Michał Białoński, Interia: Legia podbija Ligę Europy! Jak się podobało jej starcie z Leicester? Wygrana mogła być jeszcze wyższa, ale równie dobrze mecz mógł się zakończyć remisem, który za bardziej sprawiedliwy uznał trener "Lisów" Brendan Rogers. Zbigniew Boniek, wiceprezydent UEFA: - Piłka ma to do siebie, że wiele w niej zależy od czynników takich jak skuteczność, wykorzystanie sytuacji. Oglądałem, chociażby w Lidze Mistrzów, starcie Barcelona - Benfica i gdyby Barca strzeliła trzy-cztery bramki, to świat by się nie zawalił. Tymczasem przegrała 0-3. Jeśli chodzi o Legię, to mistrz Polski pokonał drużynę, która przez wszystkich uznawana była za faworyta. Natomiast Legia zagrała bardzo dobrze, mądrze, przede wszystkim przez cały mecz była skoncentrowana, dobrze się ustawiła. Oczywiście Leicester miało swoje sytuacje, ale te, które w drugiej połowie wypracowała Legia były bardziej dogodne, czyste "setki". W ostatnich pięciu minutach powinny paść kolejne dwie bramki dla naszej drużyny. To starcie pokazało pewną tendencję. Psychologia w sporcie jest taka, że bardziej atrakcyjne mecze, jak te w europejskich pucharach, napędzają koncentrację, chęci, wolę walki. Natomiast Legia musi sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego w występach w Ekstraklasie pokazuje inne, mniej atrakcyjne oblicze. Zmęczenie po Lidze Europy? - Nie na tym etapie. O nim mogłaby być mowa pod koniec października, w listopadzie, gdy dojdzie do większej kumulacji meczów. Pewne jest jedno: wczoraj widziałem inną Legię od tej, która przegrywa w lidze. Pewnie chodzi o nastawienie mentalne. Legia podeszła do rywalizacji z zespołem z Premier League tak jak jej przeciwnicy ligowi podchodzą do meczów z nią, według zasady "bij mistrza!". Stąd porażki z Radomiakiem czy Wisłą Kraków. W niedzielę warszawian czeka ciężka przeprawa z Lechią w Gdańsku. - Prawdopodobnie właśnie nad tym Legia musi pracować. Na mecze ze Slavią, Spartakiem czy Leicester nie trzeba się specjalnie nastawiać. Właściwa mentalność przychodzi niejako sama, powoduje ją siła i klasa przeciwnika. Całą sztuką Legii jest wydobycie sił mentalnych na mecze ligowe, bo jeśli straci za duży dystans do lidera jesienią, to straci szansę na walkę o tytuł mistrza kraju. Choć na dziś Legia jest liderem swej grupy, to podejrzewam, że z Ligi Europy wcześniej czy później odpadnie. Szansę na wygranie tych rozgrywek ma niewielkie. Ale pieniędzy dla klubu trochę zarobi. Za sam awans do fazy grupowej "Wojskowi" zyskali około 20 milionów złotych, a za zwycięstwa ze Spartakiem i Leicester wpadnie do kasy dodatkowe 1,26 mln euro. Gdyby udało się wygrać grupę, wiąże się to z gratyfikacją w wysokości 1,1 mln euro. - Zostawmy aspekt finansowy. Niemałe pieniądze zarabia się przecież poprzez zdobycie mistrzostwa Polski. Ważne, by od strony sportowej różnica między Legią w pucharach a tą w lidze nie była aż tak duża. I nad tym się muszą w klubie zastanowić. Sam to zresztą robię. Wydaje mi się, że problemem jest mentalność, koncentracja, a nie zmęczenie. Trener Czesław Michniewicz ma umiejętność ogrywania zespołów o znacznie mocniejszym potencjale. Prowadząc młodzieżową reprezentację pokonał w dwumeczu Portugalię, a na ME Belgię i Włochy. Razem z Legią posłał na deski Slavię Praga, Spartaka i Leicester. Polski trener taktycznie jest w stanie przechytrzyć swego idola, jakim jest Brendan Rogers. - Nie szedłbym tak daleko, natomiast Czesiu Michniewicz jest bardzo dobrym trenerem. Oprócz jego sukcesów, które pan wyliczył były w młodzieżówce dwa remisy z Wyspami Owczymi. Nie zapominajmy, że trenerzy to reżyserzy, ale najwięcej zależy od aktorów, którzy grają na planie filmowym. Sytuacji stuprocentowej nie marnuje, bądź wykorzystuje trener, tylko zawodnik itd. Rola trenera jest niezwykle istotna, on ma wielki wkład w ustawienie i nastawienie zespołu. Czesiu jest w tym specjalistą. Każdego przeciwnika studiuje, potrafi go rozłożyć na czynniki pierwsze. Potrafi przed meczem dostarczyć piłkarzom wiele impulsów, wiadomości, które potrzebne są do rozgryzienia rywala. Później pałeczkę przejmują zawodnicy, którzy muszą zrealizować zadania na boisku. Według mnie Czesiu jest trenerem kompletnym, ale takich w Polsce mamy kilku, nie tylko jego. Trzeba im tylko dać szansę i zaufanie, jakie otrzymuje zwłaszcza Marek Papszun w Rakowie, pracujący tam już prawie sześć lat? - Jest wiele czynników, które decydują o skuteczności trenera. Żeby wygrywać, to