"Jedziemy do Wrocławia w konkretnym celu, czyli po trzy punkty. Wiemy, o jaką stawkę gramy. Po objęciu Lechii trener Ricardo Moniz mówił, że trzy najbliższe mecze traktuje jak trzy finały. Ja powiem, że wcześniej wygraliśmy ćwierćfinał i półfinał, a prawdziwy finał czeka nas dopiero w sobotę. To najważniejsze dla nas spotkanie w tym sezonie, bo od niego zależą nasze dalsze losy" - dodał. Wcześniej miejsce w tabeli gdańskiego zespołu zależało od wyników innych zespołów, ale teraz lechiści nie muszą już oglądać się na rywali. Jeśli pokonają na wyjeździe Śląsk, to niezależnie od rezultatów osiągniętych w ostatniej kolejce przez Cracovię i Jagiellonię, znajdą się w czołowej ósemce Ekstraklasy. "Nie musimy i nie chcemy już patrzeć na inne drużyny ani kalkulować. Teraz to ich los zależy od nas. Jesteśmy w dobrej dyspozycji i na fali wznoszącej. W dwóch ostatnich spotkaniach, z Piastem i Zagłębiem, pokazaliśmy, że potrafimy wygrywać, dlaczego zatem nie możemy zwyciężyć także we Wrocławiu? Znamy swoją wartość i na ten mecz jedziemy pełni wiary, że praca, którą ostatnio wykonaliśmy, przyniesie efekt. Nasze morale jest bardzo wysokie i wiemy, że stać nas na wiele" - zapewnił Makuszewski. Dwa wspomniane spotkania biało-zieloni wygrali i to w niezłym stylu. "Za kadencji trenera Probierza nasza taktyka była bardziej zbalansowana, natomiast u Ricardo Moniza przewagę ma gra ofensywna. Jestem pewien, że we Wrocławiu będziemy świadkami porównywalnego widowiska do poprzednich meczów z naszym udziałem" - zauważył. Po przyjściu Holendra zdecydowanie lepsze recenzje zaczął zbierać także Makuszewski, który we wcześniejszych spotkaniach nie grał na miarę oczekiwań i możliwości. "Zdaję sobie sprawę, że nie dawałem w ataku tyle, ile chciałem, ale nie czułem się zbyt dobrze w takiej roli, jaką mi wyznaczono. Taktyka i filozofia holenderskiego szkoleniowca bardziej mi odpowiada. Teraz mam grać bardziej ofensywnie i generalnie skupiam się tylko na ataku. Wiem, że jeśli się atakuje, to trzeba również bronić, ale defensywa nie leży w mojej naturze. Obrona nie sprawia mi co prawda problemu, ale także przyjemności. Zdecydowanie większą radość i ochotę do grania mam teraz, kiedy mogę skoncentrować się głównie na akcjach ofensywnych" - wyjaśnił. Niespełna 25-letni boczny pomocnik miał spory udział w dwóch ostatnich zwycięstwach Lechii - po jego efektownych strzałach z dystansu kapitulowali bramkarze zarówno Piasta, jak i Zagłębia. "To faktycznie były piękne gole, niemniej także w Jagiellonii udało mi się zdobyć kilka bardzo ładnych bramek. Z siedmiu moich trafień aż pięć z powodzeniem mogłoby kandydować do grona Top 10 ekstraklasy. Numerem jeden jest gol strzelony Maciejowi Mielcarzowi z Widzewa. Drugie miejsce zajmuje bramka uzyskana ostatnio w meczu z Zagłębiem" - ocenił skrzydłowy Lechii. Zawodnicy Śląska nie odnieśli zwycięstwa w pięciu poprzednich ligowych meczach, natomiast po raz ostatni na własnym stadionie triumfowali 31 października 2013 roku, kiedy pokonali 4-0 Podbeskidzie Bielsko-Biała. U siebie wrocławianie odnieśli w tym sezonie tylko cztery wygrane, czyli razem z Piastem Gliwice i Podbeskidziem najmniej w Ekstraklasie. Pomimo tej kiepskiej statystyki pomocnik biało-zielonych przestrzega przed lekceważeniem zajmujących 13. miejsce w tabeli rywali. "Śląsk jest na pewno "pod kreską", jednak ten zespół trzeba szanować i czuć przed nim respekt. Na papierze ta drużyna prezentuje się naprawdę okazale i ma w swoich szeregach klasowych zawodników, którzy są w stanie rozstrzygnąć losy meczu. Wrocławianie mogą wygrać w ekstraklasie z każdym i w każdej chwili rozegrać dobre spotkanie. To będzie faworyt grupy walczącej o utrzymanie" - podsumował Makuszewski. Do Wrocławia gdańszczanie udadzą się samolotem. Na jego pokładzie zabraknie rosyjskiego napastnika Zaura Sadajewa, który pauzuje za czerwoną kartkę. Pod sporym znakiem zapytania stoi również występ w tym spotkaniu środkowego obrońcy Sebastiana Madery. Wyniki, terminarz i tabela T-Mobile Ekstraklasy