Maciej Słomiński, Interia: Mało pana w mediach, panie prezesie. Paweł Żelem, prezes zarządu Lechii Gdańsk: - Wolę ciężką pracę od lansu w mediach, to zostawiam innym. Niech za mnie przemawiają efekty tego co robię. W każdym z klubów, w których byłem, były początkowo określone problemy i uporanie się z nimi zawsze było dużym wyzwaniem. Przed ponad rokiem, wracając do Gdańska po kilku latach, umówiłem się z właścicielem na konkretną pracę do wykonania, uporządkowanie kilku obszarów i wyprostowanie spraw finansowych. Takie też były oczekiwania środowiska, aby Lechia wyszła na finansową prostą i nie żyła ponad stan. To nie prowadzi w dystansie do niczego dobrego, poza problemami, które ciągną się później za klubem. Myślę, że bardzo dużo udało się już zrobić, ale to nie znaczy, że należy teraz spocząć na laurach. Wręcz przeciwnie - nadal mocno pracować. Istotne, aby mieć dystans, chłodne spojrzenie i zawsze dużo samokrytyki do siebie i swojej pracy. Wtedy zmniejszamy ryzyko popadnięcia w zachwyt i rutynę. Ostatnio jednak na jednym z portali piłkarskich był artykuł z panem i Adamem Mandziarą w rolach głównych. - Kiedyś, lata temu, sam byłem dziennikarzem, wtedy to wyglądało trochę inaczej - dawało się głos obu stronom, a nie jednej anonimowej. Jeśli ktoś ma jakieś pretensje i żale, drzwi do mojego biura stoją otworem, jestem do późna w klubie codziennie. Wszystkich, którzy mają pretensje lub pomysły na usprawnienie działania klubu, zapraszamy do współpracy. Mówił pan o efektach pracy - jakie one są? - W Piaście zdobyliśmy mistrzostwo Polski, a rok później brązowy medal. Przez trzy pełne lata obrotowe mojego prezesowania spółka trzykrotnie odnotowała zysk. Takie były oczekiwania właścicielskie. Gdy odchodziłem z Gliwic w styczniu 2021 r., na rachunkach bankowych zostały środki odpowiadające połowie rocznego budżetu klubu, które na dłuższy czas dawały klubowi stabilizację i ogromny komfort do dalszego działania. Wcześniej, w Śląsku Wrocław, stanęliśmy przed wyzwaniem ustabilizowania sytuacji finansowej i spłaty długów z przeszłości. Powiodło się to i równocześnie klub awansował po sezonie 2014/2015 do europejskich pucharów. Równolegle w tle rozgrywała się batalia pomiędzy właścicielami a Miastem o wpływy w klubie. Później zmieniali się prezesi, a na kolejny awans do pucharów we Wrocławiu czekano przez sześć lat. To tylko pokazuje skalę trudności funkcjonowania w określonych realiach. Jestem z powrotem w Lechii Gdańsk od początku roku 2021 r., jako prezes od maja tamtego roku, czyli jakieś 15 miesięcy od dziś. Nie wiem co tu się działo wcześniej, ale mniejszych czy większych pożarów do ugaszenia nie brakowało. Dziś nie mamy starych zobowiązań, wynagrodzenia dla piłkarzy są regulowane na bieżąco, proszę zapytać zawodników, którzy są tu od wielu lat, jak było kiedyś, jak jest teraz. Niedługo ogłosimy wynik finansowy za poprzedni rok obrotowy - po raz pierwszy od dawna Lechia Gdańsk wykaże się zyskiem. Jeśli jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle? Na urodzinowym meczu z Koroną Kielce było 8 tysięcy widzów. - Spadek frekwencji po pandemii COVID-19 jest faktem w całym kraju, oczywiście są chlubne wyjątki, jak beniaminek Ekstraklasy - Widzew Łódź. Tam teraz trwa radość z upragnionego powrotu po wielu latach na salony Ekstraklasy. Przyczyn tego stanu rzeczy jest kilka i nad tym musimy wszyscy w klubie mocno pracować. Zaryzykuję jednak twierdzenie, że gdybyśmy grali na stadionie przy Traugutta, który jest pojemnością zbliżony do obiektu w Łodzi, co dwa tygodnie mielibyśmy komplety, kilka tysięcy sprzedanych karnetów i modę na Lechię. Jednak zostawmy to, powrót na stary stadion to dziś mrzonki. Taki powrót to byłby kontrowersyjny ruch. Część kibiców byłaby zadowolona, część mniej. Nie jest pan ich ulubieńcem, z tego co słyszę na mieście. - Jeszcze się taki nie narodził, co by wszystkim dogodził. Moją rolą jest prowadzenie klubu w zaplanowanym kierunku. Zdaję sobie sprawę, że nie wszystkie decyzje klubu będą popularne. Zarząd Lechii Gdańsk liczy pięć osób i każdy z nas ma takie samo prawo głosu. A ja nie jestem zupą pomidorową, żeby mnie lubić. Paweł