- Na pewno stracimy finansowo. Mam tu na myśli nie tylko kary finansowe, które poniesiemy, ale także utraconą możliwość generowania zysków - mówił na dzisiejszej konferencji prasowej prezes Legii Bogusław Leśnodorski. Najbardziej namacalną stratą będzie zamknięcie stadionu. Policja chce, aby kibice mieli zakaz wstępu na trzy najbliższe mecze - z Lechem Poznań, Wisłą Kraków i Zawiszą Bydgoszcz. Dwaj pierwsi rywale zawsze ściągali na Łazienkowską tłumy kibiców. Mecz z Lechem w poprzednim sezonie zgromadził aż 29 416 kibiców. Stadion wypełniłby się po brzegi także podczas wizyty krakowian. Spotkanie z Zawiszą zapewne obejrzałaby podobna liczba kibiców, co mecze z Koroną i Jagiellonią czyli około 17 tysięcy. To daje liczbę blisko 80 tysięcy niesprzedanych wejściówek. A bilety na Legii są najdroższe w Polsce. Za możliwość wstępu na stadion trzeba zapłacić od 38 do aż 120 złotych. Z samych biletów tylko na dwa pierwsze spotkania klubowa kasa wzbogaciłaby się o około dwa miliony złotych. Legii nie uda się także sprzedać tego, co ma najcenniejsze, czyli lóż biznesowych. Jednoosobowa wejściówka do strefy Silver Club kosztuje 450, a do Gold Club aż 1000 złotych. Jeśli stadion będzie zamknięty, to klub nie dość, że nie zobaczy tych pieniędzy, to jeszcze będzie musiał zrekompensować starty tym, którzy kupili karnety, a na stadion wejść nie będą mogli. Przed rokiem abonamenty kupiło blisko 8 tysięcy kibiców. W tym sezonie ta liczba na pewno była większa, choć klub jeszcze się nią nie pochwalił. Karnet tylko na rundę rewanżową kosztował od 200 aż do 7200 złotych. A do tego doszłyby zyski z tzw. dnia meczowego - czyli sprzedaż koszulek i innych pamiątek oraz catering na stadionie. To istotny punkt, bo klubowe trykoty nie mają nigdzie takiego wzięcia jak przy Łazienkowskiej. W sezonie 2012/13 sprzedano aż 3598 nowych koszulek. Ilu kibiców kupiłoby je podczas tych trzech meczów? Na pewno kilkudziesięciu, jeśli nie więcej. Zamknięty stadion to zero wpływów i same wydatki. Klub musi stworzyć warunki do przeprowadzenia transmisji telewizyjnej i opłacić agencje ochrony. Niezależnie od tego, czy spotkanie odbywa się z kibicami czy bez, liczba wymaganych ochroniarzy jest podobna. A straty niematerialne? Te są o dużo wyższe i tak naprawdę niepoliczalne. Przede wszystkim bardzo ucierpiała marka klubu. Legia od jakiegoś czasu próbowała budować pozytywny odbiór w mediach. Klub angażował duże środki w kampanie bilboardowe, zachęcające do przyjścia na stadion i silnego utożsamiania się z drużyną. Teraz to wszystko wzięło w łeb. Mistrzowie Polski ucierpieli na wszystkich możliwych płaszczyznach - marketingu, medialności i kojarzenia marki. Hasło Legia kojarzy się teraz z bandytyzmem, niebezpieczeństwem i rozróbami na stadionie, a przecież niedawno legioniści zasypali Polskę bilboardami. "Możesz być nawet z Poznania, jeśli jesteś kibicem Legii". W innych odsłonach reklamy pojawiają się też takie miasta jak Łódź, Gdańsk, Kraków czy Wrocław. Runął też mit stadionu przy Łazienkowskiej jako obiektu rodzinnego. To właśnie na sektorze rodzinnym, sąsiadującym po skosie z trybuną gości lądowały niebezpieczne petardy hukowe. Także tam znalazła się grupa kibiców Legii, która z rodzinami i kibicowaniem nie miała wiele wspólnego. Pytany o to prezes Leśnodorski nie potrafił udzielić odpowiedzi. Na tym wszystkim ucierpi także akademia, która była oczkiem w głowie właścicieli klubu. Oprócz strat wizerunkowych, ewentualne kary finansowe ograniczą jej rozwój. Tak wyliczać można bez końca. Trafnie całe zamieszanie podsumował dziś w południe Leśnodorski. - Jeśli chodzi o poziom bezpieczeństwa i odbiór społeczny, to cofnęliśmy się o dekady - stwierdził prezes Legii. Krzysztof Oliwa