Na niespełna dwa tygodnie przed wyborami w Polsce, mogłem się spodziewać, że politycy w debatach dotkną wielu problemów z pogranicza sportu, jak choćby stanu przygotowań do Euro 2012, fatalnego szkolenia młodzieży piłkarskiej, podupadającego wychowania fizycznego w szkołach i klubach, czy nawet zabiorą głos w sprawie Maora Meliksona (ma grać, czy nie w reprezentacji Polski), ale nigdy bym nie przypuścił, że na plan pierwszy trafi sprawa "Starucha". Emocjonującą dyskusję na temat kibica Legii stoczyli w programie Bogdana Rymanowskiego (TVN 24) senator Zbigniew Romaszewski i minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski. Senator bronił Staruchowicza, twierdząc, że to właśnie on próbował okiełznać kibiców Legii, a przypadek spoliczkowania Jakuba Rzeźniczaka, był jedynie incydentem. Romaszewski wskazywał na nadużycie aparatu państwa, które mają się przejawiać w doborze niestosownego momentu zatrzymania ("Staruch", wraz z innymi kibicami poszedł wtedy uczcić rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego), jego błahym powodem, a także - co gorsza podejrzeniem pobicia zatrzymanego przez policjantów (w związku ze śladami pobicia kibica nie chciał przyjąć jeden areszt). - Nie chce mi pan powiedzieć, że Staruchowicz mógł odnieść korzyść finansową ze starych adidasów i przepoconej koszulki i właśnie przez nie wyjdzie na wolność dopiero w październiku - pytał ministra Romaszewski. Minister Kwiatkowski odparł, że to już oceni niezawisły sąd. Jak mantrę powtarzał też argument o uderzeniu przez "Starucha" piłkarza Legii Rzeźniczaka. I tak "Staruch" czeka na wyjście z aresztu, a cała Polska w politycznej debacie poznaje jego dziwne i nie do końca jasne losy. Red. Rymanowski zapytał ministra, czy to normalne, że za krytykę rządu (Transparent: "Cała Polska się z was śmieje, gdzie są drogi, gdzie koleje?") kibice dostają mandaty. Minister poradził, że jeśli faktycznie niesłusznie ktoś jest ukarany mandatem, to zawsze może odmówić jego przyjęcia i wyjaśnić sprawę w sądzie. Pytanie jest tylko jedno: po co całe to zamieszanie? Jeśli ktoś robi zadymy, awanturuje się na stadionach, bądź w ich okolicach, to trzeba go karać, ale za transparenty? Czy zamykanie stadionów w kilku miastach z tego powodu, że w Bydgoszczy PZPN źle zorganizował finał Pucharu Polski i zadymę urządziło sobie kilkuset awanturników? To się nazywa odpowiedzialność zbiorowa, która z demokracją mało ma wspólnego. Dyskutuj na blogu Michała Białońskiego