Maciej Słomiński, Interia: Jak to się stało, że na początku sezonu wrócił pan do Lechii Gdańsk? Maciej Kalkowski, II trener Lechii Gdańsk: - Bardzo pomógł mi trener Michał Probierz, z którym pracowałem w Cracovii przez trzy miesiące. W połowie sierpnia powiadomiłem krakowski klub, że ze względów rodzinnych chcę wrócić do domu, do Gdańska. Michał nie robił problemów, znamy się od lat, lubimy i szanujemy. Trener Probierz, którego znamy z konferencji prasowych i prywatnie to dwie różne osoby. Z polecenia Michała pracowałem w III-ligowej Elanie Toruń, gdzie osiągnąłem cel sportowy i utrzymanie w lidze. Na początku rozgrywek zdążył pan jeszcze z Cracovią przyjechać na mecz do Gdańska. Szatni pan nie pomylił? - To był na pewno wyjątkowy dzień dla mnie. W pierwszej połowie mieliśmy akcje, gdzie wymieniliśmy ponad 20 podań, Conrado zatrzymał piłkę dopiero na linii, poszła kontra i Maciek Gajos trafił do siatki po rykoszecie. Pod koniec meczu dostaliśmy dwie bomby i było po meczu. Porażka 0-3 bardzo bolała, ale piłka taka jest, nie jest sprawiedliwa. Jak to mówi trener Bogusław Kaczmarek - jak nie wykorzystasz piłki, to ona wykorzysta ciebie. Znał pan wcześniej trenera Tomasza Kaczmarka? - Mój powrót do domu, przełom sierpnia i września ubiegłego roku, zbiegł ze zmianami w Lechii Gdańsk, przychodził do klubu trener spoza karuzeli, którego mało kto znał. Ja akurat trenera Kaczmarka poznałem przez Sławka Wojciechowskiego, miałem okazję zamienić z nim kilka zdań, gdy kilka lat temu był w naszym klubie oglądać Akademię. Pamięta pan wasze pierwsze spotkanie, gdy rozmawialiście o wspólnej pracy w Lechii Gdańsk? - Tak, porozmawialiśmy ze trzy godziny, na koniec uznaliśmy, że coś z tego może być. Odpowiadała mi jego wizja, pomysł na grę, zakres w którym ja mógłbym Tomkowi pomóc jako asystent. Byłem już zdecydowany na powrót do domu, miałem telefony z niższych lig, ale Lechii się nie odmawia. Jestem tu tyle lat, tu się realizuję, zresztą kiedyś już mówiłem, że mogę zostać Lucjanem Brychczym Lechii Gdańsk. Ma pan ambicję być pierwszym trenerem? - Stąpam twardo po ziemi, to musiałaby być mocne argumenty, żebym znów gdzieś pojechał daleko od domu. To musiałby być ambitny projekt w II, albo I lidze, a nie tylko żeby przetrwać. Spotkałem się z opiniami, że jesienią drużyna Lechii jechała na paliwie przygotowanym przez sztab trenera Piotra Stokowca, że obojętnie kto przyszedłby po nim, zmniejszyłby obciążenia treningowe i miałby dobre rezultaty. - Każdy trener ma swój sposób pracy, jeden się uśmiecha więcej, drugi mniej. Metody trenera Stokowca sprawdziły się, Lechia Gdańsk zagrała najlepszy sezon w historii zdobywając Puchar Polski i zajmując trzecie miejsce w lidze. Wracając do trenera Kaczmarka - dziś można to powiedzieć głośno - zarząd Lechii Gdańsk podejmował spore ryzyko decydując się na trenera bez doświadczenia w roli pierwszego szkoleniowca w specyficznej lidze jaką jest Ekstraklasa. Jesień była udana w naszym wykonaniu, długa seria spotkań bez porażki, byliśmy chyba nawet wiceliderem tabeli. Co zostanie panu z tego kończącego się sezonu w pamięci? - Ogółem obserwowałem już z ławki ponad 300 meczów Lechii w Ekstraklasie, także mam skalę porównawczą. Jesienny mecz z Legią Warszawa był sporym wydarzeniem w Gdańsku, cieszyło mnie, że przy wysokim prowadzeniu, cały czas szliśmy po kolejne bramki. Legia w kryzysie ciągle jest Legią. Zawsze ma dobrych piłkarzy i wysokie ambicje. My wtedy zagraliśmy bardzo dobrze. Cieszyłem się, ale zaskoczony nie byłem, znałem już spojrzenie Tomasza Kaczmarka na piłkę