Żelem, prezes Lechii Gdańsk: nie zejdziemy z obranego kursu Reaktywowany został pomysł budowy ośrodka treningowego w Bystrej. Coś więcej można już na ten temat powiedzieć? - Rzeczywiście, coś jest na rzeczy. Rozpatrywane były dwie lokalizacje - w Gdańsku-Letnicy i w Bystrej. Pani Wójt Gminy Pruszcz Gdański jest bardzo życzliwa i otwarta na nasz projekt, ale zaczekajmy jeszcze na oficjalny komunikat w sprawie planowanych działań w tym zakresie. To jest projekt strategiczny z punktu widzenia rozwoju Lechii i jego przygotowanie wymaga wielu działań. Co ze sprzedażą klubu, o której w dwóch głośnych wywiadach dla "Przeglądu Sportowego" mówił Adam Mandziara? - To, że jako zarząd klubu nie zabieramy głosu w tej sprawie, nie oznacza, że lekceważymy naszych kibiców lub skrywamy jakieś tajemnice. Po prostu zarząd spółki nie bierze aktywnego udziału w procesie sprzedaży akcji klubu. To dzieje się gdzieś obok nas. Owszem, na potrzeby audytu przygotowaliśmy kilka tysięcy stron dokumentów spółki z ostatnich kilku lat i udzielaliśmy odpowiedzi na pytania zadawane przez zainteresowanych kontrahentów. Za obsługę i prowadzenie procesu sprzedaży odpowiadają wynajęte przez właściciela renomowane kancelarie prawne, które mają doświadczenie w tego typu transakcjach. Obecnemu właścicielowi zależy na sprawnym przeprowadzeniu tej operacji, ale jednocześnie zachowaniu dużej staranności, bezpieczeństwa całej transakcji i wyborze takiego partnera, który będzie gwarantował dalszy rozwój klubu. Czy w obecnym oknie transferowym drużyna trenera Tomasza Kaczmarka zostanie wzmocniona? - Chcemy dodać świeżej krwi do tego zespołu, ale jednocześnie poruszamy się w określonych realiach finansowych. Nie chcemy żyć ponad stan i zaciągać zobowiązań, które nie będą miały pokrycia w przychodach klubu. Mimo wszystko, wbrew różnym zakusom piłkarzy i ich agentów, nie nastąpiła też u nas letnia wyprzedaż. Zakończyliśmy natomiast współpracę lub oddaliśmy zawodników, którzy już nie przyczyniali się do rozwoju zespołu lub nie mieli tutaj perspektyw na regularną grę. Od kilku już lat Lechia do ostatniego dnia letniego okna trzyma w napięciu i zapewne będzie tak i tym razem. W planach było przeprowadzenie 2-3 transferów do klubu, ale zawodnicy, którzy byli brani pod uwagę albo mieli bardzo wysokie oczekiwania finansowe jak na nasze możliwości, albo nie był do nich przekonany sztab szkoleniowy albo czekali na oferty z mocniejszych lig. Teraz, kiedy możliwości na rynku pracy im się kurczą, obniżają swoje wymagania i zaczynają być w finansowym zasięgu. Dlaczego do Lechii nie przyszli Imaz, Poletanović i Karbownik? - Widocznie nie chcieli u nas grać, a Lechii użyli jako karty przetargowej do podpisania kontraktów gdzie indziej. Lechia Gdańsk prawie rok temu zwolniła Piotra Stokowca i zatrudniła Tomasza Kaczmarka. Jesteście zadowoleni z tego ruchu? - Trener Stokowiec osiągnął z Lechią najlepsze wyniki w dotychczasowej historii, ale zabrnęliśmy w ślepą ulicę. Potrzebne było nowe otwarcie i takie dał trener Kaczmarek. Jestem przekonany, że pomimo potknięć na starcie tegorocznych rozgrywek, będziemy podążać we właściwym kierunku. Trener Kaczmarek ma nasze wsparcie i na tę współpracę patrzymy w szerszym horyzoncie czasowym. Nawet ostatnie wyniki ligowe tego nie zmienią. Czyim pomysłem było wycofanie drużyny rezerw z rozgrywek ligowych? Na pewno nie jednej osoby. Od lat żaden z zawodników zaplecza nie przebił się z rezerw do pierwszego zespołu, poza tym borykamy się z brakiem obiektów treningowych w Gdańsku. Jeżeli będziemy mieli młodego zawodnika, który będzie przewyższał umiejętnościami rówieśników, to będziemy go ogrywać na wypożyczeniu w I czy II lidze. Gra w IV lidze, czyli na piątym poziomie rozgrywkowym, nie była dla takich zawodników szansą rozwoju. Wszystko zostało już dokładnie wytłumaczone w oficjalnym komunikacie klubu. Jaki jest w ogóle cel istnienia Lechii Gdańsk? - Taki jak każdego innego klubu - jak najlepsze wyniki na boisku, jak najwyższe miejsce w tabeli i regularna gra w europejskich pucharach. Poza boiskiem popularyzacja klubu i budowanie jak najwyższej frekwencji. Rozmawiał Maciej Słomiński, Interia