Pobyt Piotra Stokowca i jego sztabu w Lechii Gdańsk był długi (prawie 3,5 roku) i owocny (Puchar i Superpuchar Polski, trzecie i czwarte miejsce w Ekstraklasie), mimo to w sierpniu ubiegłego roku strony rozstawały się z ulgą. Zmęczenie materiału, a może coś więcej? Żeby zrozumieć co stało się w sierpniu 2021 r. i dlaczego doszło do końca współpracy trzeba cofnąć się do marca 2018 r. i jej początku. Marzec 2018 r. Piotr Stokowiec obejmował Lechię Gdańsk rozbitą i zagrożoną degradacją z Ekstraklasy z jedynie trzema punktami przewagi nad strefą zrzutu. - Przychodząc do klubu nie spodziewałem się aż takich trudności. Na własne oczy zobaczyłem, jak działa stara piłkarska zasada, która mówi, że nazwiska nie grają. Tamtą sytuację porównałbym do posiadania wielu luksusowych aut, tyle że bez serwisu i bez paliwa. Zrobiliśmy pomiary tkanki tłuszczowej, przecierałem oczy, bo od niektórych zawodników lepsze wskaźniki miał nasz kitman Dawid Pajor. Zawodnicy nie byli w stanie wytrzymać jednominutowej gry 1 na 1 czy 2 na 2 na małym polu, przy treningu strzeleckim strzelały mięśnie. W szatni wieża Babel, grupy i grupki. Bywało tak, że zawodnicy opuszczali ośrodek treningowy zanim wszyscy zeszli z treningu. Nawet zastanawialiśmy się ze sztabem, czy niektórzy piłkarze biorą prysznic po zajęciach, tak szybko znikali. Przedstawiłem zawodnikom na początku zasady współpracy i starałem się trzymać dyscyplinę. Widząc co się dzieje, postanowiłem "wrzucić do szatni granat". Tym granatem było odsunięcie od gry Marco Paixao, za to że nie stawił się na sparingu z Kotwicą Kołobrzeg, wylatując na wykupiony wcześniej urlop do Portugalii. Marco był jedynym sensownym napastnikiem w kadrze Lechii, zdobywcą 16 z 35 ligowych bramek Lechii, czyli 45% całego łupu. Grzegorz Kuświk ostatni raz trafił do siatki ponad rok wcześniej. O dziwo miast krytyki szkoleniowiec otrzymał głosy poparcia zewsząd, że wreszcie za sterem jest ktoś kto nie będzie figurantem, słupem i chłopcem na posyłki prezesa. Do końca sezonu na "9" grał brat-bliźniak Marco, Flavio który zamiast obrazić się jak przewidywała większość, nabrał wiatru w żagle i został najskuteczniejszym obcokrajowcem w historii Ekstraklasy. Marco na temat rozstania przedstawił na łamach sport.pl zdanie zgoła odmienne od trenera: - (Odszedłem) przez jednego człowieka. Osoba, która jest za to odpowiedzialna, to Piotr Stokowiec. W sumie dalej nie wiem, co tak naprawdę się wydarzyło. Stokowiec podjął decyzję, że ma mnie w Lechii nie być. Myślę, że nie lubił mnie od początku i szukał powodu, aby odsunąć od zespołu. Ludzie w Gdańsku chcieli, abym został, ale Stokowiec był przeciwko mnie. Mógł być albo on, albo ja. Zobacz TOP 5 bramek i interwencji z Ligi Mistrzów - sprawdź teraz! Dlaczego Stokowcowi miałoby tak bardzo zależeć na pozbyciu się pana? - Nie mam pojęcia. To zły człowiek. Od razu patrzył na mnie krzywo. W końcu w Gdańsku doszło do spotkania. Byłem tam ja, Stokowiec, prezes Adam Mandziara i dyrektor Janusz Melaniuk. I zanim padło pierwsze słowo, Stokowiec powiedział "nie chcę ciebie, znajdź inny klub, daj nam spokój". A to i tak pół biedy. Jeszcze gorsze rzeczy