Legia Warszawa przystąpiła do rewanżu z FC Midtjylland bez zaliczki. Pierwsze spotkanie zakończyło się wynikiem 3:3, a remis "Wojskowym" uratował w 86. minucie rezerwowy Blaz Kramer. Warszawianie nie mieli jednak powodów, aby specjalnie przejmować się takim stanem rzeczy - wszak w tegorocznej kampanii europejskiej ani razu nie zapewnili sobie przewagi na półmetku dwumeczu. Z Kazachstanu wrócili z wynikiem 2:2, z kolei do Wiednia jechali po porażce 1:2 u siebie. Kosta Runjaic i jego podopieczni wierzyli w swoje możliwości. Wskazywali także na dwunastego zawodnika - kibiców, którzy w czwartkowy wieczór szczelnie wypełnili trybuny przy Łazienkowskiej. Żywiołowy doping rozpoczęli, zanim jeszcze piłkarze zdążyli pojawić się na murawie. Przy okazji zaprezentowali również efektowną oprawę. Legia Warszawa - FC Midtjylland: Dynamiczny początek "Wojskowych" Fani dawali z siebie wszystko od pierwszych sekund, a za ich przykładem poszli piłkarze, którzy zaliczyli niezwykle dynamiczny początek. Prawą flanką atakował Paweł Wszołek, do gry po drugiej stronie pokazywał się Patryk Kun, a swoje okazje strzeleckie mieli Marc Gual i Tomas Pekhart. Po mniej więcej 20 minutach napór gospodarzy nieco się uspokoił, a do głosu doszli Duńczycy. Nie sprawili jednak poważnych kłopotów Kacprowi Tobiaszowi - wyglądało na to, że "Wojskowi" mają mecz pod swoją kontrolą. Szokująca decyzja Pogoni. Dante Stipica odsunięty od drużyny Jedyne poważne ostrzeżenie wicemistrzowie Polski otrzymali w 32. minucie. Gue-sung Cho wybiegł za plecy obrońców i znalazł się na czystej pozycji, ale fatalnie przestrzelił. Gospodarze odpowiedzieli kilkoma szybkimi akcjami z wykorzystaniem skrzydeł, ale wciąż brakowało im celności. Końcówka pierwszej połowy nie przypominała już początku - tempo gry wyraźnie spadło, a obie ekipy zdawały się jedynie czekać na przerwę. Legia – Midtjylland: Strzelanie zaczęło się po przerwie Po zmianie stron piłkarze Runjaica odzyskali wigor. Znów przejęli inicjatywę, a przede wszystkim oddawali groźne strzały. W 53. minucie ich wysiłki zostały wynagrodzone. Paweł Wszołek zacentrował precyzyjnie w pole karne, a Tomas Pekhart dołożył głowę, posyłając piłkę poza zasięgiem bramkarza przyjezdnych. Kolejne minuty przypominały to, co działo się w pierwszej połowie. Warszawianie znów byli lepsi, ostrzeliwali bramkę rywali, ale nie potrafili podwyższyć wyniku na 2:0. Niewykorzystane okazje zemściły się boleśnie - w 70. minucie wyrównał Paulinho. Brazylijczyk miał sporo szczęścia - piłka odbiła się od Rafała Augustyniaka i słupka, po czym zatrzepotała w siatce. W kolejnych minutach obie drużyny miały znakomite sytuacje, aby przechylić szalę na swoją stronę. Najpierw Pekhart został zablokowany w ostatnim momencie, a później Aral Simsir trafił w słupek. Gole jednak nie padły - to oznaczało dogrywkę. Epicki bój Legii z Midtjylland zakończony rzutami karnymi Pierwszy kwadrans nie obfitował w akcje ofensywne. Po piłkarzach widać było rosnące zmęczenie, a także świadomość, że margines błędu jest już minimalny. W drugiej części dogrywki również ani Legia, ani Midtjylland nie forsowały tempa. I jedni, i drudzy byli najwyraźniej pogodzeni z tym, że zwycięzcę będzie musiał wyłonić konkurs rzutów karnych. Kibice Lecha Poznań mogą być wściekli. Teraz widać jak na dłoni Tak też faktycznie się stało. Po przeszło dwóch godzinach walki nadal nie było rozstrzygnięcia. Serię jedenastek rozpoczął Bartosz Slisz, który był bezbłędny. Nie pomylili się również Gue-sung Cho, Ernest Muci, Juninho, Radovan Pankov, Andre Romer, Blaz Kramer, Oliver Sorensen, Josue i Nikolas Dyhr. Było 5:5 i konkurs trwał dalej. W szóstej serii skuteczny był Maciej Rosołek, za to uderzenie Stefana Gartenmanna obronił Kacper Tobiasz. Legia awansowała tym samym do fazy grupowej Ligi Konferencji Europy. Jakub Żelepień, Interia