0-6 na inaugurację u siebie z Borussią, czy 4-8 w Dortmundzie - o tych wynikach mówił cały świat. Mistrzowie Polski nierzadko grali radosny futbol, czego odzwierciedleniem była choćby liczba straconych bramek - 24 już po pięciu meczach. Tak dziurawy w defensywie nie był dotąd żaden inny zespół LM. Ale Legia miała też znakomite momenty, jak podniesienie się z kolan w meczu z Realem Madryt w Warszawie i to bez kibiców. Ze stanu 0-2 ekipa Jacka Magiery wyszła na prowadzenie, by ostatecznie zremisować 3-3. Jak cenny był to punkt, okazało się na końcu, gdy mistrz Polski dzięki skromnej wygranej 1-0 ze Sportingiem Lizbona wskoczył na trzecie miejsce w grupie i zostaje w pucharach. Warszawianie potrafili przekuć klęskę w sukces, jakim jest pozostanie w grze. Mistrzowie kraju na tegorocznych występach w LM zarobili aż 17,5 mln euro. To kwota niebagatelna dla każdego polskiego klubu, nawet najbogatszej w kraju Legii. Legia długo była najgorszą drużyną rozgrywek, ale prawdziwą porażkę ponieśli inni, choćby wspomniany Sporting, który z trzema punktami na koncie wyleciał ze wszelkich rozgrywek europejskich, podobnie jak siedmiu innych uczestników LM. FC Brugge i Dinamo Zagrzeb nie zdobyło w tym sezonie Ligi Mistrzów choćby punktu. FC Basel i PSV Eindhoven uciułały po dwa "oczka". To w ich przypadku można mówić o klęsce. Legia zajęła trzecie miejsce w grupie, czyli to, o jakim od początku miała prawo realnie myśleć. Borussia i Real były poza zasięgiem. Jacek Magiera sprawia wrażenie człowieka, który wie, jak przełożyć na sukces zdobyte doświadczenie. Może na kolejny awans polskiego klubu do LM nie będziemy czekać następnych 20 lat. Liga Mistrzów: wyniki, tabela, strzelcy, terminarz