Stokowiec mówił mi w szatni. Nie uwierzyłbyś, co powiedział! Proszę powiedzieć. - Po co? I tak się tego wyprze. Nie wyobrażasz sobie, co ten facet powiedział. Wolę o tym zapomnieć. Może nie trzeba było lecieć do Portugalii? Albo kogoś o tym poinformować? - Ale dlaczego? Wszyscy mogli lecieć, a ja nie? W Polsce szanowałem każdego człowieka. Nigdy nie tworzyłem konfliktów, nie było ze mną kłopotów dyscyplinarnych. A później przychodzi jakiś facet i nagle Paixao robi się wielkim problemem. To najbardziej szokująca sytuacja w moim życiu. Byłem gwiazdą Lechii, jej najlepszym strzelcem. Ludzie mnie lubili, ja lubiłem ludzi, miałem dobry kontakt z prezesem Mandziarą. A po przyjściu Stokowca wszystko się popsuło. To czyja to wina? Moja czy jego? Maj 2018 r. Walka o utrzymanie szła jako po grudzie, na szczęście pomocną ręką wyciągnęli sąsiedzi z Arki Gdynia i dwa razy w czasie tygodnia dali się ograć. A może nie dali, a byli po prostu tak słabi? Kluczowym meczem był heroiczny bój w Gliwicach, gdy Lechia stojąc przez większą część spotkania na własnej połowie zdołała wydrzeć zwycięstwo 2-0. W ostatnim meczu sezonu, z Sandecją Nowy Sącz, po raz ostatni w karierze miał nadzieję zagrać Sebastian Mila i pożegnać się z gdańską publicznością na boisku. Trener Stokowiec, z którym występowali jeszcze razem w Grodzisku Wlkp. szybko zgasił nadzieje "Rogera": - Sebastian nadaje się, ale na mecz charytatywny dla Pawła Kryszałowicza - podsumował formę pomocnika Lechii jej trener. Po ostatnim meczu rozgrywek zaczęły się wiosenne porządki. Do rezerw zostali przesunięci piłkarze, którzy byli podporą drużyny Piotra Nowaka - Grzegorz Wojtkowiak i Milos Krasić. Ten pierwszy rozegrał w drugiej drużynie cały sezon, a "Maestro" w grudniu 2018 r. rozwiązał kontrakt za porozumieniem stron. Serb nieco rozżalony mówił, że trener Stokowiec usunął go z drużyny, bo boi się piłkarzy z charakterem, mających własne zdanie. Trener nie pozostał dłużny: - Ja co do Milosa zawsze mówię o superlatywach jeśli chodzi o sprawy piłkarskie. Miał tylko jedną przypadłość, uczulenie na pot. To było coś, co go dyskryminowało w moich oczach. Lipiec 2018 r. Potu nie brakowało w letnim okresie przygotowawczym, ale było warto. W nowym sezonie (który bardzo niespodziewanie miał się okazać najlepszym w historii klubu) kibice Biało-Zielonych przecierali oczy ze zdumienia, bo drużyna Lechii Gdańsk szła "jak do pożaru". Już w inauguracji sezonu gdańszczanie wygrali 1-0 na boisku wicemistrza Polski, Jagiellonii Białystok. Sam wynik był zaskakujący, a jeszcze bardziej boiskowa postawa m.in. Błażeja Augustyna i Filipa Mladenovicia, którzy w poprzednich rozgrywkach nie należeli do orłów, a teraz grali doskonale. Inauguracyjna łyżka miodu, miała domieszkę dziegciu. Za brutalne kopnięcie Arvydasa Novikovasa czerwoną kartkę otrzymał Sławomir Peszko. Jako, że była to recydywa "Peszkin" otrzymał aż trzy miesiące dyskwalifikacji, a gdy miał wrócić do gry został przesunięty do rezerw za kłótnię z asystentem, Maciejem Kalkowskim podczas treningu. Co ciekawe, Stokowca w ogóle na tych zajęciach nie było, doniesiono mu o tym incydencie. Jesienią rezerwy