Stal nigdy nie była wygodnym rywalem dla Legii. Odkąd dwa lata temu wróciła do Ekstraklasy wygrała trzy z czterech spotkań ze stołecznym zespołem. Kosta Runjaić miał jednak lepszy bilans, bo jako trener Pogoni Szczecin wygrał z nią trzy razy i tylko raz przegrał. Legioniści pojechali do Mielca po dwóch wygranych i remisie. Stal w ostatniej kolejce uległa aż 0:4 Piastowi Gliwice. Faworytem wydawali się być więc goście. Pierwsza połowa rzeczywiście toczyła się pod dyktando gości. Runjaić po nerwowym spotkaniu z Górnikiem dokonał zmian w składzie. Na rezerwie usiedli Ihor Charatin i Bartosz Kapustka. Zastąpili ich Bartosz Slisz i Patryk Sokołowski. Ten drugi to piłkarz o zdecydowanie bardziej defensywnie grający niż "Kapi". Runjaić wolał być ostrożny i po słabym spotkaniu z zabrzanami powrócił do ustawienia z dwoma defensywnymi pomocnikami. Nie przeszkodziło to Legii przeważać przez pierwsze 45. min. Drużyna Adama Majewskiego, który jako trener Stali dwa razy grał z Legią i dwa razy wygrał - 3:1 w stolicy i 2:1 u siebie - była tylko tłem dla dobrze grający gości. O grze Legii można napisać sporo dobrego, ale trzeba też ją mocno skrytykować za pierwszą połowę. Legia była bowiem dramatycznie nieskuteczna. Goście stwarzali sobie dobre sytuacje, ale fatalnie je marnowali. W 26. min Paweł Wszołek dostał podanie od Ernesta Muciego i znalazł się w sytuacji sam na sam z Bartoszem Mrozkiem. Zamiast technicznie uderzyć w długi róg, z niezrozumiałych przyczyn huknął z całej siły prosto w bramkarza. Później kolejne sytuacje marnowali Muci, Makuna Baku, Josue i Filip Mladenović. Stal odpowiedziała raz, ale konkretnie. W 38. min w polu karnym Legii piłkę na głowę dostał Said Hamulić. Holender zamiast na bramkę Kacpra tobiasza uderzył jednak prosto w murawę, przy okazji uszkadzając sobie ramię podczas upadku. Legia szybko odpowiedziała, ale Baku po tym jak otrzymał piłkę tuż pod bramką Mrozka, choć był przed nim sam, to zamiast próbować się obrócić oddał piłkę do boku, do Wszołka, który źle dośrodkował i Legia straciła kolejną okazję. Wymieniona ofensywa Do przerwy było więc 0:0. Na drugą połowę Stal wyszła bardziej pobudzona, ale animusz to nie wszystko. Umiejętnościami piłkarskimi gospodarze mocno odbiegali jednak od legionistów. Goście nadal próbowali atakować. Wspomagali ich warszawscy kibice, którzy doping prowadzili... spod stadionu. W pierwszej połowie doszło bowiem do nietypowej sytuacji. Część kibiców ze stolicy, która zdążyła już zająć swoje miejsca, opuściła trybuny. Był to protest przeciwko decyzji policji, która nie chciała wpuścić na obiekt flag, które ze sobą przywieźli kibice Legii. Niestety w drugiej połowie mecz stał się nudny. Przez pierwszy kwadrans żadna z drużyn nie potrafiła stworzyć dogodnej sytuacji strzeleckiej. Runjaić dopiero po godzinie gry dokonał pierwszych zmian. Za bezproduktywny duet Wszołek - Sokołowski weszli Maciej Rosołek i Carlitos. Niedługo później za Baku i Muciego weszli Bartosz Kapustka i Robert Pich. Ofensywa Legii została wymieniona niemal całkowicie. Przed meczem kibice Legii w mediach społecznościowych wspominali często o Hiszpanie. W dniu meczu ze Stalą minęły bowiem równe cztery lata od ostatniej ligowej bramki, zdobytej przez Legię bezpośrednio z rzutu wolnego. Jej autorem w przegranym 1:4 meczu z Wisłą Płock, był właśnie Carlitos. Hiszpan chciał rozerwać siatkę W 68. min Legia miała rzut wolny z ok. 20 m. Hiszpana do piłki nie dopuścił jednak kapitan zespołu Josue, który strzelił prosto w mur. Carlitos został jednak bohaterem. W 75. min przypomniał jednak kibicom, że nie tak dawno był najlepszym napastnikiem Ekstraklasy. Hiszpan dostał piłkę na prawy skrzydle i pomknął w pole karne Stali. Nie szukał jednak żadnych skomplikowanych rozwiązań tylko huknął pod poprzeczkę bramki Mrozka, mało nie rozrywając siatki bronionej przez niego bramki. Chwilę później powinno być 0:2, ale bramkarz Stali świetnie obronił strzał Josue. Do końca meczu nic specjalnego się nie działo. Legia umiejętnie opóźniała grę i zyskiwała kolejne minuty.