Maciej Słomiński, Interia: Czy przed meczem 2. rundy kwalifikacji Ligi Konferencji w szatni Lechii Gdańsk czuć, że zbliża się coś wyjątkowego? Michał Nalepa, obrońca Lechii Gdańsk: - Naturalnie rozmawiamy o meczu, wiemy ile ludzi może pojawić się w czwartek na stadionie. Czuć, że zbliża się coś specjalnego, że to będzie ważny dzień w historii Lechii Gdańsk. Kibice Lechii rozpędzili akcję pod hasztagiem #TrzyDychyNaLechię, czy to dla was ważne ile osób będzie na na stadionie? - Jasne, że tak. Gdy jest 20-25 tysięcy widzów czujemy się jakbyśmy grali w dwunastu. My staramy ściągać widzów na stadion jak najlepszą grą, klub to wykorzystuje i działa marketingowo. Pozostaje mi wszystkich serdecznie zaprosić na czwartkowy mecz. To dobry moment, żeby pojawić się na stadionie, emocje gwarantowane. Który mecz w pana karierze ściągnął najwięcej widzów na stadion? - Nie prowadzę takich statystyk, ale wydaje mi się, że był to finał Pucharu Polski z Jagiellonią Białystok z 2019 r. Stadion Narodowy był prawie pełen, co oznacza około 45 tysięcy widzów. Czy taki mecz z Rapidem da się porównać do finału Pucharu Polski? - Może aż tak to nie, wtedy stawką było trofeum, ale spotkanie z Rapidem to na pewno bardzo, ale to bardzo ważny mecz. Co dają mecze w europejskich pucharach takiej drużynie jak Lechia Gdańsk? - Bagaż doświadczeń. Chcemy sprawdzać się na tle jak najlepszych rywali, to w przyszłości zaprocentuje, wierzę że to jest początek naszej drogi w pucharach. Czym się różni taki mecz pucharowy od ligowego? - W każdym meczu gra się o wygraną, ale to jednak co innego. Nie chodzi nawet o motywację, bo ta zawsze powinna być na szczytowym poziomie, ale o rodzaj koncentracji i skupienia. Na przykład w Wiedniu nikt nie mówił o tym, że pogoda jest taka czy owaka tylko każdy maksymalnie skupił się na osiągnięciu dobrego wyniku. 0-0 to dobry wynik? - Tak schodziliśmy z boiska z podniesionymi głowami, mając świadomość, że u siebie, przed naszą publiką jesteśmy w stanie wznieść się na wyżyny. Lechia Gdańsk zagra z Rapidem Wiedeń w czwartek o 19:45 W Wiedniu mieliście za zadanie powstrzymać potężnie zbudowanego napastnika Rapidu, Guido Burgstallera. Z perspektywy trybun wydawał się jeszcze większy niż w TV. - A mnie przeciwnie - na żywo nie był taki straszny, chyba nieco niższy niż ja czy Mario Maloca. Myślę, że poradziliśmy sobie z nim przyzwoicie, oby tak samo było w rewanżu. Woli pan powstrzymywać takiego dużego napastnika jak Burgstaller, czy małego zwinnego? - Trudne pytanie, jak mam wybierać to już wolę takiego dużego jak ja. Z perspektywy trybun wydawało mi się, że sędzia w Wiedniu chwilami tracił kontrolę nad wydarzeniami na boisku. Przy wyrównanym poziomie drużyn rola arbitra jest szczególnie ważna. - Nie będę się skarżył na sędziego. To był twardy mecz, ja lubię taką grę. Widowisko zyskało na płynnej grze, tak jest lepiej niż ciągłe przerywanie o jakieś drobnostki. Czy wie pan kto czeka w następnej rundzie, jeśli ewentualnie wyeliminujecie Rapid? - Wiem, ale nie chcę wybiegać za daleko w przyszłość. Chcemy zagrać tak, jakby świat miał się skończyć w czwartek. Potem będziemy martwić się co dalej, oczywiście jeśli nie będzie końca świata (śmiech). Słychać, że jeśli przejdziecie Rapid Wiedeń, kolejny mecz ligowy z Widzewem Łódź zostanie przełożony tak jak ten z Górnikiem Zabrze. - Nie chcę za wiele mówić o rzeczach, które ode mnie nie zależą. Powiem tak: nie mam problemu z graniem co 3 dni. Byłem na jednym z waszych treningów i słyszałem, że wołają do pana "Skała". Jaka jest geneza tej ksywy? - Chyba Maciek Gajos ją wymyślił i tak zostało. Moja ksywa jest w porządku, mogło być o wiele gorzej (śmiech). Rozmawiał Maciej Słomiński