Lechii miały chyba najbardziej utytułowany skład w historii polskiej piłki: Krasić - Wojtkowiak - Peszko. Grudzień 2018 r. Lechia Gdańsk po raz pierwszy w historii przerwę zimową spędza jako lider Ekstraklasy. Po ostatnim meczu (4-0 z Górnikiem Zabrze, dwa dni przed wigilią Bożego Narodzenia) sztab zewsząd odbierał zasłużone gratulacje. Ktoś rzucił: - Brawo, jesteście dobrzy! - Dobrzy! Jesteśmy raczej zajebiści, jak jakiś boys band - odpowiedział Stokowiec, pokazując swą drugą twarz, człowieka nie tylko ciężkiej pracy, ale też ciętej riposty. I miał rację z tą zajebistością, niebawem trener Lechii został wybrany trenerem roku przez tygodnik "Piłka Nożna". W wywiadzie dla tygodnika, laureat mówi, że jego celem jest praca z dorosłą reprezentacją Polski. Styczeń 2019 r. Tragiczny dzień dla Lechii i Gdańska. Podczas finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy zamordowany został prezydent Gdańska, Paweł Adamowicz - Lechia straciła wiernego kibica i mecenasa. Gdyby nie miasto, nie byłoby Ekstraklasy i bursztynowego stadionu. Pierwszy mecz po przerwie zimowej lechiści zagrali w żałobnych, czarnych strojach. Z racji tragicznych wydarzeń przy Targu Węglowym styczniowy sparing z Bytovią przy Traugutta utajniono, a właśnie wtedy Rafał Wolski po raz kolejny zerwał więzadła krzyżowe. Gdy w okresie przygotowawczym palec od nogi złamał Lukas Haraslin już było wiadomo, że ofensywna kołdra na wiosnę może okazać się za krótka. Stokowiec mówił wtedy: - Nie mam czasu na to, żeby się zamartwiać. Nie decydowaliśmy się na transfery w okienku zimowym. Od razu chcielibyśmy wskoczyć do nieba i bić się o najwyższe cele, ale klub to nie jest tylko pierwsza drużyna. Lechia powoli odbudowuje swoją markę. Sprawy organizacyjne też są w coraz lepszym porządku i to fakt, z którym chcieliśmy się uporać. Wiemy, że trzeba było naprostować wiele spraw i ten proces trwa. Jako trener to rozumiem i wolę mieć 14 zawodników, którzy wiedzą czego chcą niż 20 niezdecydowanych, spełniających rolę treningową. W takich piłkarzach jak Żukowski, Fila czy Sopoćko jest przyszłość i ja w nich wierzę. Nie wiemy o jakim "porządku w sprawach organizacyjnych" mówił trener, ale w przerwie zimowej piłkarze postanowili nie rozmawiać z mediami z powodu zaległości płacowych, a Zagłębie Lubin zgłosiło sprawę braku płatności za Jarosława Kubickiego (300 tys. zł) do Komisji Licencyjnej. Maj 2019 r. Do momentu, gdy grano co tydzień Lechia wciąż solidnie punktowała. Problemy zaczęły się, gdy ligowo-pucharowa karuzela przyspieszyła. 27 kwietnia w meczu o, jak się wydawało, mistrzostwo Polski Lechia do przerwy prowadziła z Legią Warszawa 1-0 i to był najniższy wymiar kary. Powinno być więcej i goście powinni grać w "10" po ręce Artura Jędrzejczyka, którą widzieli wszyscy oprócz sędziego Daniela Stefańskiego. W drugiej połowie Lechia wprowadziła na boisko Mateusza Żukowskiego i Karola Filę, a Legia, Iuriego Medeirosa, który ustalił wynik na 3-1 dla gości. Daniel Łukasik był wtedy kluczowym zawodnikiem gdańskiej linii pomocy: - Po tym meczu wszyscy mieli łeb między jajami, a za cztery dni graliśmy Puchar Polski w Warszawie. I