Sytuacja jest w pewnym stopniu podobna do tej sprzed pół roku. 30 kwietnia Lechia Gdańsk z trenerem o nazwisku Kaczmarek wybrała się na mecz do Zagłębia Lubin, które prowadził Piotr Stokowiec. Wówczas sytuacja w szeregach "Miedziowych" była alarmowa - w kwietniu "Przegląd Sportowy" pisał o zagrożonej pozycji szkoleniowca drużyny, która broniła się przed spadkiem. Dziś media również donoszą o niepokoju władz Zagłębia, które martwią ostatnie wyniki w lidze (0-3 z Widzewem Łódź) i Pucharze Polski (0-1 z II-ligowym Motorem Lublin). - Spotkaliśmy się z drużyną, z prezesem, bo wszyscy są zaniepokojeni ostatnimi wynikami. Rozumiemy to doskonale i wiemy, jaka jest sytuacja, że nasz potencjał jest duży i trzeba umieć go maksymalnie wykorzystać - mówił Piotr Stokowiec w krótkim wywiadzie dla telewizji klubowej. Zmieniła się za to sytuacja Lechii Gdańsk - wiosną była to drużyna, która skutecznie biła się o miejsce w Europie. Dziś Biało-Zieloni okupują przedostatnie miejsce w tabeli, mając ledwie 8 punktów w 12 meczach. Za fatalny start do sezonu posadą zapłacił trener Tomasz Kaczmarek, którego zmienił Marcin o tym samym nazwisku. Na marginesie - jeśli w Lubinie sytuacja jest "kryzysowa" i są organizowane spotkania mające na celu opanować sytuację, to co mają powiedzieć w Gdańsku? Wiele osób związanych z Lechią sporo by dało, by Biało-Zieloni byli w takim położeniu jak Zagłębie, które ma ponad dwukrotnie więcej punktów od gdańszczan. Przed Tomaszem Kaczmarkiem Lechię prowadził właśnie Stokowiec i doprowadził Biało-Zielonych do największych sukcesów w historii klubu. W wyżej wspomnianej rozmowie trener nawiązał do 3,5-letniego pobytu w Gdańsku: - Nie da się ukryć, że to dla mnie wyjątkowy mecz. Spędziłem tam cztery sezony. W pierwszym sezonie do ostatniej kolejki walczyliśmy o życie. Potem dostałem czas, zostałem obdarzony zaufaniem i budowaliśmy drużynę, która zajęła trzecie miejsce, dwa razy była w finale Pucharu Polski, zdobyła ten puchar, superpuchar i zagrała w europejskich pucharach. To było poprzedzone ciężką pracą. Krew, pot i łzy. Była ciężka praca, byliśmy wszyscy cierpliwi i udało się odbudować markę Lechii. W tych sukcesach i "odbudowie" marki spory udział miał wychowanek Zagłębia, urodzony i wychowany w Lubinie, Jarosław Kubicki. To zawodnik, który nie miał najwyższych notowań u poprzedniego trenera Lechii, Tomasza Kaczmarka, który miał nawet powiedzieć, że nie będzie robił "Kebsiemu" przeszkód w odejściu. Mówiło się, że naturalnym kierunkiem dla Kubickiego wydawało się jego macierzyste Zagłębie. Ostatecznie to Kaczmarek opuścił Gdańsk, a Kubicki wciąż w nim jest i ma kontrakt do końca sezonu. Pomocnik mówił nam kiedyś, m.in.: - (...) bardzo lubię Zagłębie Lubin. Śledzę jego losy, często gdy Lechia grała we Wrocławiu, nie wracałem od razu do Gdańska, a zatrzymywałem się u rodziny w Lubinie i szedłem na mecz Zagłębia. Nie było tak, że chodziłem na wszystkie mecze od małego, zacząłem się interesować mocniej piłką, gdy zacząłem w nią grać. W Zagłębiu jest dwóch zawodników, którzy w Lechii nie zagrali, chociaż było bardzo blisko, by założyli Biało-Zieloną koszulkę. Pierwszy to Serb Marko Poletanović, który w czerwcu bieżącego roku ustalił już warunki umowy z Lechią Gdańsk po czym zmienił zdanie i związał się z "Miedziowymi". Zadecydował wyższy kontrakt i pensja - Zagłębie zaproponowało miesięcznie o około tysiąc euro więcej od Lechii. Drugim, a właściwe pierwszym w kolejności niedoszłym lechistą jest Filip Starzyński, który w grudniu 2019 r. był w Gdańsku ustalił warunki kontraktu z Lechią, po czym Zagłębie podbiło stawkę i "Figo", do dziś kopie w Lubinie. - Był plan, by budować zespół wokół Filipa, nie mogliśmy się jednak zgodzić na kominy płacowe i niestety nie udało się - mówił Stokowiec jeszcze w czasach pracy w Gdańsku. Los połączył obu panów i dziś pracują razem na chwałę Zagłębia. Po nieudanej próbie pozyskania Starzyńskiego, na zimowym obozie gdańszczanie w tureckim Belek mieszkali w jednym hotelu z ekipą Zagłębia dlatego żartowano, że podsuną "Figo" sprzęt Lechii pod drzwi, może się nie zorientuje. Zamiast pomocnika na podobnej zasadzie trafił do Lechii Bartosz Kopacz - podpisał kontrakt obowiązujący od kolejnego sezonu. Kopacz grał w Lechii półtora roku i odszedł dość niespodziewanie, w przerwie sezonu 2021/22. Jeden z piłkarzy Biało-Zielonych relacjonował: Dziwna sytuacja, rano mieliśmy testy szybkościowe na początek zimowych przygotowań. Kopacz był na zajęciach, tymczasem po południu media donosiły, że jest już w Lubinie na badaniach medycznych. "Kopi" nic nie mówił o swych planach, z drugiej strony nie należał do wylewnych i w ogóle rzadko zabierał głos. Kopacz wrócił do Lubina i nie dość, że z miejsca wskoczył do podstawowego składu, to jeszcze Stokowiec uczynił go kapitanem drużyny. Wtedy razem z obrońcą na Dolny Śląsk mógł trafić Tomasz Makowski, ale ostatecznie strony nie dogadały się i pomocnik dołączył do Zagłębia dopiero po sezonie, na mocy wolnego transferu. Z zawodnikiem w Gdańsku w ogóle nie rozmawiano o przedłużeniu kontraktu w Lechii, Zagłębie skwapliwie wykorzystało okazję i zakontraktowało Makowskiego. Maciej Słomiński, Interia