Zwolnienia Jacka Magiery Dariusz Mioduski powinien żałować do dzisiaj. Przy pierwszym poważniejszym kryzysie trener, który przed chwilą zremisował z wielkim jeszcze Realem w Lidze Mistrzów, został zwolniony. Nie dostając żadnego wsparcia od klubu. Teraz pod topór poszła trenerska głowa Czesława Michniewicza. Kolejny trener, który staje się ofiarą własnego sukcesu. Wyobraźmy sobie scenariusz, w którym Legia Michniewicza odpada w dwumeczu z faworyzowaną Slavią Praga, przez co spada do znaczniej mniej prestiżowej Ligi Konferencji. W ten sposób bardziej koncentruje się na lidze i dziś jej przewaga na lidera wynosiłaby np. 8-9, a nie 18 pkt. Oczywiście, wpływy do klubowej kasy byłyby znacznie mniejsze niż za awans i dwa zwycięstwa w Lidze Europy, ale szanse na obronę mistrzostwa nadal byłyby niemałe. Tylko Vuković wytrwał dłużej niż 500 dni u Mioduskiego Od lidera wśród polskich prezesów Dariusza Mioduskiego nie oczekuję jeszcze, że będzie szanował ciężki, trenerski zawód. Wymagam natomiast jednego - wyciągania wniosków z własnych błędów. Fakt, że jedynym szkoleniowcem, który wytrwał przy Łazienkowskiej więcej niż 500 dni, z czego prawie 90 to pandemiczny lockdown bez meczów, powinien mu dać do myślenia. A może jest tak, że zmiana trenera nie rozwiązuje żadnego problemu, stwarza tylko pozory działania? Czy Legia znajdzie lepszego trenera od Michniewicza, bądź Magiery? Jak długo będzie go szukała i ile na niego będzie musiała wydać? Czy pion sportowy Legii, przy dokonywaniu wzmocnień, sprawdzał mentalność sprowadzanych zawodników, czy tyko ich zdrowie i umiejętności piłkarskie? Czy nie lepiej było w inny sposób wstrząsnąć szatnią, a pozycję trenera wzmocnić? Obawiam się, że te pytania pozostaną bez odpowiedzi. Traf sprawił, że w momencie, w którym Legia odprawiła Michniewicza po kompromitacji piłkarzy, a nie trenera w Gliwicach, Jacek Magiera odniósł jedno z najwyższych wyjazdowych zwycięstw w historii Śląska Wrocław - 5-0. Klasa się zawsze obroni. Podobnie będzie w wypadku trenera Czesława, który zostawił Legię na fotelu lidera Ligi Europy, na półmetku rywalizacji w Grupie C. Cracovia, Pogoń i Piast pokazują, że warto być cierpliwym Ja wiem, że Legia jest jednym z najbardziej medialnych polskich klubów, a przez to ciąży na niej wielka presja wyniku. Niemniej jednak ciągłe zmiany szkoleniowców tego wyniku wcale nie poprawiają, a narażają klub na poważne straty. Ile razy kryzysy Michała Probierza przetrwał Janusz Filipiak i dziś Cracovia dobrze sobie radzi. Podobną cierpliwością do trenerów wykazywał się Piast w stosunku do Waldemara Fornalika i Pogoń wobec Kosty Runjaicia. W tych klubach można mówić o ciągłości procesu szkoleniowego. W Legii niekoniecznie. Zostawcie Marka Papszuna w spokoju Najbardziej bawią mnie pomysły, że lekiem na całe zło Legii Warszawa byłby Marek Papszun. Dlaczego ten skuteczny szkoleniowiec jest cudotwórcą w Rakowie? Bo mocną pozycję i parasol ochronny zapewnił mu właściciel klubu. Z tego wzięły się awans z 2. Ligi do pierwszej, później do Ekstraklasy, zdobycie Pucharu Polsku i Superpucharu, zresztą na stadionie Legii. Papszun pobił Michniewicza w Warszawie nie lepszymi piłkarzami, tylko silniejszą drużyną, którą budował o cztery lata dłużej. Jeżeli wrzucicie Papszuna do (bez)ładu Legii, tak samo po roku zrobicie z niego wariata. Dlatego mam nadzieję, że prezes Dariusz Mioduski ustawi właściwie porządki w klubie: to piłkarze, a nie tylko trener, odpowiadają za wyniki. Bez tego klub, ciągle zmieniający trenerów, będą przypominał psa goniącego bez efektu za swym ogonem. Mioduski mógł zaryzykować i nie zwalniać Michniewicza. W lidze mleko i tak się już rozlało. Obrona mistrzostwa to zadanie niewykonalne, nawet gdyby warszawianie sprowadzili Pepa Guardiolę. Trzymam kciuki za Marka Gołębiewskiego, ale Czesław Michniewicz dawał większe nadzieje na dalsze punkty w Europie, które są potrzebne i Legii i Ekstraklasie do awansu. Spryt, inteligencja i dobór taktyki pod rywala w warsztacie Michniewicza są unikatowe. Jestem pewien, że dzięki nim nie będzie długo czekał na nowego pracodawcę. Tym bardziej, że doświadczenia z Łazienkowskiej jeszcze bardziej go wzbogaciły. Już po północy Czesław Michniewicz zdobył się w tym ciężkim dla niego dniu na podziękowania. Napisał na Twitterze:"Dziękuję za wszystko. To były piękne chwile, których nigdy nie zapomnę. Mamy coś, czego nie zabierze nikt..."Sądząc po komentarzach, kibice zostawią w pamięci te dobre, a nie złe chwile Legii z Czesławem Michniewiczem. CZYTAJ TEŻ: Kowalski: Legia jest źle budowana