Wakacje się skończyły, opustoszały trójmiejskie plaże. Pustoszeją też gabinety w siedzibie klubu, który zajmuje ostatnie miejsce w Ekstraklasie - Lechii Gdańsk. W głośnym oświadczeniu Adam Mandziara zapowiedział rezygnację z szefowania Radzie Nadzorczej na jej najbliższym posiedzeniu 12 września, wcześniej złożenie wniosku o zawieszenie swojej działalności w zarządzie zapowiedział przedstawiciel akcjonariuszy mniejszościowych, Piotr Zejer. Nie ma też już w Gdańsku trenera Tomasza Kaczmarka, do najbliższego meczu ligowego ze Śląskiem we Wrocławiu (sobota, godz. 15) przygotowuje lechistów sztab w okrojonym składzie - Maciej Kalkowski, Łukasz Jankowski i trener bramkarzy Paweł Primel. Kryzys sportowy zbiegł się z organizacyjnym. Jest wyraźny rozdźwięk pomiędzy stanowiskiem osób związanych z klubem i tych będących do nich w opozycji, związanych ze środowiskiem lokalnym. Ci pierwsi podkreślają znaczną redukcję zadłużenia klubu, terminowe regulowanie wynagrodzeń wobec piłkarzy (co nie zawsze było regułą wcześniej) i to że spółka po raz pierwszy od lat wykaże zysk. Ci drudzy mówią o likwidacji drużyny rezerw, wiecznych oszczędnościach (z tego wynikało zgłoszenie meczu z Rapidem Wiedeń na 28 tysięcy widzów, przy jednoczesnym promowaniu akcji #TrzyDychyNaLechię) i opłakanym stanie klubowej akademii. Wyraźnie widać brak zaufania między stronami - w idealnym świecie partnerzy rozmawialiby ze sobą, ale w wywiadzie dla Radia Gdańsk Dariusz Krawczyk mówił o trudności skomunikowania się z Adamem Mandziarą, który przebywa na Majorce. Krawczyk wspominał o negatywnej roli prezesa zarządu Lechii, Pawła Żelema: "W porządkowaniu finansów klubu posługiwał się nie skalpelem, tylko piłą mechaniczną. Zabrakło czynnika ludzkiego". Strony skonfrontują się już niebawem, na wspomnianym posiedzeniu Rady Nadzorczej, które odbędzie się 12 września. Gdzieś w tle jest sprzedaż klubu, w sprawie której wiceprezes zarządu Agnieszka Syczewska zapowiedziała oficjalny komunikat w bieżącym tygodniu. Na razie, zamiast tego opinia publiczna dostała kolejny komunikat na Instagramie wspomnianego Mandziary. Tym razem pisze m.in. o tym, że: "Do dziś nie otrzymaliśmy odpowiedniej propozycji, którą można z czystym sumieniem przyjąć". W piłce klubowej jak i reprezentacyjnej ton rozmowy określa pozycja pierwszego zespołu w tabeli. Gdy polska piłka nie miała Roberta Lewandowskiego, padały pytania o system szkolenia itd. Dziś to również słychać, przede wszystkim w mediach społecznościowych, ale jakoś mniej donośnie w mediach oficjalnego obiegu. Gdy drużyna Lechii Gdańsk walczyła o mistrzostwo Polski pod wodzą trenerów Piotra Nowaka czy Piotra Stokowca problemy organizacyjne były nie mniejsze niż dziś, a na pewno większe były zaległości płacowe wobec zawodników. Teraz, gdy zupa wylała się na dole (tabeli), pod lupę zostały wzięte gabinety na trzecim piętrze siedziby klubu. To są oczywiście naczynia połączone, tylko w Lechii Gdańsk nie wiadomo które jest ważniejsze, klub posiada nietypową strukturę decyzyjną. Lechia Gdańsk szuka trenera Jeśli prawdą jest to o czym pisał "Przegląd Sportowy", że Flavio Paixao poszedł do gabinetu zarządu i postawił warunek - albo trener albo on - to już