Lechia Gdańsk jest liderem I ligi i właściwie tylko matematyczne trzęsienie ziemi może jej odebrać zasłużony awans i powrót do Ekstraklasy. To albo brak licencji na występy na najwyższym szczeblu rozgrywek w sezonie 2024/25. I to się właśnie stało, dziś Komisja ds. Licencji PZPN negatywnie zweryfikowała wniosek Biało-Zielonych - taką możliwość i ryzyko sygnalizowaliśmy na początku kwietnia. Podręcznik licencyjny określa kryterium F.04 wyraźnie: "Wnioskodawca musi wykazać, że na 31 marca roku kalendarzowego, w którym rozpoczyna się dany Sezon Licencyjny, nie posiada żadnych przeterminowanych zobowiązań wskazanych w lit. (a) - (c) powyżej, które były wymagalne na dzień 28 lutego roku kalendarzowego, w którym rozpoczyna się dany Sezon Licencyjny". W Gdańsku były w powyższym zakresie opóźnienia na 31 marca, liczne zaległości udało się spłacić, ale nie wszystkie. Nieoficjalnie uzyskaliśmy informacje, że wniosek Biało-Zielonych nie uzyskał akceptacji ds. licencji PZPN w zakresie finansowym z powodu niepłaconych zobowiązań wobec Chorwata Mario Malocy i Austriaka Davida Steca oraz agencji Artura Wolskiego "Wolak Management" - w przypadku ostatniego chodzi o niedotrzymanie ugody zawartej za pośrednictwem Piłkarskiego Sądu Polubownego PZPN. Całość zobowiązań zamyka się kwotą około 700 tysięcy złotych. Lechia Gdańsk bez licencji na grę w Ekstraklasie Co nastąpi teraz? Po negatywnej decyzji licencyjnej Lechia Gdańsk dostała pięć dni na odwołanie od niej - a w praktyce oznacza to konieczność "zorganizowania" środków. Trudno nam sobie wyobrazić, że klub z takimi aspiracjami nie zbierze kwoty, która oznacza równowartość połowy apartementu w korzystnej lokalizacji w centrum miasta. Licencja zapewne zostanie przyznana, zapewne z nadzorem finansowym, być może również karą pieniężną i ujemnymi punktami na nowy sezon. Niemniej wstyd jaki się rozejdzie w całym kraju i szkody wizerunkowe będą kosztować znacznie więcej. W gdańskim klubie zapewniają, że spłata zobowiązań nie będzie problemem. Pożyjemy, zobaczymy. Gdańsk klub powoli staje na nogi po spadku z Ekstraklasy rok temu. Są jeszcze pewne niedociągnięcia, dlatego pracownicy Lechii ze zdumieniem czytali na początku tygodnia artykuł o stabilnych strukturach klubu na jednym z portali. U niektórych pojawiły się łzy wzruszenia, szkody tylko że ta bizantyjska wizja ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. Gdański pacjent zdrowieje, ale jeszcze do końca na prostą nie wyszedł o czym świadczy m.in. dzisiejsza decyzja Komisji ds. Licencji PZPN. Warto jeszcze wspomnieć o korespondencji, którą wysłał do Komisji były właściciel klubu, wspomniany Mandziara. Obok pozdrowień od "Orki z Majorki", były tam informacje którymi bardzo chciał zaszkodzić Lechii Gdańsk, niestety dla niego - nie udało się. Szkoda, że tyle energii nie wkładał w zarządzanie klubem, gdy miał na to szansę, w efekcie doprowadzając go do niemal całkowitego upadku. Gdyby nie przybycie Paolo Urfera i funduszu MADA, gdańszczan nie byłoby dziś na szczeblu centralnym. Ogromna szkoda, że Lechia Gdańsk znalazła się we władaniu takiego człowieka jak Mandziara na prawie 10 lat - był to czas całkowicie stracony pod każdym względem oprócz sportowego (Puchar Polski i dwukrotny start w pucharach), a konkurencja w tym czasie nie spała.