Na pierwszej konferencji prasowej w Legii, przed czwartkowym meczem eliminacji Ligi Europy z Dritą Gnjilene, Michniewicz tryskał entuzjazmem. Chętnie odpowiadał na pytania, żartował, z pasją mówił o swoich planach, czuł się w swoim żywiole. Zachowywał się tak jakby zajął stanowisko, o którym marzył. Podjął się pracy w najlepszym polskim klubie, z największym budżetem, nowoczesnym ośrodkiem treningowym, dalekosiężnymi ambitnymi planami. Dla każdego trenera to więcej niż interesujące wyzwanie, a przy tym niezłe pieniądze. Prowadzenie reprezentacji młodzieżowej Polski okazało się wobec takiego zadania (i profitów) mniej nobilitujące. To zrozumiałe, bo przecież Michniewicz tylko na początku swojej kariery trenerskiej prowadził czołowe polskie kluby, które były w stanie o coś walczyć. To był Lech Poznań i - mocno sponsorowane wtedy przez KGHM - Zagłębie Lubin. Z Lechem wywalczył Puchar Polski w 2004 roku, a z Zagłębiem sięgnął po mistrzostwo kraju w 2007 roku. Zdobyty w tym samym roku z lubinianami Superpuchar był ostatnim trofeum w trenerskiej karierze Michniewicza. To było 13 lat temu. Potem prowadził siedem różnych klubów, z których w żadnym nie pracował dłużej niż rok. Miewał długie przerwy w zatrudnieniu. Nie był trenerem pierwszego wyboru dla klubów Ekstraklasy. PZPN zatrudnił go w lipcu 2017 roku. Wcześniej nie sprawdził się w Pogoni Szczecin, nie wyszła mu praca w Termalice, dostał szansę w młodzieżówce. Prowadzona przez niego kadra dwukrotnie zremisowała z Wyspami Owczymi w eliminacjach MME, co jest jedną z największych kompromitacji polskiego futbolu ostatnich lat. Ale później drużyna Michniewicza ograła w barażach Portugalię, a w fazie finałowej MME pokonała Belgię i Włochy, by przegrać - decydujący o awansie do igrzysk olimpijskich w Tokio - mecz z Hiszpanią 0-5. Trener jest tak dobry jak jego ostatni wynik. Znane powiedzenie pasuje jak ulał do oceny pracy Czesława Michniewicza. 50-letniemu szkoleniowcowi wystawia się obecnie noty za występy prowadzonej przez niego młodzieżówki, wcześniej za tytuł zdobyty z Zagłębiem i puchar z Lechem. Wpadki w meczach z Wyspami Owczymi uważa się za wypadek przy pracy, a pusty przebieg od 2007 do 2017 roku pomija się albo zwala winę na zawirowania w klubach, niepoważnych właścicieli i inne okoliczności. To będzie bardzo ciekawe, jakiego Michniewicza zobaczymy w Legii? Czy tego, który wygrał mistrzostwo z Zagłębiem Lubin i potrafił zwyciężać z Portugalią, Belgią i Włochami? Czy przeciętnego polskiego trenera z czasów 2007-17, albo szkoleniowca, który nie potrafi wygrać z Wyspami Owczymi? Już w czwartek, w meczu eliminacji Ligi Europy z nawet tak niedocenianym przeciwnikiem jak kosowska drużyna Drita Gnjilene, Michniewicz ma wiele do udowodnienia. Olgierd Kwiatkowski