jest patologia. Co więcej - klub w myśl zasady, że nikt nie jest większy od niego, zamiast grzecznie go wyprosić, wsadzić w taksówkę i zawieźć na lotnisko, wcześniej kulturalnie dziękując za lata pracy i dziesiątki goli, zwalnia trenera. Oczywiście, nie tylko pod wpływem wizyty Portugalczyka. Główną przyczyną były fatalne wyniki drużyny Tomasza Kaczmarka i cztery kolejne porażki poniesione w bardzo kiepskim stylu. Jednak, jeśli Rafał Pietrzak mówi w mediach, że 80 proc. drużyny było za trenerem i decyzja o jego zwolnieniu była zaskakująca to daje to do myślenia. Z mniej i bardziej oficjalnych rozmów z zawodnikami jestem w stanie uwierzyć, że większość drużyny była za Kaczmarkiem - to jednak tylko słowa, bardziej liczą się czyny, na boisku tego nie było widać. By wyjść z sytuacji kryzysowej, w której bez wątpienia znalazła się Lechia, potrzebne są dwie rzeczy - wsparcie góry i czas. Tomasz Kaczmarek nie dostał ani jednego, ani drugiego. Zobaczymy, jak zweryfikuje go rynek - czy będzie pamiętane czwarte miejsce, które zajął z Lechią Gdańsk czy to, że zostawił ją na ostatnim miejscu w tabeli. Tymczasem nie było tak że Flavio Paixao, w poprzedni czwartek wrócił do treningów, a koledzy czekali z tortem i prezentami. Portugalczyk jest inteligentnym człowiekiem i ta sytuacja też ma wpływ na niego. Sytuacja w szatni Lechii Gdańsk doszła do takiego momentu, że kluczowe jej postaci nie podają sobie ręki. Jak w takiej sytuacji grać i wygrywać w lidze? Oczywiście jest to kamyczek do ogródka Kaczmarka, jak mógł doprowadzić do takiej sytuacji? Sam 38-letni trener krytykę zaczyna od siebie i na pewno wie, ile błędów popełnił. Teraz władze Lechii stoją przed nie lada wyzwaniem i kluczową decyzją. Muszą wybrać szkoleniowca, który posprząta bałagan w szatni. Musi to być ktoś spoza lokalnego układu, mimo całej sympatii nie jest taką postacią tymczasowy trener Maciej Kalkowski, nie jest nią też Krzysztof Brede, o którym pisaliśmy, że ma poparcie lokalnego środowiska. Nie może też być to "wujek dobra rada" w stylu Jana Urbana, a raczej twardy żandarm w stylu Piotra Stokowca. Ze szkoleniowców dostępnych na rynku, najpełniej te kryteria spełnia Aleksandar Vuković. Kibice Lechii będą mu wypominać, że to legionista, ale biało-zielonej krwi nie miał wspomniany Stokowiec, czy wcześniej Paweł Janas. Przywołuję tego ostatniego, bo sytuacja jest poważna niczym zimą 2012 roku, gdy do wronieckiej puszczy udała się delegacja z Gdańska - Janas ugościł trójmiejskich wędrowców czym chata bogata, wysłuchał, zaciągnął się papierosem Marlboro i rzekł: "ja sobie na "eskę" (spadek) w CV nie pozwolę". I faktycznie nie pozwolił, "Vuko" to trener, który zna Ekstraklasę na wskroś, który rok temu w podobnej sytuacji wyciągnął z tarapatów macierzystą Legię Warszawa. Praca w Lechii byłaby także szansą dla Vukovicia, odciąłby na dobre warszawską pępowinę i pojawił się na rynku jako trener, którego rolą niekoniecznie jest skandowanie klubowych piosenek. To trener pełen sprzeczności, szkoleniowiec bałkański, który nie lubi piłkarzy stamtąd. Z tego co sam mówił w jednej z audycji nie wybiera się do Gdańska, ale nie takie zwroty akcji ligowa publika widziała. Maciej Słomiński, Interia