42-letni bramkarz zakończył karierę. Karierę niezwykle bogatą, bo naznaczoną przede wszystkim 65 występami w narodowych barwach. To rekord wszech czasów wśród polskich bramkarzy. Na niwie klubowej Boruc występował z kolei w Pogoni Siedlce, Legii Warszawa, Celtiku, Fiorentinie, Southampton i Bournemouth. Legia Warszawa pożegnała Artura Boruca Najbliższym sercu Boruca klubem zawsze była Legia. Nie może więc dziwić, że to właśnie przy Łazienkowskiej bramkarz zaliczył swój ostatni taniec. A partner w tymże tańcu był nieprzypadkowy - to Celtic, w którym Polak także pokazał się ze znakomitej strony. Szkocki klub przysłał do stolicy Polski oficjalną delegację, która przygotowała dla zawodnika pamiątki. To samo zrobiła zresztą też Legia i Pogoń Siedlce. Na stadionie pojawił się również minister Kamil Bortniczuk, który przyznał 42-latkowi najwyższe możliwe odznaczenie państwowe dla sportowca. To tyle, jeśli chodzi o oficjeli. Przez 90 minut o odpowiednią atmosferę dbało kilkanaście tysięcy kibiców Legii, którzy spisali się na medal. Nie zabrakło transparentów, plakatów, okrzyków, oklasków i gestów ogromnej sympatii i szacunku. Artur Boruc zakończył karierę Artur Boruc pojawił się na boisku dwukrotnie. Rozegrał całą pierwszą połowę, po czym ustąpił miejsca Cezaremu Miszcie i Kacprowi Tobiaszowi. W 90. minucie ponownie wszedł do bramki. Było to jednak wejście już tylko symboliczne - jedynie po to, aby móc raz jeszcze usłyszeć brawa i skandowanie swojego nazwiska. Sędzia nie przedłużył spotkania ani o sekundę. Po jego zakończeniu Boruc wziął mikrofon w dłoń i poprosił kibiców o jedną rzecz: aby wspólnie odśpiewali pieśń, która zaczyna się słowami: "Gdybym jeszcze raz miał urodzić się..." Emocje wzięły górę i wiecznie stonowany, niedostępny i zimny Artur zaczął płakać. Łzy lały się zresztą też na trybunach. Bardzo trafnie sytuację opisał komentujący to starcie na antenie Canal+ Sport Marcin Rosłoń: "Nie ma twardziela, który się nie rozkleił". Bo taki to był właśnie wieczór. I taki miał być. Jak napisaliśmy we wstępie - mecz był jedynie dodatkiem do wydarzenia o wymiarze niezwykle emocjonalnym. Bo choć w ostatnich miesiącach wokół Boruca, Legii i kibiców wydarzyło się wiele złego, pożegnanie tego trio po prostu musiało być godne. To wszak kawał przepięknej historii. Boruc nie zapomniał także o fanach, którzy przylecieli na to spotkanie specjalnie ze Szkocji - a była to grupa kilkudziesięciu osób. Polak podszedł pod zajmowane przez nich sektory i podziękował im za wsparcie. Gorąco wyściskał się także z piłkarzami Celtiku. *** A jak ta historia potoczy się dalej? Boruc to wielki indywidualista, koledzy z szatni często mówią, że to kot, który chodzi własnymi drogami. Czy te drogi przetną się jeszcze kiedyś ze szlakami legijnymi? A może 42-latek zupełnie zapomni o futbolu? Czas pokaże. Jakub Żelepień, Interia