7, 5, 3, 4, 6, 4, 5, 4, 4, 5, 1, 2, 8, 2, 10 - to nie są liczby wylosowane w najbliższym losowaniu Lotto, a liczba bramek straconych przez piłkarzy Lechii Gdańsk w czterech pierwszych kolejkach Ekstraklasy od roku 2008, czyli powrotu na najwyższy szczebel rozgrywek. Jak na dłoni widać, że w obecnych rozgrywkach, w sezonie 2022/23 defensywa drużyny, która kiedyś z racji szczelnej obrony nosiła miano "Murarzy", jest wyjątkowo dziurawa. Skupiamy się na defensywie, chociaż wiadomo że w dzisiejszej piłce nożnej wszyscy atakują i wszyscy się bronią - napastnik jest pierwszym obrońcą. W przypadku Lechii zwłaszcza widoczny jest zjazd formy środkowych obrońców, którzy wcześniej przez długie lata stanowili opokę. Po ostatnim meczu (klęska 1-4 z Radomiakiem na wyjeździe) sam trener Tomasz Kaczmarek przyznał, że chorwacki stoper Mario Maloca z powodu wcześniejszego urazu, trenował tylko dwa dni przed spotkaniem w Radomiu. Z kolei Michał Nalepa w tym spotkaniu otrzymał czwartą żółtą kartkę, co zaowocuje pauzą w kolejnym meczu ligowym - w weekend Biało-Zieloni nie zagrają (mecz z Lechem Poznań został przełożony) więc będzie to spotkanie z Miedzią Legnica, 27 sierpnia o godz. 15. W tej sytuacji niemal pewniakiem do zastąpienia Nalepy jest Kristers Tobers. Niemal, bo najwyraźniej sztab trenerski klubu z Trójmiasta traktuje łotewskiego piłkarza jak defensywnego pomocnika. W sezonie 2022/23 w takiej roli "Tobi" wystąpił całkiem udanie w Wiedniu w meczu z Rapidem i Łodzi w spotkaniu z Widzewem. Był też mniej udany mecz z Koroną Kielce w Gdańsku oraz klapa z Wisłą w Płocku, w tym ostatnim spotkaniu Tobers wystąpił jako stoper. Jest jeszcze jeden zawodnik w kadrze Lechii Gdańsk, który wobec słabszej formy stoperów i niechęci do wystawiania Tobersa w linii obrony mógłby spełnić rolę zastępstwa. To Szwed Henrik Castegren, który przybył do Lechii dokładnie pół roku temu - 18 lutego. Jego przyjściu z IFK Norrkoping towarzyszyły pochlebne recenzje na temat jego wszechstronności - może grać zarówno na stoperze jak i na prawej obronie. Jednak od początku pobyt Castegrena w Gdańsku jest owiany nimbem tajemnicy. To piłkarz, który tylko raz usiadł na ławce rezerwowych w meczu Ekstraklasy (ostatni mecz poprzednich rozgrywek z Rakowem w Częstochowie), wcześniej wystąpił przez 45 minut w meczu IV-ligowych rezerw z Gedanią. Więcej czasu niż na boisku zawodnik spędza w gabinetach fizjoterapeutów i rozdając bilety kibicom na mieście. Szwed wziął udział w przedsezonowym zgrupowaniu Lechii Gdańsk w Cetniewie, gdzie zagrał w jednym ze sparingów, poza tym z lubością oddawał się rzutom do kosza w Ośrodku Przygotowań Olimpijskich wraz ze swym rodakiem Josephem Ceesayem, którego już w Polsce nie ma - odszedł do Malmo FF. Jeśli chodzi o sprawy pozaboiskowe, to w sieci piłkarz umieszcza filmy, na których dokumentuje pobyt swój i partnerki nad Morzem Bałtyckim. Wygląda na to, że im się u nas podoba. Są jeszcze kwestie zdrowotne - z tego co wiemy na początku pobytu w Gdańsku zaraził się wirusem, potem doszły sprawy kontuzji czysto sportowych, a przecież przychodząc do Lechii był zdrów jak ryba, co pokazały standardowe testy - bez nich kontrakt nie zostałby podpisany. Koniec końców, zawodnik który ma umowę ważną jeszcze przez dwa lata, pracuje na miano drugiego Aleksandra Sazankowa. To białoruski piłkarz, który był w Lechii w latach 2011-12, zagrał 10 razy i zdobył jedną bramkę (w debiucie z Górnikiem Zabrze), a trener Bogusław Kaczmarek z przekąsem mówił, że w kolanie miał "śruby takie, że gąsienica w czołgu by się na nich zatrzymała". Na razie Castegren ma 10 meczów mniej od wyśmiewanego Białorusina i na debiut się nie zanosi. Maciej Słomiński, Interia