Nie milkną echa pierwszego po 15-letniej przerwie meczu zaplecza Ekstraklasy w Gdańsku - Lechia niespodziewanie uległa Motorowi Lublin, a nowy właściciel/prezes Paolo Urfer, a właściwie agencja PR-owska go reprezentująca wydała dość kuriozalne w swej treści oświadczenie. Skandal biletowy przed meczem Lechii Gdańsk Szwajcar otrzymał kredyt w Gdańsku spory zaufania, co jest zrozumiałe. Zadziwił i kupił kibiców transferem Luisa Fernandeza, nad morzem jest traktowany w roli kogoś w rodzaju wybawcy po tym jak uratował Lechię przed ruiną, do której doprowadził poprzedni właściciel Adam Mandziara. Lechia Gdańsk idzie na wojnę z Ilkayem Durmusem Oświadczenie zaczyna się od pochwały dla kibiców z trybuny zielonej, tymczasem to oni ostrzelali stadionowy dach jakby Sylwester był w środku lata, a nie zimy. Na własne oczy widzieliśmy, że Paolo Urfer nie był z tego powodu szczęśliwy, a będzie jeszcze mniej, gdy przyjdzie rachunek za racowisko od organizatora rozgrywek. Tymczasem w oświadczeniu właściciel/prezes "dziękuje wspaniałym fanom z trybuny zielonej - za wspaniałe widowisko i wsparcie! Nasz dwunasty zawodnik spisał się tego wieczoru fantastycznie!". Szukanie porozumienia ze wszystkimi grupami interesu otaczającymi klub sportowy jest oczywiście chwalebne w myśl zasady mówiącej "łączy nas piłka", ale nie wydaje nam się, że droga do porozumienia z zagorzałymi kibicami wiodła akurat tędy. Faktycznie, długimi fragmentami meczu atmosfera na Polsat Plus Arenie była iście ekstraklasowa, ale póki co race nie są w Polsce dozwolone. Osiem tysięcy kibiców dało z siebie wszystko pod względem dopingu - tylko tyle, acz zainteresowanie spotkaniem było większe o czym pisaliśmy wczoraj - tego tematu Szwajcar nie porusza, a szkoda. Dalej oświadczenie nabiera tempa, a Urfer zajmuje się z nim piłkarzami, których już w Lechii nie ma albo są niechciani. Szwajcar dziękuje Joeriemu De Kampsowi za "pozytywne podejście - zgodził się wczoraj na zakończenie kontraktu bez żadnej kompensacji". Rozwiązany kontrakt Ilkaya Durmusa z Lechią Gdańsk Być może są to jakieś prawnicze sztuczki, ale z naszych informacji wynika, że nie ma najmniejszych szans, aby Holender zrzekł się należnych pieniędzy z tytułu ważnego jeszcze przez rok kontraktu. Faktem jest, że pobyt De Kampsa w Gdańsku był bardzo rozczarowujący. Gdy przychodził rok temu, miał stać się ważnym ogniwem Biało-Zielonej linii pomocy, tymczasem więcej czasu się leczył niż był zdrowy, w efekcie wystąpił w Ekstraklasie 10 razy przez łącznie 412 minut. Szwajcarski właściciel Lechii dziękuje Mario Malocy za "pożegnanie się z klubem w przyjaźni" i do tego samego zachęca Dusana Kuciaka. Słowacki bramkarz ma jeszcze przez rok ważny kontrakt, ale jego sytuacja jest przedziwna. Trenuje z drużyną, ale nie jest brany przy ustalaniu kadry meczowej. Klub wyraźnie chce się go pozbyć, ale on ma inne plany i zamierza wypełnić kontrakt. To nawet dość sprytne zagranie PR-owskie, wytykanie bramkarzowi zarobków, które mu się zdaniem klubu nie należą, ale czy to jest fair? Przecież kontraktu, który ma nie podpisał sam ze sobą. I wreszcie perła w koronie - Urfer pisze o Ilkayu Durmusu, o którym pisaliśmy, że rozwiązał kontrakt z winy klubu, który nie wywiązywał się ze zobowiązań płatniczych. Jako żywo przypomina to sytuację Rafała Wolskiego z 2020 r., który również rozwiązał kontrakt z winy Lechii Gdańsk, zaraz zrobił to Sławomir Peszko, a ówczesny prezes/właściciel Adam Mandziara odgrażał się, że "piłkarze jeszcze się zdziwią" i zapowiadał apelację do trybunału w Lozannie. Oczywiście były to czcze pogróżki, a Wolskiego Lechia spłaciła dopiero dwa tygodnie temu, prawie 3,5 roku po rozwiązaniu kontraktu. Należy współczuć Paolo Urferowi bałaganu jaki zastał w Lechii Gdańsk, tego że będzie musiał spłacać długoletnie kontrakty piłkarzy, którzy najlepsze lata mają ze sobą, ale widziały gały co brały. Maciej Słomiński, INTERIA