W meczu zamykającym rundę jesienną I ligi (2-0 z Miedzią Legnica) w Lechii Gdańsk zagrało 11 zawodników urodzonych w XXI wieku, a średnia wieku nie przekroczyła 23 lat. Już kiedyś tak było, że Lechia była nazywana "najmłodszą drużyną szczebla centralnego". Rzecz działa się na przełomie ustrojowym, na początku lat 90. ubiegłego stulecia, w ówczesnej II lidze (drugi poziom ligowy) jak dziś Lechia (nie licząc rezerw Lecha, Zagłębia i ŁKS) była najmłodszą drużyną szczebla centralnego, o jej sile stanowili nastolatkowie: Sławomir Wojciechowski, Mariusz Pawlak, Marcin Kaczmarek, Rafał Kaczmarczyk, Mirosław Giruć, Tomasz Piętka - oni grali, bo nie było komu, to wszystko działo się z biedy. Dziś sytuacja jest zgoła odmienna, gra tak młodym składem to świadomy wybór. - Strategiczne decyzje podejmuje Paolo Urfer i to jego wybór, ale ja się pod nimi podpisuję obiema rękami - mówi nam Jakub Chodorowski, dyrektor sportowy Lechii Gdańsk. - Tak młodej drużynie może czasem zabraknąć umiejętności, ale nikt nie może odmówić nam cech wolicjonalnych, zaangażowania i determinacji. - To niesamowite, nigdy nie pracowałem z tak młodą drużyną - Kevin Blackwell, dyrektor techniczny Lechii, który przybył do klubu dwa miesiące temu, ma skalę porównawczą, gdyż pracował 30 lat w lidze angielskiej, gdzie zaliczył osiem awansów. - Oglądam ich na co dzień, to w zdecydowanej większości jeszcze dzieciaki. Tylko trzech zawodników jest żonatych. Piłkarze osiągają szczyt swoich możliwości fizycznych, mentalnych w wieku 28-29 lat, my mamy czterech takich zawodników a jednym z nich jest bramkarz Bohdan Sarnawski. Pozostali to to kapitan, Riki Kapić, Luis Fernandez oraz Conrado. Drużyna Lechii jest bardzo młoda, ale to nie jedyny jej atut. Ten zespół potrafi grać w piłkę - 29 punktów i 3. miejsce na I-ligowym półmetku to lepszy wynik od spodziewanego i dobry punkt wyjścia do wiosennego ataku na Ekstraklasę. Fatalny czas "Piłka jest okrągła, a bramki są dwie". Futbol jest pełen okrągłych (nomen omen) powiedzonek, nie jest od nich wolna również ojczyzna piłki nożnej, gdzie mawia się: "Football is a game of two halves" - "Futbol jest grą dwóch połów". Niby banalne, ale jakże prawdziwe i głębokie. To hasło jak ulał pasuje do tego jaki był kończący się rok 2023 dla Lechii Gdańsk. Dwie jakże różne połowy roku. Pierwsze półrocze było jednym z najgorszych w 78-letniej już historii klubu. Ciąg fatalnych decyzji personalnych rozpoczął się od odsunięcia na boczny tor utalentowanego Jakuba Kałuzińskiego, potem było zatrudnienie hiszpańskiego trenera Davida Badii, które z perspektywy czasu wygląda jak rzucenie ręcznika na ring. Tylko jedna pensja na kontach zawodników przez pół roku, wreszcie przerwany przez kibiców ostatni mecz sezonu w Gliwicach, już nawet nie wspominając o gorzkim pożegnaniu Flavio Paixao i wysłaniu jednemu z kibiców nie tych spodenek co trzeba. Lechia Gdańsk jest trzecia na I-ligowym półmetku Lato było w Gdańsku bardzo gorące, zawodnicy przychodzący i odchodzący dosłownie mijali się w obrotowych drzwiach na Polsat Plus Arenie, o odwołanym sparingu z Olimpią Elbląg napisano już wszystko. Biało-Zielonych uratowała transakcja, dzięki której klub przejął fundusz MADA, który reprezentuje prezes Paolo Urfer. Szwajcar postawił na totalną rewolucję w składzie i strukturze organizacyjnej klubu. Rewolucja wymaga ofiar. Z zawodników, którzy byli w Lechii Gdańsk w pierwszym półroczu 2023 r. właściwie wszyscy znaleźli nowych pracodawców. W najgorszej sytuacji jest dziś ten, który w Gdańsku pozostał. Dusan Kuciak nie może przebywać w szatni pierwszego zespołu, trenuje indywidualnie - nie chce się wierzyć, że nie było lepszych sposobów na rozwiązanie tej sytuacji, zwłaszcza że Słowak od 2017 r. kilka razy złapał piłkę lecącą do bramki Lechii Gdańsk. Nikt nie powie tego głośno do mikrofonu, ale kilku młodych, utalentowanych (ponoć) Polaków musi udowodnić, że nadają się do Lechii Gdańsk. Ta uwaga nie dotyczy Tomasza Neugebauera, który nie gra jakoś wybitnie, ale ma liczby - strzelił trzy bardzo ważne gole i zanotował newralgiczną asystę, która