Runda jesienna Ekstraklasy zmierza do końca, ale na dole tabeli dochodzi do tzw. "meczów o 6 punktów". Do spotkań o tak wysoką stawkę należy zaliczyć dzisiejsze Korony Kielce z Lechią Gdańsk. O pierwszej połowie można napisać tylko tyle, że się odbyła - nie było ani jednego celnego strzału na bramkę. Stawka wyraźnie spętała nogi piłkarzom, zawodzili zwłaszcza faworyzowani gospodarze, którzy nie najlepiej czuli się, gdy musieli prowadzić grę - w pozostałych spotkaniach zawodnicy trenera Jacka Zielińskiego nastawiają się raczej na grę z kontry. Gospodarze byli groźniejsi po akcjach lewą stroną, której działania napędzał aktywny Mateusz Fornalczyk. Notes analityka Rakowa Częstochowa (który zapewne przyglądał się temu "widowisku", bo za dwa tygodnie grają z Koroną), Bartłomieja Babiarza, pozostał jednak pusty po pierwszych 45 minutach w Kielcach. Korona Kielce bezbramkowo zremisowała z Lechią Gdańsk Tuż na początku drugiej połowy spotkania idealną okazję po rzucie rożnym miał Pau Resta. Hiszpan chyba sam był zaskoczony, że znalazł się w tak dobrej pozycji i fatalnie chybił. Chwilę później jeszcze mocniej zakotłowało się pod bramką Lechii Gdańsk, ale ostatecznie beniaminek miał wiele szczęścia - Koroniarze przenieśli piłkę wysoko nad poprzeczką. Goście wreszcie w 60. minucie po raz pierwszy trafili w bramkę kielczan - strzał kapitana Rifeta Kapicia z łatwością obronił Xavier Dziekoński. Najgoręcej zrobiło się w 72. minucie, gdy w polu karnym Lechii doszło do przepychanki między piłkarzami obu drużyn - sędzia Tomasz Kwiatkowski sprawiedliwie ukarał każdy zespół jedną żółtą kartką. W 89. minucie złocistokrwiści mieli dwie idealne okazję, by jednak przechylić szalę na swoją korzyść, ale bramkarz Sarnawski raz wybił końcami palców piłkę zmierzającą już do bramki, za drugim razem odbił futbolówkę uderzoną z całej siły. Spotkanie zakończyło się rozczarowującym bezbramkowym remisem.