Były prezes "Wojskowych" po sprzedaży swojej część akcji nie piastuje już najbardziej eksponowanego stanowiska w klubie, wobec czego - z dystansu - postanowił odsłonić nieco kuluarów, które towarzyszyły wielu wydarzeniom. Najciekawiej Leśnodorski opowiada, gdy przywołuje okoliczności transferów kilku piłkarzy. Hitem była postawa byłego bossa "Wojskowych", gdy dogrywany był transfer z Jagiellonii Białystok Michała Pazdana. Nie wiadomo, czy reprezentacyjny obrońca do tej pory miał świadomość, że nieświadomie "wyciął" swojemu byłemu szefowi z życiorysu kilka dni życia. "Chyba nigdy tyle nie wypiłem. Czarek Kulesza (prezes Jagiellonii - przyp. red.) otwierał hotel, zorganizował większą imprezę, tam rozmawialiśmy o transferze Pazdana. W Jagiellonii jest wielu współwłaścicieli, wszyscy musieli się zgodzić. Swoją drogą świetni goście. No, ale zdrowotnie byłem wykończony negocjacjami. Wytrzeźwiałem trzy dni później" - zdradził na łamach "PS" Leśnodorski. W tej samej odpowiedzi okazało się, że to nie był jedyny raz. Nieprzymuszony przez nikogo z wykształcenia prawnik dodał, że podobne okoliczności towarzyszyły rozmowom na Słowacji na temat transferu Ondrieja Dudy. "Na czczo walnęliśmy z prezesem butelkę koniaku, dużą, 3/4 litra. Jako aperitif. Później dali jedzenie, drugą na stół. Brr... Nie piję koniaku od tamtej pory" - stwierdził były współwłaściciel Legii. Konflikt w klubie ze stolicy, pomiędzy Mioduskim, Leśnodorskim i Maciejem Wandzlem, zakończył się pełnym triumfem tego pierwszego, który po wykupieniu pozostałej dwójki objął samodzielne rządy przy Łazienkowskiej. AG