weź tu reaguj! Ostatecznie drużyna zareagowała "pozitiwnie" i po jednym z brzydszych finałów ostatnich lat, Lechia Gdańsk pokonała 1-0 Jagiellonię Białystok i zdobyła po raz drugi w historii Puchar Polski. Wynik idzie w świat, o czym mówił Piotr Stokowiec: - Wątpię, żeby ktoś jeszcze pamiętał przebieg tego meczu. Nie pamiętam ładnego widowiska na Stadionie Narodowym, a na kilku meczach byłem. Na tej murawie nie dało się grać, zaznaczała to ostatnio również kadra. Gdy na beton nałożymy kilka centymetrów trawy, to podczas meczu odchodzą całe płaty murawy. Po finale zawodnicy do końca ligi leczyli odciski i pęcherze, dobrze że obyło się bez poważnych kontuzji. Fatalna nawierzchnia, dochodziło do tego zmęczenie i presja. Niezależnie od tego finały są po to, żeby je wygrywać, a nie pięknie grać. Cenię drużynę za to, że się nie podpaliliśmy, zachowaliśmy zimną krew, wytrzymaliśmy. Ten mecz był fajny i emocjonujący dla kibiców Jagiellonii, jak i Lechii. Dla innych, zgadzam się, raczej nie. Na ligowej mecie Lechia była ostatecznie trzecia. Sezon 2018/19 jest do dziś najlepszym w historii Lechii Gdańsk i to mimo, że wspomniany Łukasik mówił, że od pucharu wolałby mistrzostwo. Po ostatnim meczu rozgrywek na środku boiska pożegnani zostali zawodnicy, którzy odchodzili z klubu: Joao Nunes, Steven Vitoria, Michał Mak i Konrad Michalak. Nie zawsze to było regułą, często piłkarze opuszczali Gdańsk pod osłoną nocy, skłóceni z klubem. Po sezonie trener Piotr Stokowiec mówi wprost: - Nie jestem zadowolony z końcówki, ale patrzę na niego całościowo. Nie chcę mówić, że coś nam uciekło, bo uważam, że w tym sezonie nie zasłużyliśmy na mistrzostwo. Nie jesteśmy na nie gotowi. I powiem wprost: myślę, że mogłoby nam nawet zaszkodzić. Po ostatnim meczu była gruba feta na Długim Targu, a Dwór Artusa zmienił nazwę na Dwór Artura Sobiecha, strzelca "złotej bramki" w finale Pucharu Polski. Lipiec 2019 r. W nagrodę za tak dobry sezon, po raz drugi w historii (nie licząc Pucharu Lata) Lechia Gdańsk zagrała w rozgrywkach europejskich. Los był łaskawy prawie niczym w 1983 r. - za rywala wyznaczył duńskie Brondby. Po najlepszym w ostatnich latach meczu u siebie Biało-Zieloni wygrali 2-1, choć mogło być o wiele wyżej. Tych bramek u siebie zabrakło, na wyjeździe Lechia po wyrównanym boju przegrywa 1-4 po dogrywce. Honorową bramkę dla Lechii strzelił niezawodny Flavio Paixao, po asyście, jakimś cudem przywróconego do drużyny, Sławomira Peszko. "Peszkin" dał dobrą zmianę, w przeciwieństwie do Rafała Wolskiego i Artura Sobiecha, którzy przeszli obok dogrywki. "Król Artur" słyszy w kuluarach od trenera, że za bardzo skupia się na podróżach do żony, która gra w piłkę ręczną w Borussi Dorymund. Sobiech zresztą otwarcie mówi, że wolałby być bliżej lepszej połowy, stąd nalega na transfer do niemieckiego III-ligowca. KFC Uerdingen. Mimo szybkiego końca pucharowej przygody, nastroje są pozytywne. W zakulisowych rozmowach, klubowi włodarze mówią, że finansowe zakręty już za Lechią Gdańsk i teraz będzie już tylko lepiej. Niestety, radość okazuje się przedwczesna, budżet skorygowany, a niebawem posadę traci chwilowy