- Ten mecz był papierkiem lakmusowym i niestety pokazał, jaka jest różnica między naszą piłką klubową a włoską. Pokazał też, że marzenia o grze w reprezentacji niektórych piłkarzy są na razie bezpodstawne. Pokazał piłkarską różnicę - podkreśla Zbigniew Boniek. Do 76. minuty Legia dzielnie się broniła, ale gdy do siatki właśnie wtedy trafił Lorenzo Insigne, worek z bramkami się rozwiązał. Kolejne dwa trafienia były dziełem rezerwowych w tym meczu - Victora Osimhena i Matteo Politano, za którego neapolitańczycy zapłacili Interowi 19 mln euro. Za Osimhena wyłożyli ponad trzykrotnie więcej - 70 mln euro. - Dopóki graliśmy z Napoli prawie B, to jeszcze gra naszej drużyny jakoś funkcjonowała i wydawało się, że może uda się wytrwać do końca z czystym kontem bramkowym. Natomiast gdy zaczęli się pojawiać podstawowi gracze Napoli i cały zespół włoski zaczął dokręcać śrubę, to nagle różnica zrobiła się tak wielka, że w ostatnich minutach spotkanie przypominało środowy mecz Ligi Mistrzów Benfica - Bayern - zauważył Boniek. Boniek: Szkoda pierwszej połowy Były prezes PZPN-u żałuje pierwszej połowy w wykonaniu legionistów. - Mimo tej wielkiej różnicy trochę szkoda, że przede wszystkim w pierwszej połowie Legia nie starała się za wszelką cenę zdobyć bramki, wyjść ze zdecydowaną kontrą. Raczej się nastawiała na zachowanie status quo, bronienie remisu. Wszyscy widzieliśmy, jak to się skończyło - żałuje. - Szkoda, ale świat się nie zawalił. Legia nadal ma wielką szansę na wyjście z grupy. Niech walczy - namawia Boniek. - Takie mecze powinny uświadomić pseudoznawcom, którzy jeszcze niedawno kreowali kilku piłkarzy Legii na reprezentantów Polski, jak bardzo się mylili. Nie chcę operować nazwiskami, ale przed tymi piłkarzami jeszcze dużo pracy - uważa Zbigniew Boniek. Michał Białoński, Interia