Wysłużony zegar na wypełnionym do granic możliwości stadionie w Gdańsku-Wrzeszczu wskazywał 51. minutę. Napastnik Lechii Gdańsk, Ryszard Polak (niestety już świętej pamięci) dośrodkował z rzutu rożnego. Na 20 metrze przed bramką do piłki dopadł pomocnik Marek Kowalczyk, jak taran przebił się do przodu, uderzył mocno, piłka skozłowała na nie do końca równej nawierzchni przed bramkarzem Juventusu Turyn Stefano Tacconim i wpadła do siatki. To był pierwszy w historii gol dla Lechii Gdańsk w rozgrywkach europejskich. Pokonany Tacconi był następcą legendarnego Dino Zoffa w bramce "Starej Damy". Dla włoskiej drużyny wciąż grali zawodnicy, którzy rok wcześniej zdobyli dla Italii Puchar Świata - Antonio Cabrini, Gaetano Scirea, Claudio Gentile, Marco Tardelli i król strzelców mundialu Paolo Rossi. Dodatkowo - brązowy medalista hiszpańskich mistrzostw, Zbigniew Boniek, a gdy Juve sensacyjnie przegrywało 1-2 (bramkę dającą prowadzenie dla Lechii zdobył Jerzy Kruszczyński), by ratować wynik wszedł wielki Michel Platini. Ostatecznie goście z Włoch wygrali w Gdańsku 3-2. - Oczywiście, że pamiętam tę bramkę jakby była wczoraj. W pierwszym meczu przegraliśmy 0-7, choć grą wstydu nie przynieśliśmy. Losy dwumeczu były już rozstrzygnięte, ale euforia po moim golu była ogromna. To jedna z moich dwóch najważniejszych bramek w karierze. Stawiam ją na równi z bramką zdobytą dla Lechii w ćwierćfinale Pucharu Polski z Zagłębiem Sosnowiec, z konieczności rozegranym w Starogardzie Gdańskim - wspomina Marek Kowalczyk. Mecz Lechii z "Juve" w 1983 r. był niezwykłym wydarzeniem, znacznie wykraczającym poza granice futbolu. Spotkanie przerodziło się w wielką demonstrację nielegalnej wtedy "Solidarności". Fortelem na stadion wprowadzony został przywódca podziemia, Lech Wałęsa, przez reżim określany mianem "osoby prywatnej". - Byliśmy klubem "Solidarności", cała Polska patrzyła czy się coś wydarzy. Jak nie wydarzy się w Gdańsku to nigdzie się nie wydarzy. To niesamowity czas, gdy jako III-ligowcy zdobyliśmy z Lechią Puchar Polski. To było jak sen, w który trudno uwierzyć. W 1980 r. poszedłem do jednostki wojskowej i stałem się zawodnikiem Wielima Szczecinek, ale po trzech miesiącach wylądowałem w Niebieskich Beretach na Słowackiego. I w ten sposób stałem się zawodnikiem Lechii. Trudno było przewidywać, że niebawem zagram przeciw mistrzom świata - zaznacza Kowalczyk. Dziś Biało-Zieloni szykują się do zaledwie trzeciego w historii startu w Europie. W czwartek o 20.15 zagrają u siebie z północnomacedońską Akademiją Pandew, rewanż za tydzień o godz. 17 w Skopju. Nie licząc Pucharu Lata w 1985 r. ( "Było wesoło w drodze na mecz Spartą Praga, ktoś miał urodziny, chyba nawet ja" z uśmiechem wspomina Kowalczyk) do tej pory lechiści zagrali w rozgrywkach europejskich dwukrotnie: · w 1983 r. z Juventusem Turyn w 1. rundzie Pucharu Zdobywców Pucharów (0-7 na wyjeździe, 2-3 u siebie). · w 2019 r. z Brondby w 2. rundzie eliminacji Ligi Europy (2-1 u siebie, 1-4 po dogrywce na wyjeździe). Dotychczasowym, skromnym 5-bramkowym dorobkiem bramkowym w Europie podzielili się: Marek Kowalczyk, Jerzy Kruszczyński, Flavio Paixao (2 gole) i Patryk Lipski. - Znam trenera Tomasza Kaczmarka. On długo mieszkał w Koln, ja niedaleko w Oberhausen, to niedaleko, około 80 km odległości. Podoba mi się kierunek w jakim idzie Lechia - chwali swoich następców Marek Kowalczyk. Jeszcze za komuny, Marek Kowalczyk wyjechał do RFN gdzie grał dla Kickers Offenbach i Rot-Weiß Oberhausen. Po zakończeniu kariery pracował m.in. dla DFB (niemieckiej federacji piłkarskiej), odkrył m.in. talent późniejszego reprezentanta Polski, Sebastiana Boenischa. - Myślę, że Lechię stać na przejście Macedończyków i przejście rundy europejskich pucharów po raz pierwszy w historii. Będę w Gdańsku w sierpniu, mam nadzieję że do tej pory Biało-Zieloni wciąż będą grali w pucharach. Mecz to tylko pretekst. Mój pobyt w Lechii to było coś więcej niż przygoda, to całe moje życie. Poznałem wielu ludzi, których mam zaszczyt znać do dziś. To byli i są przyjaciele, nie tylko na polu sportowym. Nikt mi tego nie zabierze. Z tych sześciu lat w Lechii, nie zmieniłbym nic - kończy Marek Kowalczyk, zdobywca pierwszej w historii bramki dla Lechii Gdańsk w europejskich pucharach. Maciej Słomiński, Interia