prezes, Janusz Biesiada. Na stanowisko powraca, Adam Mandziara. Grudzień 2019 r. Na finiszu rundy jesiennej Lechia Gdańsk przegrywa dwa mecze po 0-3. Z Jagiellonią na wyjeździe i Rakowem Częstochowa u siebie. Powracają stare demony - mówi się (znowu!) o sporych zaległościach płacowych. Mimo tego po zakończeniu rundy do Gdańska przybywa pomocnik Zagłębia Lubin, Filip Starzyński, któremu za pół roku kończy się kontrakt. Strony podają sobie ręce, jednak ostatecznie "Figo" wybiera ofertę "Miedziowych", dla których gra do dzisiaj. - Ważny jest czynnik ekonomiczny, podobnie jak rywalizacja w zespole. Był plan, by budować zespół wokół Filipa, nie mogliśmy się jednak zgodzić na kominy płacowe i niestety nie udało się. Ściągnęliśmy jednak kilku dobrych i jednocześnie młodych zawodników - skomentował Piotr Stokowiec. Styczeń 2020 r. Prawdziwa rewolucja i to jeszcze przed pierwszymi zajęciami po przerwie zimowej. Odsunięci od pierwszego zespołu Lechii Gdańsk i wolną rękę w poszukiwaniu nowego pracodawcy otrzymują: Sławomir Peszko, Rafał Wolski, Artur Sobiech i kontuzjowany Błażej Augustyn. Z obozu w tureckim Belek do Gdańska nie wracają Lukas Haraslin (przeszedł do włoskiego Sassuolo) i Daniel Łukasik (został w Turcji, by grać w Ankaragucu). Drużyna zdobywców Pucharu Polski przestała istnieć. Luty 2020 r. Drużyna Lechii Gdańsk na pierwszy mecz po przerwie zimowej do Wrocławia leci Ryanairem w bardzo młodym składzie. Średnia wielu ławki rezerwowych Lechii Gdańsk w tym meczu to nieco ponad 17 lat. Żartowano, że mogli pojechać na mecz Ekstraklasy, dopiero gry rodzice zwolnili ich ze szkoły w systemie Librus. Mimo to, Lechia dopiero w doliczonym czasie gry traci wygraną. Nieźle spisały się nowe nabytki: Brazylijczyk Conrado i Łotysz Kristers Tobers. W przerwie meczu Lechia dodatkowo motywuje Flavio Paixao, ogłaszając zakontraktowanie Łukasza Zwolińskiego. W pierwszej akcji po przerwie Portugalczyk reaguje pozytywnie, trafiając do siatki po asyście Filipa Mladenovicia. W tygodniu po meczu ze Śląskiem, Lechia Gdańsk rusza na zakupy kontraktując: Afgańczyka Omrana Haydary’ego, Amerykanina Kenny’ego Saiefa, Portugalczyka Jose Ze Gomesa, Słoweńca Egzona Kryeziu i Polaka Rafała Pietrzaka. Marzec 2020 r. Zanim pandemia koronawirusa przerwie rozgrywki, Rafał Wolski i nieco później Sławomir Peszko, rozwiązują kontrakty z Lechią Gdańsk z powodu braku terminowych płatności. To jednak rzadkość w ligowym futbolu, pokazująca w jakich warunkach musiał pracować trener Piotr Stokowiec. O dziwo, piłkarze publicznie nie krytykują klubu (zarządu, prezesa itd.), a skupiają się na personalnych atakach na Stokowca, mimo że to chyba nie on miał im wypłacać pensje. Do piłkarskiego kalendarza na stałe weszły wywiady, w których byli podopieczni krytykują trenera Lechii. Artur Sobiech mówił, że "z gorszym człowiekiem nie pracował", Sławomir Peszko narzekał, że "tak naprawdę na dłuższą metę nie da się funkcjonować, to w pewnym momencie wszystkich zaczyna męczyć", gorzkie żale wylewali też Rafał Wolski i Błażej Augustyn. Zmowa czy coś więcej? Czerwiec 2020 r. Serb Filip Mladenović to jeden z piłkarzy, którzy nie krytykują