Sporo się dzieje ostatnio w Gdańsku i nie chodzi wyłącznie o tłumy oblegające plaże w Jelitkowie, Brzeźnie czy na Stogach oraz festiwal teatrów ulicznych FETA, który odbywa się na Przymorzu. W czwartkowy wieczór o Lechii Gdańsk zrobiło się bardzo głośno i to w skali europejskiej. Niestety, nie był to rozgłos, z którego wierni kibice Biało-Zielonych mogliby być dumni. W 6. minucie spotkania eliminacji Ligi Konferencji z Akademiją Pandew na trybuny wpadła banda, która rozproszyła resztę kibiców. Mecz został przerwany na kilkadziesiąt minut. Ostatecznie lechiści wygrali 4-1, po hat-tricku i asyście niezniszczalnego Flavio Paixao, ale wydarzenia boiskowe zniknęły w cieniu burd na trybunach. Nie obejdzie się zapewne bez kary dla klubu, choć można argumentować, że to nie on zawinił. Konflikt rozpoczął się w stadionowym pubie, którego właścicielem jest zarządca stadionu, a dzierżawcą podmiot zewnętrzny. Wydaje się, że UEFA nie będzie wnikała w takie detale i zastosuje karę wedle taryfikatora. Wachlarz możliwych kar jest bardzo szeroki, z zamknięciem dla publiki meczu kolejnej rundy rozgrywek europejskich włącznie. Jeśli gdańszczanie okażą się w dwumeczu lepsi od Macedończyków, w drugiej rundzie zmierzą się z Rapidem Wiedeń. Austriacy to renomowana marka, ich przyjazd mógłby ściągnąć do Gdańska podobną liczbę widzów co na mecz z duńskim Brondby w 2019 r. - wówczas na bursztynowy stadion przyszło 25 875 widzów. Nie tylko złe rzeczy działy się na gdańskich trybunach w czwartkowy wieczór, były też zagadkowe. W kwietniowym meczu ligowym telewizyjna kamera wyłowiła wśród widzów Paula Conwaya z Pacific Media Group, a podczas meczu pucharowego z Macedończykami stadionowy telebim pokazał arabskiego szejka. Ów jegomość obserwował zawody w towarzystwie m.in. Mariusza Popielarza, wieloletniego kibica Lechii Gdańsk, założyciela jej klubu kibica w latach 70., niegdyś dziennikarza m.in. "Gazety Gdańskiej" i działacza oraz Jerzego Adamczuka swego czasu sponsora klubu, a zawodowo dyrektora zarządzającego w firmie Aluship Technology, specjalizującej się w produkcji aluminiowych konstrukcji okrętowych, która w ostatnich latach do portfolio oferowanych usług dołożyła konstrukcję farm wiatrowych. Nasz informator wskazywał na stoczniową genezę znajomości Adamczuka z szejkiem, który ma pochodzić z miasta Dżudda, w którym działa rafineria ropy naftowej oraz stocznia. Miasto stanowi główny port handlowy Arabii Saudyjskiej nad Morzem Czerwonym (naftowy i kontenerowy), ważny port pasażerski (główny punkt tranzytowy pielgrzymek do Mekki ) oraz rybacki - wypisz-wymaluj miasto funkcjonalnie zbliżone do Gdańska. To wyżej oczywiście pół żartem. Prawdą jest to co pisał "Przegląd Sportowy" - Adam Mandziara był mocno zdziwiony informacjami o zainteresowaniu kupnem klubu z okolic podmiotów z okolic Zatoki Perskiej. W dzisiejszym świecie, który stał się globalną wioską, niczego nie można wykluczyć, ale zainteresowanie Lechią przez bogaczy z krajów arabskich i łączenie klubu z koncernem Aramco, który ma przejąć część gdańskiej rafinerii to wciąż fakty bardziej medialne. Kolejne terminy mijają - według znawców Lechia Gdańsk miała zostać sprzedana do końca czerwca, do pierwszego meczu w pucharach, teraz słychać że po rewanżu. Wciąż realne jest przejęcie klubu przez podmioty europejskie, w Trójmieście głośno od spekulacji, ale decyzje i negocjacje toczą się w Niemczech skąd pochodzi aktualny właściciel klubu. Przez to w Gdańsku dostęp do informacji jest mocno utrudniony. I słusznie - pieniądze lubią ciszę. Pozostaje mieć nadzieje, że jak mówił w głośnym wywiadzie dla "PS" Adam Mandziara - nie odda klubu byle komu. Maciej Słomiński, Interia