i wiedziałem jaka jest jego filozofia prowadzenia drużyny. Końcówka sezonu też nie była najgorsza. - Koniec wieńczy dzieło, uważam że finisz rozgrywek był dla nas bardzo dobry. Piast Gliwice jak to Piast, zasłużył na miano "rycerzy wiosny", na 39 punktów możliwych do zdobycia punktów zdobył 30. Gonił nas bardzo mocno, ale inaczej niż w 2019 r., nie zdołał dogonić. Wyścig o Europę wygraliśmy z bardzo dobrym zespołem, trzeba to głośno powiedzieć, bardzo się z tego cieszymy. Już mnie od kilku tygodni sąsiedzi zaczepiali, z kim zagramy w pucharach. Ja odpowiadałem: spokojnie, pogadamy jak zapewnimy sobie w nich udział. Trener Tomasz Kaczmarek powtarza słowa o drodze, na której jest drużyna Lechii Gdańsk. Czy cel, do którego chcecie dojść jest jeszcze daleko? - Myślę, że dobrym przykładem na nasz progres były mecze z Pogoni Szczecin. Wyjazdowe spotkanie w listopadzie ubiegłego roku nam nie wyszło. Kontuzje, choroby i bezsensowny rzut karny. Zabiło nas to, że Kamil Grosicki był wkurzony, że zaczął mecz na ławce i na nas wyładował sportową złość. Teraz, po pół roku, u siebie z Pogonią rozegraliśmy bardzo dojrzale, była duża mądrość naszego zespołu, ten mecz pokazał nasz postęp. Jaki jest podział pracy w sztabie trenerskim Lechii Gdańsk? - Ja jestem II trenerem. Pracujemy w klubie długo i ciężko, po meczu czy przed każdy ze sztabu ma prawo wyrazić swą opinię. Dzielimy się pracą, każdy ma swoje zadania - jeden odpowiada za stałe fragmenty gry, drugi za analizę gry rywala. Jeszcze od czasów trenera "Bobo" Kaczmarka było tak, że to pan zajmował się młodzieżą, która wchodzi do pierwszego zespołu. - Kubę Kałuzińskiego znam od kiedy miał metr wzrostu, czyli nie tak wcale dawno (śmiech). Wiem jak to jest, gdy się wchodzi do szatni pierwszego zespołu, wcześniej się nie śpi po kilka dni. Sam kiedyś byłem młody, sam to przeżywałem jakieś 30 lat temu, gdy wszedłem do drużyny trenera Adama Musiała. Pomimo tego, że sam jestem już w średnim wieku, mam z naszą młodzieżą dobry kontakt. Myślę, że w każdym klubie powinien być taki gość, który pomaga młodzieży wejść do pierwszego zespołu, to nie są łatwe rzeczy. Czy da się porównać sezon 2018/19 z tym, który się właśnie kończy? - W tym sezonie mieliśmy swoje problemy w meczach wyjazdowych, ale sądzę, że wyciągnęliśmy maksa. Jednak moim zdaniem zwycięstwa w Pucharze Polski na pełnym Stadionie Narodowym nie da się z niczym porównać, podniesienia trofeum, gdy moja rodzina była na trybunach. Pamiętam jak na ławce rezerwowych siedzieliśmy z kitmanem Dawidem Pajorem i to wspaniałe uczucie, gdy wybrzmiał ostatni gwizdek. To był niezwykły moment dla ludzi, którzy trenowali przy Traugutta od 9 roku życia. Nigdy tego nie zapomnę, Puchar Polski stawiam wyżej od Superpucharu i trzeciego miejsca w lidze. A jak traktuje pan kwalifikację do rozgrywek europejskich w sezonie 2021/22? - Kwalifikacja do pucharów to też mój osobisty sukces, nie wiem czy jest jakiś drugi trener w historii Lechii, który dwa razy uczestniczył w rozgrywkach europejskich? Wielu tu było świetnych trenerów, którzy nawet raz nie byli w pucharach, a ja będę dwa razy. Bardzo się z tego cieszę, napawa mnie to dumą. Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Kogo Lechia Gdańsk chce wylosować w pucharach? - Lechia Gdańsk gra dopiero trzeci raz w pucharach w historii, dlatego nie będziemy nikogo wybierać. Chcemy w ostatniej kolejce (sobota, godz. 17.30) sprawdzić się z Rakowem Częstochowa, bardzo dobrą drużyną, która jeszcze o coś walczy. Sezon się jeszcze nie skończył. Rozmawiał Maciej Słomiński