Tuż po zakończeniu finału Pucharu Polski, obrońca Legii Warszawa, Filip Mladenović dał pokaz chamstwa uderzając kilku piłkarzy Rakowa Częstochowa. Podnoszona jest kwestia wcześniejszego zdarzenia, gdy jeden z rywali podciął Serba, gdy ten w mało kulturalny sposób świętował zdobycie pucharu. Oczywiście, kibice obu stron zapewniają, że "to tamci zaczęli", ale przypomina to przepychanki w pierwszych klasach podstawówki i skarżenie się pani wychowawczyni: "proszę pani, ale on się bije pierwszy". Pierwszy czy nie, żaden zawodowy sportowiec, a zwłaszcza tak dobry piłkarz jak Mladenović, nie powinien wdawać się w takie przepychanki. Będziemy bardzo zdziwieni jeśli w sezonie 2022/23 "Mladen" wyjdzie jeszcze na boisko. Do końca rozgrywek 2022/23 zostały jeszcze cztery mecze w Ekstraklasie, za tak chamskie zachowanie kara może sięgnąć nawet kolejnych rozgrywek. Jednak dla wszystkich osób (w tym dla mnie), które obserwowały mecze Serba w poprzednim jego klubie, Lechii Gdańsk takie zachowanie "Mladena" nie jest zaskoczeniem. Filip Mladenović był w już Gdańsku Dr Jekyllem poza boiskiem i Mr Hyde'm na placu gry i wyraźnie widać, że w Legii Warszawa nic się pod tym względem nie zmieniło. Jakkolwiek dziwnie to nie zabrzmi po wczorajszych wydarzeniach, Filip Mladenović to poza boiskiem miły i ułożony gość, w którego diabeł wstępuje, gdy wchodzi na boisko, wówczas jego lont staje się bardzo krótki i każda akcja grozi wybuchem. Mario Maloca, kolega Mladenovicia z czasów Lechii Gdańsk mówił o Filipie jako o najlepszym zawodniku nie tylko Lechii, ale całej polskiej ligi. W wywiadzie dla Interii "Generał" ujawnił inną twarz "Mladena". - Filip to bardzo ułożony człowiek. Poza boiskiem to oaza spokoju - mówił. W najlepszym sezonie w historii Lechii Gdańsk 2018/19 "Mladen" mimo że był lewym obrońcą, z tej pozycji często konstruował akcje ofensywne, w punktacji kanadyjskiej miał 12 punktów za trzy gole i dziewięć asyst - nikt w lidze nie miał więcej podań kluczowych. Poza boiskiem Filip Mladenović to "oaza spokoju" Mało kto miał też więcej żółtych kartek niż "Mladen". Ten już wtedy doświadczony zawodnik jakby zapomniał, że z sędziami jeszcze nikt nie wygrał, kolekcjonował żółte kartki nie z powodu zbyt ostrej gry, a raczej kłótni z boiskowymi rozjemcami. Nie odpuszczał też rywalom, a czasem nawet kolegom z zespołu. Jak sam mówił, najczęściej spierał się z Michałem Nalepą, Lukasem Haraslinem i Danielem Łukasikiem. "Przeglądowi Sportowemu" "Mladen" mówił: - Krzyk daje mi moc. Kiedy jestem wkurw..., wtedy jestem najlepszy. Jeśli Mladen będzie siedział cicho, to znaczy, że pora kończyć karierę. Czy Filip Mladenović żałował, którejś z żółtych tych kartek? - Żadnej. Jeśli je dostałem, to na pewno zasłużenie - zaznaczył piłkarz, który często balansował na krawędzi, ale ostatecznie w barwach Lechii, nie wiadomo jakim cudem, nie dostał żadnej kartki czerwonej. Tę zobaczył dopiero po ostatnim swoim meczu w barwach Lechii Gdańsk: 24 czerwca 2020 roku z Piastem Gliwice. "Czerwień" pokazał Serbowi trener Biało-Zielonych, Piotr Stokowiec. Ze strony Serba nie usłyszeliśmy gorzkich żali jaki to niedobry był Stokowiec, narzekań w stylu Sławomira Peszki, Artura Sobiecha czy Rafała Wolskiego. Obie strony na tej współpracy skorzystały. Lechia na stałe zagościła w ligowej czołówce, po 36 latach zdobyła Puchar Polski i zagrała w pucharach, a "Mladen" wrócił do kadry i zapracował na sowity kontrakt w klubie, który regularnie występuje w Europie. Nowym pracodawcą Serba została Legia Warszawa, ale w Gdańsku nikt nie miał żalu. - Mieliśmy bardzo dobre relacje i tak już zostanie. On pomógł mnie, a ja się odwdzięczałem. Kiedy przyszedł do Gdańska, nie byłem w najlepszej dyspozycji. Szybko zrozumiałem, czego trener Stokowiec ode mnie wymaga, dostosowałem się. Miał rację, kiedy na początku, gdy objął drużynę, na mnie nie stawiał. Potrzebowałem okresu przygotowawczego, po nim wszystko się poukładało. I kiedy w następnym sezonie wskoczyłem do pierwszego składu, to tak już zostało. Miałem jego zaufanie, ale to było obustronne. Razem osiągnęliśmy historyczny wynik, nikt przed nami tego nie dokonał. Piękna sprawa. Te dwa i pół roku to była mozolna praca, najbardziej intensywna w całej mojej karierze. Nie mogę złego słowa o nim powiedzieć, nie chcę komentować opinii innych zawodników. To ich historie, nie znam tematu." - powiedział na pożegnanie z Gdańskiem serbski zawodnik. Maciej Słomiński, INTERIA