Piotra Stokowca i jego metod, a wprost przeciwnie - mówi, że wiele mu zawdzięcza. Fakty są takie, że "Mladen" przychodził do Lechii jako piłkarz zapuszczony, krytycy wypominali mu sylwetkę skoczka narciarskiego. Dwa i pół roku później Serb odchodził z Gdańska jako reprezentant swego kraju, najlepszy lewy obrońca Ekstraklasy (niektórzy jak Mario Maloca mówili, że najlepszy piłkarz ligi w ogóle), zdobywca Pucharu Polski, który solennie zapracował na transfer do Legii Warszawa. - Mieliśmy bardzo dobre relacje i tak już zostanie. On pomógł mnie, a ja się odwdzięczałem. Kiedy przyszedł do Gdańska, nie byłem w najlepszej dyspozycji. Szybko zrozumiałem, czego trener Stokowiec ode mnie wymaga, dostosowałem się. Miał rację, kiedy na początku, gdy objął drużynę, na mnie nie stawiał. Potrzebowałem okresu przygotowawczego, po nim wszystko się poukładało. I kiedy w następnym sezonie wskoczyłem do pierwszego składu, to tak już zostało. Miałem jego zaufanie, ale to było obustronne. Razem osiągnęliśmy historyczny wynik, nikt przed nami tego nie dokonał. Piękna sprawa. Te dwa i pół roku to była mozolna praca, najbardziej intensywna w całej mojej karierze. Nie mogę złego słowa o nim powiedzieć, nie chcę komentować opinii innych zawodników. To ich historie, nie znam tematu - powiedział zawodnik na łamach "Przeglądu Sportowego". Na pożegnanie Stokowiec po meczu z Piastem Gliwice pokazał Mladenoviciowi czerwona kartkę, której jakimś cudem podczas pobytu w Lechii Serb, wiecznie wymachujący rękami w lewo i prawo, nie otrzymał na boisku. Co ciekawe, Lechia w ogóle nie rozmawiała z Mladenoviciem na temat prolongaty kontraktu na lipiec, miesiąc na który został przedłużony pandemiczny sezon. Serb po upływie kontraktu z Lechią, zaraz związał się trzyletnią umową z Legią Warszawa. Lipiec 2020 r. W jednym z najbardziej dramatycznych meczów ostatnich lat Lechia Gdańsk po serii rzutów karnych eliminuje Lecha i to w Poznaniu, i to mimo, że "Kolejorz" blisko 30 razy uderzał na bramkę Zlatana Alomerovicia, a w serii "11" miał już dwa gole przewagi. W lubelskim finale Lechia długo jest lepsza od Cracovii i prowadzi 1-0. Wszystko zmienia się w drugiej połowie, "Pasy" wyrównują, a potem z czerwoną kartką z boiska schodzi Mario Maloca. Ostatecznie Biało-Zieloni przegrywają 2-3 po dogrywce i nie bronią cennego trofeum. Chorwacki "Generał" jedynie dwa razy gra jesienią kolejnego sezonu, po czym zostaje przesunięty do rezerw. Zapewne bez związku z lubelskim finałem. Sierpień 2020 r. Po jednym dniu przedsezonowe zgrupowanie Lechii Gdańsk w Kepie zostaje przerwane ze względu na pozytywny wynik testu na COVID-19 u jednego z piłkarzy (okazało się potem, że chodzi o Conrado) W inauguracji sezonu Lechia Gdańsk wygrała 1-0 z beniaminkiem Wartą Poznań w Grodzisku Wlkp., ale w autobusie wracającym nad morze jest przenikliwa cisza. Zarówno drużyna jak i sztab wiedzą, w tym meczu mieli więcej szczęścia niż rozumu, a styl gry był cokolwiek rozpaczliwy. Luty 2021 r. Lechia Gdańsk w bardzo umiarkowanym stylu startuje w lidze po przerwie zimowej. Jeszcze gorzej jest w Pucharze Polski, z którego Biało-Zieloni odpadli po