To nie pierwszy raz, kiedy jest głośno o Feio. Tak było, gdy pracował jako asystent w Rakowie Częstochowa. Wtedy na cenzurowanym Portugalczyka był Kamil Waskowski, kierownik drużyny. Zaczęło się od "wymiany uprzejmości" podczas gierki treningowej dla szkoleniowców i członków sztabu. Skończyło regularną bójką na zgrupowaniu oraz stekiem wyzwisk skierowanym pod adresem Waskowskiego. Marek Papszun stanął jednak po stronie kierownika i Feio musiał opuścić klub. Potem było już zdarzenie w Motorze Lublin, za które prokuratura postawiła mu we wtorek zarzuty. Sprawa dotyczy wydarzeń z marca ubiegłego roku, kiedy po meczu z GKS-em Jastrzębie ówczesny trener, którym był Portugalczyk, uderzył ówczesnego prezesa Pawła Tomczyka plastikowym pojemnikiem na dokumenty, rozbijając mu łuk brwiowy, co wymagało wizyty w szpitalu i zakładania szwów. Prokuratura postawiła zarzuty Goncalo Feio Śledztwo w tej sprawie prowadzi Prokuratura Rejonowa Lublin-Południe. We wtorek prokurator przedstawił Goncalo Feio dwa zarzuty. Jeden zarzut dotyczy sprowadzenia niebezpieczeństwa spowodowania obrażeń ciała oraz spowodowania tychże obrażeń w stopniu lekkim u pokrzywdzonego, przy czym prokurator uznał, że miało to charakter chuligański. Drugi zarzut dotyczy kierowania wobec pokrzywdzonego gróźb karalnych. Oba te przestępstwa zagrożone są karą do trzech lat więzienia. Przesłuchany w charakterze podejrzanego trener nie przyznał się do winy. - Złożył wyjaśnienia, które będą weryfikowane w toku postępowania, które nadal jest prowadzone - przekazała Agnieszka Kępka, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Lublinie, cytowana przez PAP. Goncalo Feio podczas konferencji prasowej dwa dni po zdarzeniu w marcu ubiegłego roku, wyrażał "głębokie ubolewanie", że klub, jego właściciel i inni po tym, co zrobił, musieli się zmierzyć z falą krytyki. "Nie ma żadnego wytłumaczenia dla mojego zachowania, które było naganne. Przepraszam, a przede mną daleka droga, by odzyskać wasze zaufanie" - mówił wtedy trener Motoru Lublin, zaznaczając, że potępia każdą formę przemocy. Tymczasem teraz "Fakt" opisał sytuację sprzed meczu Legii z Jagiellonią Białystok, która miała miejsce na treningu, odbywającym się w podwarszawskich Książenicach. Oglądał go Radosław Mozyrko, dyrektor działu skautingu Legii. Goncalo Feio wziął sprawy w swoje ręce Nie podobało się to jednak Portugalczykowi, który nie zamierzał tak zostawić tej sytuacji. "Najpierw poprosił jednego z asystentów, by wyprosili dyrektora skautingu z zajęć. Kiedy Mozyrko nie posłuchał jego prośby, do akcji wkroczył sam Goncalo. Podszedł do Radka i kazał mu wyp..." -"Fakt" cytuje naocznego świadka tych wydarzeń. Feio prowadzi Legię od kwietnia tego roku. W tym sezonie Portugalczyk co prawda doprowadził "Wojskowych" do fazy ligowej Ligi Konferencji, którą rozpoczął nawet od zwycięstwa nad Betisem Sewilla 1-0 przy Łazienkowskiej, ale w PKO BP Ekstraklasie już nie jest tak dobrze. Po 11 kolejkach Legia zajmuje w niej szóste miejsce z 16 punktami, tracąc dziewięć "oczek" do liderującego Lecha Poznań, a siedem do zajmujących drugie i trzecie miejsca - Rakowa Częstochowa i Cracovii.