Obecna sytuacja Filipa Mladenovicia w Legii Warszawa jako żywo przypomina tę z poprzedniego klubu - Lechii Gdańsk. W Trójmieście również co okno transferowe głośno było o możliwości odejścia bałkańskiego piłkarza, czy to do Crvenej zvezdy, w której grał wcześniej czy do klubów tureckich czy greckich. Podobnie jest teraz, różnica polega na tym, że klub ze stolicy rozmawia z Mladenoviciem w sprawie pozostania w Legii, natomiast Lechia takich negocjacji nawet nie podjęła rozmów wiedząc, że będzie bardzo ciężko sprostać oczekiwaniom lewego obrońcy. W 2020 r. kontrakt wygasł i "Mladen" na zasadzie wolnego transferu związał się z Legią na mocy trzyletniej umowy, która wygasa już niebawem 30 czerwca 2023 r. - Na razie nic nie ruszyło w sprawie nowej umowy. Zawsze mówiłem, że to kwestia, która nie zależy ode mnie. Klub podejmuje decyzje. Wszystko jest otwarte. Czuję się tutaj świetnie, tak samo moja rodzina, ale teraz nic nie mogę powiedzieć. Obecnie nic nie podpisałem ani tu, ani w innym miejscu. Zobaczymy, co się wydarzy — mówił ostatnio sam zainteresowany w rozmowie z Legia.net. W tej sytuacji obrońca, który ostatnio ma miejsce w reprezentacji Serbii stanie się łakomym kąskiem na transferowym rynku. Od 1 lipca będzie do wzięcia za darmo. Filip Mladenović odjedzie z Legii Warszawa? - Filipem Mladenoviciem jest zainteresowany Panathinaikos. Szukają kogoś na lewą stronę. Być może Tymoteusz Puchacz nie spełnił ich oczekiwań. Nic nie jest przesądzone, ale faktem jest, że grecki klub spogląda w stronę Serba jako kogoś, kto mógłby się zadomowić na lewej obronie czy wahadle — mówił Tomasz Włodarczyk w programie "Futbol Raport". Na osiem kolejek przed końcem rozgrywek greckiej Superligi, Panathinaikos jest wiceliderem tabeli, mając taki sam dorobek punktowy jak AEK Ateny i o trzy więcej od Olympiakosu Pireus. W ostatnim 15-leciu mistrzostwo Grecji padło łupem Olympiakosu 12 razy, po jednym mistrzostwie zdobyły "Koniczynki" z Panathinaikosu, AEK Ateny i PAOK Saloniki. Obecnym trenerem Panathinaikosu jest rodak Mladenovicia, Serb Ivan Jovanović. Maciej Słomiński, INTERIA