przypieczętowała ważna wygraną w Tychach. "Nojgi" to jeden z dwóch graczy, którzy zachowali miejsce w składzie w porównaniu z pierwszym meczem sezonu. Gdy mówię Blackwellowi, że Neugebauer w pierwszym meczu sezonu grał na stoperze ten robi wielkie oczy. Drugim z inauguracyjnego meczu z Głogowa, który utrzymał miejsce w składzie jest jedyny wychowanek klubu - Miłosz Kałahur, którego postawa jest największym pozytywnym zaskoczeniem sezonu 2023/24. Pewny, spokojny, zarówno w ofensywie jak i defensywie, żeby zacytować klasyka. A wydawało się, że po kontuzji Conrado w Niecieczy, Lechia jest "ugotowana" na lewej stronie obrony. Przegrane derby To co mówił Kevin Blackwell tuż po przylocie do Gdańska sprawdza się. Wydawało się, że bez Luisa Fernandeza Lechia przestanie punktować, Anglik twierdził, że nowa sytuacja wyłoni nowych liderów. Nowy kapitan, Riki Kapić to piłkarz z jakością na Ekstraklasę i z bałkańską mentalnością w dobrym znaczeniu tego słowa. - Zmieniliśmy trochę system gry, bo po wypadnięciu Luisa Fernandeza nie mamy klasycznej "10" w składzie. Przyjechałem tu, abyśmy równali do jak najwyższych standardów, od kiedy jestem w Lechii zaczęła się seria dobrych rezultatów, to na pewno sprawiło, że osoby w klubu wsłuchują się w to co mówię - zaznacza Blackwell. Anglik przybył do Gdańska na początku października, od tego momentu lechiści wygrali cztery mecze, jeden zremisowali i tylko jeden przegrali. Jedyny mecz przegrany to ten z Arką Gdynia, która wygrała ligowe derby Trójmiasta po raz pierwszy od 16 lat. - Ktoś może się zgodzić, bądź nie, ale uważam, że na normalnym boisku tego meczu byśmy nie przegrali - uważa Jakub Chodorowski, dyrektor sportowy Lechii Gdańsk. - W Gdyni było również widać jak wiele dla tej drużyny znaczy Iwan Żelizko, którego zabrakło ze względu na nadmiar żółtych kartek. Ukrainiec to kręgosłup tej drużyny. - Mimo przegranej, nasza młoda drużyna wiele się nauczyła. Ten mecz nie był normalnym spotkaniem, jak każde derby, wiem co mówię, przeżywałem to w Sheffield. Arka Gdynia to bardzo dobra drużyna, ale myślę, że jest bliska szczytu swoich możliwości, a my możemy być jeszcze 20-30 procent lepsi. Liczę na udany rewanż na pełnym stadionie w Gdańsku - dodaje Blackwell. Co dalej? O zimowych transferach wypowiadają się w Gdańsku z dystansem. - Na pewno będziemy działali z głową, nie weźmiemy kogoś "na sztukę". Trzeba pamiętać, że dwóch zawodników wróci do drużyny od stycznia po kontuzjach - to Luis Fernandez i Filip Koperski, oni będą jak nowe transfery. W przypadku Conrado potrwa to trochę dłużej, ale tu nie będziemy się spieszyć, zwłaszcza że mamy na tej pozycji Miłosza Kałahura, bardzo dobrego w rundzie jesiennej. W skali szkolnej rundę jesienną oceniam na 4+, jakby były trzy punkty więcej dałbym "piątkę". Półmetek to dobry czas na podsumowanie, widziałem na żywo wszystkie zespoły i każdy jest w zasięgu naszej drużyny - mówi nam Jakub Chodorowski. - Moim zdaniem Paolo zdecydował się na tak młody skład, bo chciał, żeby ta drużyna rosła razem z klubem. Kibicom łatwiej nawiązać więź, jeśli grają młodzi pełni entuzjazmu piłkarze, a nie tacy którzy przyszli odcinać kupony. Obok codziennej pracy, myślimy również o tym jakie ma być DNA Lechii. Już mam swoje lata, ale codziennie uczę się, jestem pod wrażeniem Polski i Gdańska. Na dziś widzę wielki potencjał tego miasta i klubu. A pogoda? Lepsza taka niż ciągły deszcz w Anglii - kończy Kevin Blackwell, który pytany o zimowe przygotowania tylko szelmowsko się uśmiecha. - Tak ciężko jeszcze ci piłkarze nie pracowali. Po latach marazmu i fosy wykopanej między klubem, a lokalną społecznością, stopniowo następuje zbliżenie stanowisk. Na poprzedni mecz za darmo zostały wpuszczone dzieci z gdańskich domów opieki, negocjowany jest list intencyjny między Lechią, a TLG. Na wiosnę ma zostać rozegrany rodzinny mecz towarzyski między klubem I ligi i liderem B klasy. W pierwszej połowie nowego roku powinny pojawić się konkrety sponsorskie, co tym ważniejsze, gdyż ostatnio Lechia dostała informacje od Energi o odmowie współpracy w 2023 roku. Maciej Słomiński, INTERIA