- Mogliśmy wygrać, bo mieliśmy kilka dogodnych okazji, by zdobyć bramkę. Nie zrobiliśmy tego, Cracovia też nie, więc 0-0 uważam za sprawiedliwy wynik – podkreśla Jarosław Niezgoda, napastnik Legii Warszawa po meczu w Krakowie.
To było dziwne spotkanie. Z jednej strony rozgrywane w bardzo trudnych warunkach (-8 stopni), z drugiej oba zespoły miały całkiem niezłe okazje do zdobycia gola i gdy wydawało się, że zaraz trafią do siatki, z groźną akcją już sunęli rywale.
Legia próbowała ugryźć przeciwnika składnymi akcjami, Cracovia szczęścia szukała w dośrodkowaniach.
- Murawa była w dość ciężkim stanie, ale nie będziemy na to zrzucać winy. Tak wyszło, że Cracovia trochę to wykorzystała, ponieważ grała piłkę niezbyt przyjemną dla oka. Wykorzystała warunki, które panowały na boisku i głównie opierali się na stałych fragmentach gry, na szczęście to nie przyniosło efektu - podkreślał Niezgoda.
Napastnik Legii mógł sprawić, że od początku spotkanie wyglądałoby zupełnie inaczej. Już w drugiej minucie wpadł w pole karne, uderzył po długim rogu, ale trafił w słupek.
- Mieliśmy okazje, aby napocząć przeciwnika i wygrać spotkanie, ale nie zrobiliśmy tego i skończyło się 0-0. Jestem skłonny ocenić, że ten wynik jest sprawiedliwy - mówił Niezgoda.
Napastnik Legii przyznał jednak, że Cracovia potrafiła jemu i kolegom mocno uprzykrzyć życie.
- Na to spotkanie wyszliśmy w trochę innym ustawieniu, w dodatku Cracovia zagrała wysokim pressingiem. Przy przyjęciu piłki, przeciwnik był już na plecach i często ciężko było coś dobrego zrobić. Taka gra kontaktowa spowodowała, że między niektórymi piłkarzami zaiskrzyło, zwłaszcza pod koniec pierwszej połowy, ale o co dokładnie chodziło, to już trzeba pytać samych zainteresowanych - uciął Niezgoda.
Po remisie w Krakowie Legia spadła na drugie miejsce w tabeli, ale ma tyle samo punktów co lider Jagiellonia Białystok. Z kolei Cracovia zajmuje 11. pozycję.