Era Adama Mandziary w Lechii Gdańsk zaczęła się w połowie sezonu 2013/14, po przejęciu klubu przez tajemnicze niemiecko-portugalskie-szwajcarskie konsorcjum. Szybko na pierwszy plan wysunął się Mandziara, który wcześniej przez wiele lat był prężnie działającym agentem piłkarskim. Główny rozgrywający stał się prezesem i długo bilans jego rządów był niejednoznaczny - w Gdańsku zaczęli grać piłkarze o nazwiskach, o których wcześniej nikt nawet nie marzył - Milos Krasić, Sławomir Peszko, Jakub Wawrzyniak, bracia Paixao i Dusan Kuciak. Ten ostatni jest w klubie do dziś. Lechia zdobyła Puchar Polski i dwa razy zagrała w pucharach. Z drugiej strony klub z Trójmiasta zaczął kojarzyć się z dziadostwem, niezapłaconymi zobowiązaniami i ujemnymi punktami oraz rozwiązanymi z winy klubu kontraktami. Mężczyznę poznaje się nie po tym jak zaczyna, a jak kończy, a na dziś, po spadku Lechii Gdańsk z Ekstraklasy jest opłakany. Najpilniejsze zobowiązania sięgają co najmniej kilkunastu milionów, a źródeł spłaty nie widać. Adam Mandziara wrócił do Lechii Gdańsk W sytuacji, która jawi się dla Lechii niemal jako beznadziejna, powrót Adama Mandziary do rady nadzorczej klubu należy ocenić pozytywnie. Być może jest jakiś plan B, który pozwoli uratować klub? - Sytuacja na dziś wymaga mojego powrotu. Spadek z Ekstraklasy wymusił konieczność restrukturyzacji klubu, związane z tym dokapitalizowanie spółki, kontynuowanie procesów sprzedaży i inne zadania, które bez obecności właściciela są niemożliwe do realizacji - powiedział Adam Mandziara na oficjalnej stronie klubu. Niemal rok temu, gdy biało-zielony okręt zaczynał nabierać wody, Mandziara zapowiedział wycofanie się z wszelkiej aktywności piłkarskiej, mając "dość hejtu". W Polskę poszedł przekaz, tymczasem on tak naprawdę nigdy Lechii nie opuścił, do niego zawsze należało decydujące słowo w sprawach strategicznych. Teraz powraca, chociaż jedynie do rady nadzorczej, jest to zdarzenie znaczące. Kibice w Gdańsku mieli nadzieję na inny komunikat, mówiący że Mandziara naprawdę odejdzie i sprzeda klub. Tymczasem on jak bardzo często postąpił wbrew wszelkim oczekiwaniom. Maciej Słomiński, INTERIA