Trzeci w historii start Lechia Gdańsk w europejskich pucharach nie przyniósł wstydu. Po raz pierwszy w dziejach Biało-Zieloni pokonali w dwumeczu kontynentalnego rywala (4-1 i 2-1 z północnomacedońską Akademiją Pandew) i potem byli o krok (i lepszego sędziego) od wyeliminowania faworyzowanego Rapidu Wiedeń (0-0 i 1-2). Puchary to święto, chlebem powszednim polskiego piłkarza jest rodzima Ekstraklasa. Tu lechiści na razie radzą sobie bardzo średnio - w 3 meczach zdobyli zaledwie 3 punkty, a domowe spotkanie z Koroną Kielce (0-1) było jednym z najgorszych w historii bursztynowego stadionu na Letnicy, o czym głośno mówił trener Tomasz Kaczmarek. To dopiero pierwsze ligowe koty za płoty, ale w razie przegranej w kolejnym meczu z Radomiakiem (niedziela, godz. 15) będzie można zacząć mówić o ligowym falstarcie i "zatruciu" pucharami, które po raz kolejny dla polskiego klubu okażą się pocałunkiem śmierci. Na marginesie Biało-Zieloni nigdy na wyjeździe nie wygrali z "Zielonymi" z Radomia, nigdy też nie wygrali na obiekcie Broni, na którym rozgrywa swoje mecze Radomiak. Trudno gdańskim kibicom o optymizm przed niedzielnym meczem, gdy przypomną sobie, że w tym roku kalendarzowym lechiści odnieśli w lidze tylko dwie wygrane poza domem (mecz z Górnikiem w Zabrzu i ostatnio z Widzewem Łódź). Ostatni mecz w Radomiu to luty bieżącego roku i gładka przegrana 0-2 Lechii po dwóch rzutach karnych Karola Angielskiego. Było trochę kontrowersji z jedną z tych "jedenastek" i z murawą na stadionie "Zielonych", której daleko było do zieloności i równości. Pół żartem można dodać, że podopieczni trenera Kaczmarka będą w niedzielę czuli się w Radomiu jak u siebie. Głośno w Gdańsku o problemach z murawą na obiekcie przy Traugutta 29, gdzie kiedyś Lechia rozgrywała mecze mistrzowskie, a dziś trenuje. Pracownicy Gdańskiego Ośrodka Sportu nie mogą poradzić sobie z lisami, które ryją murawę. Oczywiście nie jest to usprawiedliwienie przeciętnej formy piłkarzy Lechii Gdańsk, ale na pewno utrudnia pracę zawodnikom i sztabowi szkoleniowemu ekstraklasowej drużyny. Maciej Słomiński, Interia