przegranej 1-3 z Puszczą Niepołomice w Sosnowcu. Piotr Stokowiec podkreśla, że potrafi wyprowadzić zespół z kryzysu i tak się faktycznie dzieje, chociaż prześmiewcy kolejne pięć meczów bez porażki (cztery wygrane i remis) bardziej przypisują wizycie "sekcji gimnastycznej" w szatni Lechii i jej przemowie motywacyjnej. Kwiecień 2021 r. Po ponad trzech latach współpracy, Piotr Stokowiec został najdłużej pracującym trenerem Lechii Gdańsk, licząc szkoleniowców, którzy prowadzili drużynę na najwyższym poziomie rozgrywkowym, podczas jednego pobytu w klubie. W wywiadzie dla oficjalnej strony Lechia.pl mówi m.in.: -To jest dla mnie świetny okres. Bardzo się cieszę, że trafiłem do Gdańska - miasta, które bardzo mi się podoba i dobrze się w nim czuję - i Lechii, klubu z tradycjami, z wielkim potencjałem, z oddanymi kibicami, z kapitalnym stadionem, na którym gramy. Jestem tu ponad 3 lata i cały czas pracujemy nad tym, by przywrócić blask Lechii, która wcześniej miała na koncie wielkie historyczne sukcesy i pamiętne mecze z Juventusem Turyn, ale trudno jej było nawiązać do tych pięknych tradycji. Mocno się z tym siłowali trenerzy przede mną, włożyli sporo pracy, robili, co mogli, ale efekty ciągle nie były zadowalające. Przepraszam z góry, jeśli zabrzmi to nieskromnie, ale zyskałem na tej współpracy ja jako trener, ale też zyskała na tym Lechia. Razem odnieśliśmy historyczne sukcesy, a w tej chwili okazuje się, że jestem najdłużej pracującym trenerem w Klubie. Wielu rzeczy tu doświadczyłem, przeżyłem wiele trudnych sytuacji, ale też pewne cele zrealizowałem, rozwinąłem swój warsztat. Wydaje mi się, że dobrze wkomponowałem się w to środowisko, w Klub i podchodzę do tego z dużym szacunkiem, bo Lechia mi dużo dała. Dlatego też staram się odpłacać Lechii swoją pracą, najlepiej jak potrafię. Maj 2021 r. W ostatnim meczu sezonu Lechia Gdańsk przegrywa 1-2 z Jagiellonią w Białymstoku, kończąc rozgrywki na siódmym miejscu, choć jeszcze chwilę wcześniej europejskie puchary były w zasięgu ręki. W tle znów są błędy sędziego (Daniel Stefański na VAR!), ale cały ten sezon był średnio udany, drużyna Lechii w 30 meczach, aż 12 razy schodziła z boiska pokonana. W kręgach zbliżonych do zarządu gdańskiego klubu głośno mówi się o rozczarowaniu i sporych pieniądzach, które przeszły bokiem. Sierpień 2021 r. Po 3,5 roku i kadencji trwającej 1274 dni Lechia Gdańsk rozstaje się z trenerem Piotrem Stokowcem i jego sztabem. Wiadomość zostaje podana publicznie po remisowym 2-2 meczu z Radomiakiem, ale nie on jest pretekstem, a zmęczenie materiału i brak "chemii" i perspektyw na przedłużenie współpracy. Stokowca zastępuje dotychczasowy asystent trenera Pogoni Szczecin, Tomasz Kaczmarek, a my w Interii doceniając zasługi Stokowca piszemy o jego siedmiu grzechach głównych. Grudzień 2021 r. Piotr Stokowiec obejmuje Zagłębie Lubin, w przerwie zimowej ściąga Bartosza Kopacza z Lechii Gdańsk za 1,2 mln zł od razu robiąc go kapitanem drużyny. 30 kwietnia 2022 r., godz. 17.30 Czwarta w tabeli PKO BP Ekstraklasy Lechia Gdańsk, wychodzi na stadion w Lubinie by zmierzyć się z czwartym od końca Zagłębiem Lubin. Maciej Słomiński