Maciej Słomiński, INTERIA: W ilu procentach jest pan obecnie właścicielem Lechii Gdańsk? Rozumiem, że w takim charakterze się pan wypowiada, po rezygnacji z zasiadania w Radzie Nadzorczej? Adam Mandziara, prezes Lechia Rights Management: - W ubiegłym roku zrezygnowałem ze stanowiska przewodniczącego Rady Nadzorczej Lechii Gdańsk. To była przemyślana decyzja. Przez 9 lat obejmowałem w klubie, w zależności od sytuacji i potrzeby, różne stanowiska. Dziś jestem prezesem Zarządu Spółki Lechia Rights Management, która jest właścicielem ponad 95% akcji Lechii Gdańsk SA. Struktura holdingowa od wielu lat się nie zmieniła. Lechia Rights Management należy w 100% do Advancesport AG - właścicielami spółki akcyjnej Advancesport AG są w 50% Philipp Wernze i w 50% Adam Mandziara. Philipp jest synem Franza-Josefa Wernze i ma jego pełnomocnictwo generalne. Zatem mam prawo i możliwości mówić o klubie. Oczywiście w sprawach operacyjnych, bieżących głos ma zabierać zarząd. Natomiast właściciel powinien mówić o kierunkach rozwoju, planach na przyszłość, szerszym spojrzeniu na klub. Jestem otwarty na kontakty z mediami, chociaż media zaskakująco rzadko decydują się pytać u źródła. Odnoszę wrażenie, że czasem wygodniej jest snuć dywagacje. Tak było przez wiele tygodni, w przypadku sprzedaży klubu - niewielu chciało weryfikować swoje "sensacje". Z czym się pan nie zgadza z tego, co mówił Dariusz Krawczyk w wywiadzie? - Krócej i prościej byłoby powiedzieć, z czym się zgadzam. Ten wywiad, to była opowieść o dobrym akcjonariuszu mniejszościowym i złym większościowym. Tyle, że przez wszystkie lata, odkąd jestem w Lechii, akcjonariusze mniejszościowi ani razu nie zdecydowali się wspierać finansowo działalności klubu. Nie jest trudno krytykować, kiedy się nic nie robi. W wywiadzie są zarzuty, a nie ma odpowiedzi na pytanie, co mniejszościowi udziałowcy zrobili przez te lata, żeby w klubie działo się jeszcze lepiej. Kibice oczekują coraz bardziej uznanych piłkarzy, coraz lepszych wyników, sukcesów - najlepiej na arenie międzynarodowej. Ja jestem realistą. Kiedy rokrocznie opowiadałem o TOP5, bo takie realnie były nasze możliwości, budziło to niezadowolenie. Piłka to emocje i ja to absolutnie rozumiem. Byłem piłkarzem, potem przez wiele lat menedżerem, a w końcu prowadziłem klub piłkarski. Łatwiej to robić, kiedy ma się wsparcie z wielu stron. Z żalem muszę powiedzieć, że nigdy go nie czułem. Ja słyszę cały czas tylko krytykę kierowaną w naszą stronę i nie jest to konstruktywna krytyka. A do tego zaczyna się przyzwolenie na chuligańskie wybryki na trybunach, wejścia zamaskowanych ludzi na stadion, obraźliwe banery na stadionie lub przed domem Pawła Żelema. Czy mniejszościowi udziałowcy skrytykowali chuliganów za incydenty podczas meczu z Akademiją? Nie! Czy usłyszeliśmy odcięcie się od bójki na trybunach? Nie! Dariusz Krawczyk w swoim wywiadzie wręcz udzielił przyzwolenia na takie działania. To jest nie do zaakceptowania. Jako klub jesteśmy odpowiedzialni za bezpieczeństwo naszych pracowników i naturalnie też wszystkich kibiców na meczach Lechii. Dla mnie to priorytet. W jakiej sprawie Krawczyk oszukał kibiców, o czym pisze pan na Instagramie? - Dariusz Krawczyk kilka lat temu przekonywał wszystkich, że Energa chce kupić Lechię. Kibice i media uwierzyli w tę bajkę, na trybunach zawisły banery "Mandziara Raus". Doszło nawet do spotkania z przedstawicielami kibiców i mniejszościowych akcjonariuszy, na którym usłyszałem, że mam zrezygnować z funkcji prezesa, bo tylko wtedy Energa kupi Lechię. Napisałem więc 2 października 2018 roku oficjalne oświadczenie do Zarządu Energii, że doprowadzę do sprzedaży Lechii. Z przedstawicielami kibiców uzgodniłem, że odejdę z zarządu, kiedy otrzymamy ofertę. Tyle, że na spotkaniu z zarządem Energii dowiedziałem się, że absolutnie nie są zainteresowani kupnem Lechii i nigdy nie prowadzili rozmów z żadnym przedstawicielem akcjonariuszy mniejszościowych. Szczerze mówiąc nie wierzyłem, że można tak zmanipulować opinię publiczną i wiele osób, które uwierzyły w te historyjki. Pomijam już fakt, że pan Krawczyk nigdy nie miał autoryzacji na rozmowy o sprzedaży naszego pakietu akcji. Teraz słyszymy kolejne bajki o Saudi Aramco, które podsycają emocje kibiców, ale absolutnie nie są prawdziwe. Dlaczego woli pan rozmawiać z akcjonariuszami mniejszościowymi za pośrednictwem