trzeba mieć przede wszystkim mocny zespół i dobrze funkcjonujący klub. Cały mechanizm, na wszystkich poziomach musi dobrze funkcjonować. W Polsce dominującą rolę sprawują te kluby, które mają największe budżety i te, które mają znakomitą organizację: Legia, Lech, Raków. One się najlepiej rozwijają. Skoro przy dobrze funkcjonujących klubach jesteśmy, to na drugim biegunie są ci, którzy do niedawna rządzili na świecie: Barcelona i Real. "Duma Katalonii" po dwóch sromotnych porażkach jest w ogonie Ligi Mistrzów, w Primera Division do lidera traci już pięć punktów po siedmiu kolejkach. Wiadomo było, że po odejściu Messiego czeka ją kryzys, ale nie aż tak głęboki. Real z kolei nie sprostał u siebie Sheriffowi Tyraspol. - Odpowiem pytaniem: dlaczego między innymi Real i Barcelona chciały zakładać Superligę? Po to m.in., aby nie grać w Lidze Mistrzów z Sheriffem Tyraspol. - Wiedzieli, jakie mają problemy i co ich czeka. Nie zapomnijmy, że Juventus podniósł budżet klubu, dołożył 400 milionów euro, gdyż taką miał dziurę budżetową. W kryzysie są też Real z Barceloną. Dlatego chcieli uciec w Superligę, żeby mieć za samą nazwę zapewnioną wielką kasę, bez względu na wyniki sportowe, które teraz są słabsze. Przez to muszą się pozbywać wielkich gwiazd, bo nie są w stanie wytrzymać finansowo piłkarskiego wyścigu zbrojeń. Kryzys Barcelony jest dość głęboki, Real też radzi sobie nie najlepiej. Ja bym się jednak o nich nie martwił. Wydaje mi się, że dojdą do siebie bardzo szybko. W Barcelonie odbija się czkawką oparcie klubu o barki Lionela Messiego. Po jego odejściu nastąpił kryzys wartości. - Messi jest piłkarskim fenomenem, który ma olbrzymi wpływ na formę i postrzeganie drużyny. Mieć drużynę z Messim i bez niego to wielka różnica, podobna do tej, jaką robią Robert Lewandowski i Cristiano Ronaldo. Właśnie dlatego ich celebrujemy, są tak bogaci, bo swoją grą zapewniają drużynom przewagę. Ale Bayern wygrał Ligę Mistrzów z Juppem Heynckesem jeszcze przed przyjściem "Lewego". Tymczasem Barcelona bez Messiego może wypaść poza czołową trójkę w Hiszpanii, choć jej budżet w lidze ciągle należy do najwyższych. - Bayern to jeden z najlepiej prowadzonych klubów na świecie. Od lat ma bardzo dobrą strukturę, jest przedsiębiorstwem przynoszącym zyski, nie robi długów. Drużynę ma mocną na każdej pozycji, do tego wartościowi zmiennicy na ławce. Porównywanie go do Barcelony czy Realu nie ma sensu. To inny model biznesowy. Oglądam wszystkie mecze, ale najbardziej kibicuję polskim drużynom. Patrząc na zwycięstwa Legii, cały czas stawiam jedno pytanie: "Jak to jest możliwe, że o Ligę Konferencji zabiegały trzy polskie drużyny i żadna się nie zakwalifikowała?!". Tak zwani eksperci w Polsce wyśmiewali te rozgrywki, nazywali je ligą dla kelnerów, tymczasem eliminacje okazały się być za gęstym sitem dla naszych czołowych drużyn. I tu jest problem! Do tego, aby w życiu robić postęp nie wolno się zachłystywać sukcesami, tylko analizować. Gdybyśmy dzisiaj mieli nie tylko Legię w Lidze Europy, ale też co najmniej dwie drużyny w Lidze Konferencji, to nasz udział w rozgrywkach europejskich byłby bardziej znaczący, zdobywalibyśmy punkty, dzięki którym awansowalibyśmy w rankingu UEFA (na razie nasza Ekstraklasa jest na 28. miejscu - przyp. red.). A to jest bardzo polskiej piłce potrzebne. Nie zapominajmy, że gdyby nasza liga była na 11.-12. miejscu w Europie, to mistrz kraju automatycznie grałby w fazie grupowej Ligi Mistrzów, wicemistrz grałby w fazie play-off eliminacji do Champions League, mielibyśmy więcej miejsc w Lidze Europy itd. Faktycznie, nasze oczekiwania odnośnie europejskich pucharów spadły tak nisko, że biliśmy brawa Rakowowi za świetną grę w przegranym jednak dwumeczu o Ligę Konferencji z KAA Gent. - Raków był debiutantem w rozgrywkach europejskich, wszyscy spoglądali na niego z wielką sympatią, jak na kopciuszka. Faktycznie, męczył się z przeciętnymi drużynami, przegrał z Gent, ale to dobrze ułożony klub, który robi postępy z roku na rok, jest na krzywej rosnącej. Gdy przypominam sobie jego mecze o Ligę Konferencji, to dochodzę do wniosku, że Raków miał problemy w ofensywie. Grał prawie bez napastników i nie miał czym kąsać w tych meczach. Na tym poziomie trudno w ten sposób wygrywać. CZYTAJ TEŻ:Emreli jak Lewandowski? Zaskakujące zestawienieMichniewicz: Sześć punktów niczego nie gwarantujeTak Czerczesow reaguje na zwycięstwa Legii! Rozmawiał: Michał Białoński, Interia