? Po pierwsze - musi wygrać 26 listopada z FC Midtjylland i liczyć, że Napoli, które już zapewniło sobie pierwsze miejsce, potraktuje poważnie spotkanie w Belgii z FC Brugge. Zakładając, że Polacy i Włosi wygrywają, przed ostatnią kolejką Napoli ma 15 punktów, Midtjylland 6, Brugge i Legia - po 4. Wtedy 10 grudnia w Neapolu musiałby stać się kolejny cud (zwycięstwo Legii), a w Herning Duńczycy powinni zremisować z Belgami. - Jesteśmy zawodowcami, nie będziemy oglądać się na innych. Zamierzamy wygrać dwa kolejne spotkania i będziemy przygotowywać się do nich najlepiej, jak potrafimy - podkreśla Czerczesow.