Wczoraj rano zapowiadaliśmy spotkanie kibiców z zarządem i piłkarzami Lechii Gdańsk - ostatniego aktualnie klubu Ekstraklasy. W tym artykule prezes klubu z Trójmiasta, Paweł Żelem mówił m.in.: - Nie sztuką jest rozmawiać, kiedy wszystko idzie jak z płatka. Nikt nie chowa głowy w piasek, mamy swój plan na poprawę sytuacji sportowej, ale również rozwój w innych obszarach. Chcemy, by kibice mieli odpowiednią wiedzę na temat sytuacji w Lechii, jak również mogli się podzielić swoimi uwagami. Spodziewamy się ożywionej, ale konstruktywnej dyskusji. Niestety nadzieje prezesa nie ziściły się, dyskusji daleko było do konstruktywności, było bardzo nerwowo od początku - kibice na spotkanie przywieźli taczkę z przekreślonym wizerunkiem Żelema. W pewnym momencie prezes wyszedł, czy raczej został wyproszony ze spotkania, żegnany niecenzuralnymi okrzykami. Na placu boju została wiceprezes zarządu Agnieszka Syczewska. Na spotkanie nie zostali wpuszczeni przedstawiciele mediów, dlatego informacje czerpiemy od znajomych kibiców, którzy w gorącym mityngu wzięli udział. Gorącym, bo Lechia Gdańsk jest na ostatnim miejscu w tabeli Ekstraklasy, z ledwie czterema punktami w ośmiu meczach. Inne wnioski płynące z wczorajszego spotkania: - Zawieszony został proces sprzedaży klub. Zostanie on wznowiony, gdy wpłynie oferta opiewająca na 15 milionów euro. - Nastąpi zmiana na stanowisku kapitana, opaska wyraźnie za mocno uciskała Dusana Kuciaka, też obecnego na spotkaniu - słowacki bramkarz usłyszał sporo gorzkich słów od zebranych. - Po odmowie Bartosza Grzelaka wkrótce zostanie wybrany nowy trener - niełatwo o chetnego w położeniu, w którym znalazła się Lechia. Teraz wyraźnie widać, że zwolnienie Tomasza Kaczmarka było pochopne. - Zostanie podpisana nowa umowa z firmą Taurus, która od lat ochrania mecze Lechii. - Będą zmiany w zespole medialnym i marketingowym klubu. - W piątek doszło do "motywacyjnej" wizyty kibiców na treningu. Poprosił o nią Flavio Paixao, który mówił, że nie wszyscy piłkarze zdają sobie sprawę co to znaczy grać dla Lechii Gdańsk. Oskarżeń w kierunku prezesa Żelema należało się spodziewać. Pisał o tym w oświadczeniu, Piotr Zejer przedstawiciel akcjonariuszy mniejszościowych w zarządzie, gdy zawieszał (wniosek nie został przyjęty przez Radę Nadzorczą) w nim swój udział: "Wyczerpały się wszystkie możliwe formuły współpracy i porozumienia z prezesem Pawłem Żelemem, który w kluczowych obszarach przyjmuje ekstremalną bierność i pasywność. Taka postawa i brak elementarnego porozumienia w ramach prac zarządu jest dla mnie nie do przyjęcia". Można mieć zastrzeżenia do stylu zarządzania klubem przez Pawła Żelema, zamknięte drzwi w gabinecie, oschły sposób komunikacji (jak sam mówił w wywiadzie: nie jestem zupą pomidorową, żeby mnie lubić) i drastyczne cięcie kosztów. Jednak właśnie po to Żelem został zatrudniony przez Adama Mandziarę, aby posprzątać bałagan, którego ten narobił. Ujemne punkty, życie ponad stan, na kredyt i na koszt przyszłego sukcesu, który jest przecież w sporcie niepewny - to wszystko dzieło współwłaściciela klubu i ustępującego szefa Rady Nadzorczej, który dziwnym trafem w momencie kryzysu zszedł z linii strzału, a to przecież on od lat rozdaje karty w Lechii Gdańsk. Ostatni rok obrotowy to już rządy Żelema, awans do europejskich pucharów i zysk w wysokości prawie trzech milionów złotych. W sobotę o godz. 15 Lechia zmierzy się z Jagiellonią Białystok. Jeśli nie wygra, sytuacja będzie już bardzo poważna w kontekście walki o utrzymanie w Ekstraklasie. Maciej Słomiński, Interia