Tuż przed zakończeniem rozgrywek w 2023 r. dyrektor techniczny I-ligowej Lechii Gdańsk, Anglik Kevin Blackwell mówił nam m.in.: Obok codziennej pracy, myślimy również o tym jakie ma być DNA Lechii. Anglik pytany o zimowe przygotowania tylko szelmowsko się uśmiechnął. - Tak ciężko jeszcze ci piłkarze nie pracowali. Dziś młodzi w większości gracze Lechii, przekonują się, że Blackwell nie żartował. Zajęcia są tak ciężkie, że ci nieliczni pracownicy klubu, którzy pamiętają tamte czasy mówią, że w powietrzu unosi się duch holenderskiego trenera Ricardo Moniza, który w 2014 r. zastąpił w trakcie sezonu Michała Probierza i zorganizował Biało-Zielonym coś, co w praktyce było obozem przygotowawczym w trakcie sezonu. Wszyscy łapali się wtedy za głowy, że nie tędy droga, ale po bardzo ciężkich treningach, które trwały nawet 2,5 godziny, drużyna szła jak do przysłowiowego pożaru i zajęła 4. miejsce na mecie sezonu, wówczas drugie najwyższe w historii klubu. Kadra Lechii Gdańsk jest dziś zdecydowanie najmłodsza w I lidze, na razie w przygotowaniach nie biorą udziału najstarsi zawodnicy: Rifet Kapić, którego dopadł wirus, za chwilę wraca do zajęć oraz dwóch kontuzjowanych jeszcze na jesień piłkarzy: Conrado Buchanelli Holz i Luis Fernandez. Lechia Gdańsk: Luis Fernandez walczy z czasem Ten pierwszy dopiero w sobotę wrócił z Brazylii i ciężko wyrokować kiedy powróci do gry. Fernandez z kolei ma szansę powrócić do składu już na pierwszy wiosenny mecz z Wisłą Płock. - Są szanse, że Fernandez będzie w kadrze na mecz z Płockiem, jednak dużo pracy przed nim i sztabem medycznym, żeby tak się stało - mówi nam Jakub Chodorowski, dyrektor sportowy Lechii Gdańsk. Hiszpan, którego przyjście było hitem letniego okna transferowego, wybiera się z drużyną Biało-Zielonych na obóz przygotowawczy do tureckiej Lary, gdzie będzie dochodził do pełnej sprawności. Decyzją klubu pobyt drużyny trenera Szymona Grabowskiego potrwa nie dwa, a trzy tygodnie. Lechiści wrócą do kraju zaledwie na tydzień przed pierwszym meczem z Wisłą Płock (sobota, 17 lutego, godz. 20, Polsat Plus Arena). Po pozyskaniu kilkunastu graczy w oknie letnim na razie zimowe okno transferowe jest nad Motławą bardzo spokojne. Do tej pory do drużyny nie dołączył żaden zawodnik, choć oczywiście pewne przymiarki są czynione. Walka o Ekstraklasę w kolizji z koncertem Dawida Podsiadło. Jest reakcja klubu Niewielkie są szanse pozyskania przez Lechię Gdańsk Jana Ziółkowskiego z Legii Warszawa o czym donosił serwis meczyki - rozbieżności cenowe są raczej nie do zasypania. "Wojskowi" chcą 19-latka zabrać na obóz do Turcji i potem zadecydować o jego losie - trener Kosta Runjaić bardzo ceni stopera, który mierzy aż 194 cm i uważa go za najbardziej obiecującego z grupy warszawskich młodych wilków. Ziółkowski to stoper młodzieżowej reprezentacji Polski, w której gra m.in. z rezerwowym bramkarzem Lechii Gdańsk, Antonim Mikułko. Ten ostatni szukał możliwości częstszej gry dzięki wypożyczeniu, ale kontuzja zerwania więzadeł Bartłomieja Kałduńskiego sprawia, że Mikułko zostanie w Gdańsku na rundę wiosenną. Zresztą nawet gdyby nie kontuzja młodszego kolegi to wychowanek Lechii zostałby w macierzystym klubie, aby naciskać na niezłego jesienią podstawowego bramkarza Lechii, Bohdana Sarnawskiego. O wiele większe niż w przypadku Ziółkowskiego szanse transferowe Lechii Gdańsk wydają się być przy ukraińskim napastniku Szachtara Donieck, Bohdanie Wiunnyka, o czym pisał znany dziennikarz Igor Burbas na stronie sport.ua. W tym wypadku chodzi o wypożyczenie do końca sezonu 2023/24. Na obóz do Turcji wybiera się pierwsza drużyna, do ciepłych krajów lecą również dwie najstarsze drużyny Akademii Lechii - za obóz na Cyprze zapłacą rodzice zawodników. Mówiąc delikatnie - nie wszystko jest jeszcze idealnie poukładane organizacyjnie w gdańskim klubie. Wciąż pokutują stare grzechy, za które trzeba płacić. Jedną z tych spraw była kwestia płatności wobec byłego szkoleniowca, Hiszpana Davida Badii - gdyby ten wyśmienity trener nie dostałby zaległych pieniędzy Lechia Gdańsk zostałaby ukarana ujemnymi punktami przez komisje licencyjną PZPN. Maciej Słomiński, INTERIA