Andrzej Klemba, Interia: Jedenaście lat temu Legia grała z Molde FK w eliminacjach Ligi Mistrzów. Awansowała, ale bardzo szczęśliwie. Z trudem w Norwegii zremisowała 1:1, a w rewanżu było 0:0. Tomasz Brzyski: Rzeczywiście, zwłaszcza ten pierwszy mecz był bardzo słaby w naszym wykonaniu. Już do przerwy mogliśmy przegrywać trzema czy czterema bramkami, a było tylko 0:1. Szczęście było jednak przy nas, bo w drugiej połowie po moim dośrodkowaniu Władimer Dwaliszwili strzelił głową gola i dowieźliśmy remis. W rewanżu też nie było wiele lepiej, bo rywale mieli wiele okazji, ale dzięki 0:0 i działającym wtedy przepisie o bramkach strzelonych na wyjeździe, to Legia przeszła dalej. - Bardzo cieszyliśmy się z tego pierwszego remisu, bo rywal był zdecydowanie lepszy. To był bardzo cenny wynik. W rewanżu spotkanie było bardziej wyrównane, ale w końcówce Norwegowie postawili wszystko na jedną kartę. Naciskali nas mocno, ale przetrwaliśmy. Tyle że w kolejnej rundzie, która już decydowała o awansie do fazy grupowej Ligi Mistrzów, to Legia stała się ofiarą tego już wycofanego przepisu. Po remisie 1:1 w Bukareszcie, w Warszawie było 2:2 i to Steaua awansowała. Wtedy z Molde graliście w lipcu tuż po rozpoczęciu ligowego sezonu w Polsce. Norwegowie byli w środku rozgrywek. Teraz Legia już wznowiła rundę wiosenną, a liga w Norwegii startuje dopiero na początku kwietnia. Ma to znaczenie? - Oczywiście, że tak. Choćby nie wiem, ile sparingów rozegrać, to nie zastąpią meczu o punkty. Teraz Legia ma za sobą pierwsze spotkanie. Oglądałem je i może nie w najlepszym stylu, ale pokonała Ruch Chorzów. Trudny początek, ale zwycięski. Miałem rozdarte serce, bo czas gry w obu drużynach wspominam bardzo dobrze. Ma za sobą ligowe przetarcie i pojedzie do Norwegii. Rywale są dopiero po pierwszym obozie przygotowawczym i to może mieć spore znaczenie. Trudno coś o nich powiedzieć, bo nie grali o punkty. Tam przerwa między sezonami trwa około czterech miesięcy. W Polsce między rundami niecałe dwa miesiące. Poza tym Legia w tym sezonie gra dobrze w pucharach i przewaga powinna być po jej stronie. Kiedy grał pan w Legii, regularnie występowaliście w Europie. Graliście najpierw o Ligę Mistrzów, ale się nie udawało. Który mecz wspomina pan najlepiej? - Cztery razy zdobyłem mistrzostwo z Legią, a kiedy udało się w końcu awansować do fazy grupowej Ligi Mistrzów, to wystąpiłem tylko w eliminacjach i odszedłem z zespołu. Ówczesny trener Besnik Hasi przesunął mnie, Kubę Rzeźniczaka i Stojana Vranjesa do rezerw. Uniosłem się honorem i powiedziałem, że nie będę grał w drugiej drużynie. Odszedłem do Cracovii, choć okazało się, że to nie był najlepszy pomysł. Mogłem zostać, jak Kuba, bo wkrótce Hasiego zastąpił Jacek Magiera i w wywiadzie stwierdził, że przywróciłby nas do drużyny. I tak stało się w przypadku Rzeźniczaka, ale ja i Stojan mieliśmy już inne zespoły. Pospieszyłem się wtedy. Mój najlepszy mecz w pucharach? Z Apollonem w Lidze Europy. To było ostatnie spotkanie i byliśmy blisko wyrównania niechlubnego rekordu, czyli zero punktów i zero goli fazie grupowej. Wygraliśmy jednak na wyjeździe 2:0, a ja zdobyłem gola i zaliczyłem asystę. Pamiętam ten mecz też dlatego, że wtedy na Cyprze pierwszy raz od dziesięciu lat spadł śnieg i było biało. Na co stać Legię w tym sezonie? Włączy się do walki o mistrzostwo? - Nie jest łatwo grać jednocześnie dobrze w europejskich pucharach i lidze. Trzeba by mieć 24 równorzędnych zawodników, a tego Legii brakuje. Na dodatek uciekł Ernest Muci. To duża strata, bo może nie zawsze dawał jakość w lidze, ale w pucharach brylował i był siłą napędową. Pewnie dlatego Besiktas wyłożył za niego takie dużo pieniądze. Na polskie warunki skład Legii jest dość wyrównany i trzymam kciuki za mistrzostwo. Śląsk i Jagiellonia w poprzednim sezonie broniły się przed spadkiem a teraz walczą o mistrzostwo. Ekstraklasa bardzo się zmieniła od pana czasów? - Poziom się wyrównał. Legia w moich czasach na wyjazdy jechała jak po swoje. Pytała się rywala, ile ma wygrać. Teraz sama ma problemy na własnym boisku, nawet jak przyjeżdżają zespoły z dołu tabeli. Stal Mielec wygrała na Łazienkowskiej, a Warta się postawiła. Teraz początek wiosny i Raków na dzień dobry został zaskoczony przez zespół z Poznania. I musi się spiąć, by do czołówki doskoczyć. Co do Legii, to lubi gonić i odrabiać straty. Zdarzało się, że miała osiem punktów mniej [np. w sezonie 2016/2017 - przyp. red.] czy nawet dziesięć za moich czasów [2015/2016], a potrafiła wziąć się w garść i zdobyć tytuł. Śląsk jest na fali, ale dopóki nie myśli się o mistrzostwie, to jest łatwiej. A jak zaczną chodzić po głowie myśli, że jest szansa na tytuł, to zaczynają się problemy. Chyba że trener Magiera poradzi sobie z nastawieniem mentalnym. Jeszcze w poprzednim sezonie grał pan w trzecioligowej Lubliniance. To już koniec kariery? - Chyba jeszcze nie, ale muszę naprawić łąkotkę. Zrobię zabieg i jeszcze wrócę do czwartej czy piątej ligi, by się dla zdrowia poruszać. Rozmawiał Andrzej Klemba