Sportem zaraził go wuj, który był kibicem Cracovii, ale Kazik Staszewski - jeden z najpopularniejszych muzyków w historii polskiego rocka i punka, jest sympatykiem Legii Warszawa. INTERIA.PL: Jak się uchowałeś z pasjami sportowymi w środowisku punkowców, gdzie sport nie jest mile widziany? Kazik Staszewski, lider Kultu: To prawda. W naszej załodze mówiono, że "Przegląd Sportowy" to jest najbardziej "babilońska" gazeta i wstyd ją było czytać. Ja się z tym ukrywałem, ale sportem interesowałem się od bardzo dawna. Zaczęło się to od ... wujka, który był zresztą z Krakowa, był starym kibicem Cracovii. Po tym jak się przeniósł do Warszawy, został kibicem Legii i zaczął mnie prowadzać na Legię. Pamiętasz swój pierwszy dzień na Łazienkowskiej? - Chyba miałem osiem lat i byłem świadkiem triumfu naszej stołecznej drużyny nad Zagłębiem Sosnowiec. Chyba było 3:2, ale nie jestem pewien. Natomiast swój drugi mecz pamiętam o wiele lepiej. Wygrana z Lechem Poznań 2:0. Jeszcze wtedy grał Jan Pieszko, Robert Gadocha. Pamiętam tę Legię z Kazimierzem Deyną, Lesław Ćmikiewiczem, Gadochą, Pieszką w ataku, z Piotrem Mowlikiem na bramce. Wyobrażasz sobie, że w Kulcie publiczność robi Ci bunty, próbuje wymusić zmianę repertuaru? Coś takiego dzieje się niestety w warszawskim klubie. Jak to odbierasz? - Nie wyobrażam sobie czegoś takiego w Kulcie. Kiedyś, gdy graliśmy koncert w Gdyni, to bramka dosyć groźnie wyglądająca powiedziała: "Słuchaj, zadedykuj jakiś utwór Arce Gdynia". Ja odpowiedziałem: "Panowie, z całym szacunkiem, ale nie". Miałem trochę duszę na ramieniu przez cały koncert, bo tak się jakoś podejrzanie patrzyli. Natomiast w tym całym konflikcie jestem za zarządem Legii Warszawa. Po prostu tą hołotę trzeba rozgonić! Chodziłem z dziećmi na mecze i tego rodzaju historie traktowało się w sposób taki, że to jest dobrodziejstwo całego asortymentu. Swego czasu na Legii bardzo nielubiany był Jacek Wiśniewski, czy Józef Wandzik, jak z Panathinaikosem grali. Wtedy potworne wulgaryzmy pod adresem wymienionych padały. Nie mówiąc o tym, że czasami 15-20 minut drugiej połowy niemożliwe było do obejrzenia, bo akurat rozciągali gigantyczną flagę. Terror bandytów stadionowych jest po prostu w najwyższym stopniu godzien wykorzenienia. W Krakowie zdaje się są podobne problemy na Cracovii i jestem za tym, aby to wyeliminować. Jest to totalna hołota i groźna hołota, której cały stadion się boi. Należy tylko życzyć kierownictwu i Legii, i Cracovii, aby te konflikty zaczęły się ich sukcesami. Rozmawiał: Michał Białoński, INTERIA.PL cdn. PS. Dziękuję za pomoc w zorganizowaniu wywiadu Tomkowi "Gómiemu" Gomółce.