Adrianna Kmak, Interia: Był pan zaskoczony decyzją Krzysztof Mączyńskiego, który zdecydował się zagrać w Legii? Kamil Kosowski, były piłkarz Wisły Kraków: - Nie byłem tym zaskoczony. Z jednej strony rozumiem Krzyśka, ale z drugiej nie rozumiem tego, że składał wcześniej jakieś deklaracje. Być może stwierdził, że tak właśnie powinno być, bo jeżeli wcześniej w programie telewizyjnym czy na forach, Twitterze zadeklarowałby się, że przejdzie do Legii, to nie wiem czy miałby spokojny czas na to, żeby się koncentrować na klubie i meczach reprezentacji. Wiemy, że w Wiśle są kwestie zaległości finansowych. Krzysiek mówił, że mimo tego grał i grał bardzo dobrze, więc tutaj jest rozgrzeszony. Przez te wcześniejsze deklaracje Mączyńskiego, wokół jego transferu zrobiło się duże zamieszanie. - Ja jestem starszy i troszeczkę z innego pokolenia. Krzysiek poszedł wygrać mistrzostwo, grać w Lidze Mistrzów, dobrze przygotować się do mistrzostw świata. Wybrał klub, gdzie jest też mocna stabilizacja finansowa. Nie ma co ukrywać, że to była kwestia, która poważnie wpłynęła na Krzyśka. Nie sądzę, że zamieniłby Wisłę na Legię, gdyby miał w niej podobny kontrakt, jak w Krakowie. Można tutaj mówić o przywiązaniu klubowym, ale tak naprawdę na końcu jest rodzina, dzieci i przyszłość, w której trzeba się odnaleźć bez piłki. Wydaję mi się, że Krzysiek zagra w Legii do mistrzostw świata, a po nich z Legii odejdzie. Tak szybko zakończy swoją przygodę z Legią? - Legia sprowadziła konkretnego zawodnika, z wyznaczonymi zadaniami, reprezentanta Polski z pierwszego składu. Tutaj plus dla Legii, że udało jej się to zrobić. Warszawianie potrafili przejąć zawodników Lecha, teraz zrobili to Wiśle. Pieniądze pieniędzmi, ale pewne rzeczy potrafią zadziałać tak, że piłkarze zamieniają macierzyste kluby na drużyny, z którymi kibice, czy też oni sami w przeszłości nie mieli dobrych relacji. Krzysztof Mączyński zapewniał, że nigdy do Legii nie przejdzie. Po tych deklaracjach w Krakowie raczej nie będzie mile widziany przez wiślaków. - Ja nie czytałem tych wpisów Krzyśka, ale spodziewam się, że nie będzie miał łatwej przyszłości, jeśli chodzi o sferę mentalną. Nie wiem, czy potrafi się od tego odciąć, bo będzie się musiał przyzwyczaić, że nie będzie respektowany w Krakowie tak, jak był do tej pory. Nie wiem, jak to się odbije na jego głowie. Ja bym tego jednak jakoś specjalnie nie ubierał w złoto. Ta sprawa nie urasta u mnie do rangi nadzwyczajnej, bo Wisła to nie jest Wisła sprzed 15 lat, gdzie były duże pieniądze, a prezes Cupiał potrafił zatrzymać dobrych zawodników i kompletnie nie było rozmowy z Legią Warszawa o jakimkolwiek transferze. Z drugiej strony nie wiem, czy to zawsze było z takim pożytkiem dla piłkarzy. Ja się o tym przekonałem na własnej skórze, jak i wielu moich kolegów również. Mieliśmy dobre oferty, ale one nie były akceptowane przez klub. Dla nas były atrakcyjne zarówno finansowo, jak i pod względem marki. Można by było rozmawiać bardzo długo na ten temat i chyba wspólnego mianownika byśmy nie znaleźli. Ma pan w pamięci jakąś ofertę, której pan bardzo żałował? - Nie mam żalu do klubu i jakoś bardzo tego nie przeżywałem, ale były oferty z wielkich drużyn włoskich, francuskich, hiszpańskich i zostały odrzucone. To nie były tylko oferty dla mnie, ale też dla moich kolegów z drużyny. Zawsze były jednak przebijane razy dwa, razy trzy i w ówczesnych czasach, gdzie nie byliśmy w Unii Europejskiej i musieliśmy być piłkarzami spoza Unii. Wielkie kluby jak już miały wydawać duże pieniądze, to nie na Polaków. Gdyby miał pan wziąć pod uwagę obecne warunki, jaki panują w Wiśle, przyjąłby pan ofertę Legii? - Musiałoby mnie życie zmusić do tego, żeby przejść do Legii. Głównie musiałoby chodzić o zabezpieczenie rodziny. Nie sądzę, żeby Krzysiek miał taką sytuację, ale nie chcę, żeby to wyszło tak, że ja jestem fajny, a Krzysiek niedobry. Ja go rozumiem i nie mam do niego żadnych pretensji. Kiedyś Wisła była taką drużyną, do której wszyscy chcieli przyjść. Teraz Legia jest takim zespołem i tego nie zmienimy. Nie ma co temu zaprzeczać. To klub, który płaci najwięcej, wygrywa wszystko w ostatnich latach i oby grał regularnie w Lidze Mistrzów, bo to chyba dla każdego piłkarza w Polsce jest spełnieniem marzeń. W programie "Liga+ Extra" Krzysztof Mączyński zapewniał, że do transferu do Legii nie przekonałaby go nawet możliwość gry w Lidze Mistrzów. - Z tego prawdopodobnie Krzysztof będzie się musiał wytłumaczyć . Ja nie chce być żadnym sędzią, czy człowiekiem, który wyciąga jakieś wnioski. To jest prywatna sprawa piłkarza i nie byłoby na miejscu, żebym to komentował. Kwota 500 tysięcy euro, którą Wisła podobno zainkasowała za Mączyńskiego, to dla pana adekwatna cena za tego piłkarza? - Jeśli sprzedali go za taką kwotę, to pewnie tak Krzysztofa wyceniali. To pokazuje sytuację finansową klubu. Reprezentant Polski, który zawsze wychodzi w pierwszym składzie i gra bardzo dobrze... Gdyby grał w Legii i miałby przejść do innego klubu, to cena pewnie oscylowałaby wokół 1,5 miliona w górę. Jeżeli Wisła nie miałaby problemów finansowych i grałaby o mistrzostwo, Krzysiek pewnie w ogóle nie odszedłby z klubu, bo był za ważnym piłkarzem w jedenastce Ramireza. Gdyby w Legii pojawiła się za niego taka oferta, na pewno nie zaakceptowano by takich pieniędzy. Wisła będzie mocno osłabiona bez Krzysztofa Mączyńskiego? - Zależy kogo Wisła sprowadzi. Jest Pol Llonch, Peter Brlek, więc jest kim grać. Nie sądzę, żeby to była jakaś wielka wyrwa. Wisła grała ofensywnie i oczywiście Krzysiek to łączył. Wydaję mi się jednak, że bardziej błyszczał i przedstawiał swoją wartość w meczach reprezentacji. To jest zawodnik zadaniowy, coraz bardziej ta pozycja "6" jest doceniania. Pewnie dlatego też jest w Legii. Trzeba go będzie zastąpić i nie ma się tu nad czym zastanawiać. To nie jest napastnik, który strzela 20 goli na sezon, tylko defensywny pomocnik, którego trzeba będzie zamienić inną osobą albo ewentualnie zmienić troszeczkę taktykę i grać dwójką defensywnych pomocników. Wyjść jest dużo. Rozmawiała Adrianna Kmak