mediów, zamiast spotkać się w ramach "okrągłego stołu", co zostało wspomniane w wywiadzie? - Społeczeństwo i kibice mają prawo usłyszeć bezpośrednio stanowisko większościowego akcjonariusza. Wiele razy spotykałem się z przedstawicielami akcjonariuszy mniejszościowych i Stowarzyszenia "Lwy Północy" i wiele razy z nimi rozmawiałem. Teraz warto, by do tych rozmów usiadł ktoś nowy, kto da szansę na nowe otwarcie. Arkadiusz Gerwel, który z Rady Nadzorczej przeszedł do Zarządu Lechii, ma w planie takie spotkania. Ze strony mniejszościowych akcjonariuszy i ze strony kibiców powinny również pojawić się nowe twarze. Ale ja oczywiście też się od spotkań nie odżegnuję, co nie znaczy, że pytany nie będę odpowiadał także w mediach. Jak pan myśli, z czego wynika nieufność między lokalnym środowiskiem, a władzami klubu? Dlaczego nie było zgody na kolejną konwersję długu na akcje? - Sam jestem tego bardzo ciekawy. Konwersja długu na akcje to dokapitalizowanie klubu. Lechia Rights Management swoimi ostatnimi działaniami, czyli przekazaniem po konwersji pakietu akcji Stowarzyszeniu "Lwy Północy", pokazał, że nie mamy w planie innych działań ponad te podnoszące wartość klubu. Lechia jest w procesie sprzedaży i powinna być sprzedana bez długów, a konwersja to ułatwi. Konwersja długów to tak naprawdę nic innego, jak podarunek ze strony właścicielskiej. Nieprawdziwe jest kolejne stwierdzenie pana Krawczyka, że mniejszościowi akcjonariusze pomogli klubowi przez podwyższenie kapitału w czasie pandemii koronawirusa. To jest idiotyczne stwierdzenie, którym manipuluje się opinią publiczną. Nikt z mniejszościowych akcjonariuszy nie pomógł klubowi w ostatnich dziewięciu latach. Czy żałuje pan decyzji o zakupie Lechii Gdańsk w 2014 roku? - Dlaczego miałbym żałować? Pozostawiam, razem ze wszystkimi, którzy pracowali w Lechii przez te lata, spory kawałek życia i historii klubu. Puchar i Superpuchar Polski, dobre, wysokie miejsca w tabeli na koniec kilku sezonów, dwukrotnie awans do europejskich rozgrywek. Nie ma się czego wstydzić, a jest wiele powodów do dumy. Wprawdzie w piłce mówi się, że jesteś tak dobry jak twój ostatni mecz, ale ja patrzę na to szerzej. To, że dziś krytycznie odnoszę się do działań części osób nie oznacza, że obraziłem się na coś więcej. Na koniec mojego czasu w Lechii po prostu nie chciałem już milczeć. Czy od 2014 roku popełnił pan jakieś błędy w zarządzaniu Lechią Gdańsk? - Błędów nie popełnia tylko ten, kto nic nie robi. Klub piłkarski to nie jest najłatwiejsze i najbardziej przewidywalne miejsce pracy, ani firma do zarządzania. A ja nie jestem człowiekiem, który zwleka z podejmowaniem decyzji. To moja wada, ale też zaleta. Mam już swoje lata i większość z nich przeżyłem w świecie piłki nożnej, zatem widziałem i popełniłem błędy, ale też wielu z nich, dzięki swoim działaniom uniknąłem. Tych ostatnich zwykle na zewnątrz już nie widać. Jaki jest faktycznie dług Lechii Gdańsk wobec rodziny Wernze? Konwersja na 40 mln zł w 2020 r., w 2022 r. też proponowano taką sumę. Jaka jest zatem łączna kwota? - Od początku Lechia Gdańsk SA miała tylko jednego pożyczkodawcę. To była i jest spółka Lechia Rights Management, która jest właścicielem klubu. Łączne zadłużenie wynosi około 45 milionów złotych. Dokładnie taką kwotę chcieliśmy Lechii podarować i wyzerować wszystkie zadłużenia spółki wobec właściciela. Miało to nastąpić przez podwyższenie kapitału spółki. Dariusz Krawczyk zdecydował, że nie chce przyjąć prezentu. Moim zdaniem jest to działanie na szkodę spółki, bo spółka płaci od długu odsetki. Na jakim etapie jest proces sprzedaży klubu i ile było poważnych ofert do tej pory? - Wszyscy wiemy, że sprzedaż wyhamowała. Słabe wyniki sportowe spowodowały, że potencjalni nabywcy raczej wyczekują, jaki wynik osiągniemy na koniec sezonu. Nie pomaga też nastawienie mniejszościowych udziałowców. Jeśli znajdziemy wiarygodnego inwestora, klub zostanie sprzedany. Ten temat nadal jest aktualny. Co do ofert, w końcowym etapie negocjacji rozmawialiśmy z dwoma podmiotami, ale ostatecznie do transakcji nie doszło. Nie otrzymaliśmy odpowiednich gwarancji od potencjalnego inwestora. Naszym celem nie jest sprzedaż klubu za wszelką cenę, ale sprzedaż go takiemu podmiotowi, który zagwarantuje odpowiedni progres i rozwój. Bo tego dla Lechii przecież wszyscy chcemy. Rozmawiał Maciej Słomiński, INTERIA