W ogłoszonym w środę przez firmę Deloitte rankingu finansowym Ekstraklasy za 2018 rok "Piłkarska liga finansowa" Legia odniosła zdecydowane zwycięstwo. Osiągnęła 100,2 milionów złotych przychodów, wyprzedzając Lecha Poznań (57,1 mln) i Lechię Gdańsk (48,3 mln zł). W przypadku Legii nastąpił spadek przychodów ze 138,3 mln zł z powodu braku wpływów z gry w europejskich pucharach. Bardziej dotkliwa wizerunkowo i sportowo była utrata mistrzostwa Polski. Jakie konsekwencje przyniesie to w rachunku finansowym wicemistrza Polski? Olgierd Kwiatkowski, Interia.pl: Czy gratulować panu zwycięstwo w rankingu Deloitte "Piłkarska liga finansowa"? Łukasz Sekuła, członek zarządu Legii: Ten ranking pokazuje, że Legia ma najwyższe przychody, największą średnią frekwencję, jest więc największym klubem w Polsce. To bardzo ważne dla naszych sponsorów i dla naszych kibiców. W zestawieniu finansowym Legii za 2018 roku widzi pan więcej pozytywów, czy dostrzega pan jednak pewne negatywne sygnały? - Widzę wiele rzeczy pozytywnych. Frekwencja na poziomie 17 tys. widzów robi wrażenie. Zapełniamy stadion w 60 procentach i to jest wzór dla innych klubów. Wygenerowanie 100 milionów przychodów, gdy w bilansie nie uwzględnia się przychodów z transferów i z europejskich pucharów, gdzie zabrakło nas w fazie grupowej, uważam za bardzo dobry wynik. Transfery i gra w pucharach powinny być bardzo ważnymi składowymi przychodów. A koszty wynagrodzeń, 90 milionów złotych, co daje wysoką 90-procentową wartość wskaźnika wynagrodzenia do przychodów, nie niepokoją pana? - Na ten wskaźnik należy patrzyć z dwóch stron. W klubie nie wzrosły wynagrodzenia przez ostatnie dwa lata, ale przychody - z powodu braku występów w fazie grupowej europejskich pucharów - zmalały i to spowodowało wzrost wskaźnika. Nie nastąpiło to z powodu wzrostu wynagrodzeń. Podczas konferencji pojawiło się stwierdzenie, że Legia musi płacić więcej piłkarzom, bo ma wysokie przychody. Czy rzeczywiście tak to działa? - Zawsze szukam wzorów poza Polską. Bayern Monachium płaci więcej niż Borussia Dortmund i walczy do ostatniej kolejki o mistrzostwo Niemiec. Legia powinna płacić więcej niż inne kluby, bo oczekiwania wobec Legii są wyższe - to zdobywanie trofeów, udział w fazie grupowej europejskich pucharów. Legia sprzedała właśnie najbardziej perspektywicznego zawodnika Sebastiana Szymańskiego. Pewnie dla pana jako odpowiedzialnego za finanse klubu to dobra wiadomość, ale z drugiej strony klub się osłabił? - Doszło do transferu zawodnika, który ostatnie lata spędził w Legii, przeszedł wszystkie szczeble akademii piłkarskiej, jest blisko reprezentacji Polski, odchodzi za jedną z dwóch najwyższych kwot w historii polskiej Ekstraklasy. To jest dobra wiadomość. Raport Deloitte nie uwzględnia działalności transferowej, a to przecież jedna z głównych części generowania przychodów przez polskie kluby piłkarskie. Chcemy tak wytrenować zawodników, żeby na nich zarabiać. Prezes Ekstraklasa S.A. Marcin Animucki powiedział, że w perspektywie roku, dwóch mistrz Polski będzie mógł otrzymywać 30 milionów złotych. Spółka dąży do tego, by sowicie wynagradzać najlepszych. Z perspektywy Legii to pewnie właściwa decyzja? - Najlepsze kluby, które zajmują miejsca w czołówce ligi, reprezentują Polskę w europejskich pucharach, promują młodych polskich zawodników powinny dostawać duże pieniądze. To jest motywujące - warto być na topie, walczyć o europejskie puchary, bo z tego wynika konkretny zarobek. Minął już miesiąc od zakończenia ligi. Czy utrata mistrzostwa Polski jest dla Legii czymś więcej niż tylko sportową i prestiżową stratą? - Raport finansowy pokazuje, że Legia ponownie uzyskała najwięcej przychodów z wszystkich klubów w Polsce. Drugie miejsce w lidze nie wpłynęło na finanse klubu, ale zamknęło ścieżkę do Ligi Mistrzów. Od początku realnie jednak zakładaliśmy, że naszym celem jest gra w fazie grupowej Ligi Europy i ta ścieżka jest otwarta. 19 czerwca odbędzie się losowanie, 11 lipca zaczynamy występ w europejskich pucharach. Przystępujemy do nich pełni werwy i nadziei. Rozmawiał Olgierd Kwiatkowski