Ostatnie miesiące w Legii nie były szczególnie udane dla Artura Boruca. Po zawieszeniu za czerwoną kartkę Aleksandar Vuković odstawił go od składu i nie mieścił się nawet na ławce rezerwowych. Doświadczony, 42-letni bramkarz oglądał poczynania kolegów z trybun i w ostatnim meczu sezonu pożegnał się z kibicami, kończąc swoją bogatą karierę. "Fatalne zachowanie" Legii wobec Boruca Fakt, że nie mógł pożegnać się z klubem, którego jest żywą legendą, odnotowując choćby symboliczny występ na boisku, wzbudził sporo kontrowersji. Boruc siedział na "Żylecie" z najbardziej zagorzałymi fanami, a mógł zagrać w koszulce z "L" na piersi, którą przez wiele lat dumnie nosił. Czytaj także: Test cierpliwości Legii wobec Runjaica - Legia zachowała się fatalnie. Kiedy nie tak dawno trzeba było klub na boisku ratować, to Artur był OK. W tyłek go całowano, kiedy swoimi interwencjami Legię do pucharów ciągnął. A teraz w ten sam tyłek go kopnięto. Czy komuś to się podoba, czy nie - jest i pozostanie ikoną klubu - mówił w "Przeglądzie Sportowym" Radosław Kałużny. Co działo się w ostatniej kolejce naszej Ekstraklasy - sprawdź w naszym programie wideo! Popularny "Tata" nigdy nie gryzł się w język i tym razem nie jest inaczej. Trudno jednak nie zgodzić się z jego oceną tej sytuacji, bo można było rozważyć różne scenariusze pożegnania Artura Boruca, ale ten, który się zdarzył, z całą pewnością nie był najbardziej fortunny.