VAR wprowadzono głównie po to, by wyeliminować ewidentne pomyłki, jak ta Musiała w Gdyni, które powodowały gigantyczne konsekwencje: utrzymanie Arki i degradację Górnika Łęczna. Choć w każdym meczu system ratuje sędziów przed pomyłkami, głównie przed błędnie podyktowanymi lub niepodyktowanymi rzutami karnymi, w sobotę Daniel Stefański od razu podyktował karnego, a po obejrzeniu powtórki, w której miał tylko sprawdzić czy Arturowi Jędrzejczykowi należy się żółta czy czerwona kartka, zrezygnował z "jedenastki". Zastąpił ją rzutem sędziowskim. Samobójczym rzutem sędziowskim, który wypaczył rywalizację o mistrzostwo Polski. To wielki cios w obraz polskich sędziów, o których dotychczas krążyły zasłużone opinie, że prezentują poziom wyższy niż drużyny ligi, odpadające w pucharach, zanim zacznie się faza grupowa. Sytuacji nie poprawia szum informacyjny, jaki wydostaje się z PZPN-u. Prezes Zbigniew Boniek - w "Prawdzie Futbolu" u Romana Kołtonia - twierdzi, że należał się rzut karny, przeprasza kibiców i piłkarzy Lechii. Szef sędziów Zbigniew Przesmycki, Maciejowi Wąsowskiemu z "Przeglądu Sportowego", przysięga, że Stefański miał rację i to nie w myśl zasady "sędzia zawsze ma rację", tylko: "Artur Jędrzejczyk w trakcie próby zablokowania strzału na bramkę dostał piłką w okolice talii na wysokości żeber. Futbolówka została więc zatrzymana ciałem zawodnika, a nie ręką. Jeżeli nawet poruszała się to już w kierunku środka boiska. Ręka miała kontakt z piłką później, a stało to się, powtórzę, po wcześniejszym legalnym zatrzymaniu piłki ciałem i w kontakcie tym nie było nic z rozmyślności". Kabaret. Pan Zbigniew Przesmycki to sympatyczny człowiek, ale ma jedną przypadłość: zawsze broni swych podwładnych, nawet po ewidentnych wpadkach, tak jak w tym wypadku. Przed sędziowską katastrofą nie uratował ligi nawet fakt, że Daniel Stefański to jeden z czterech najlepszych polskich arbitrów. Stefański jako arbiter pochodzi z Bydgoszczy, ale od kilku lat mieszka w Warszawie, czy z tego powodu należy robić aferę, gdyż pomylił się na korzyść Legii? Nie, o ile pomylił się przypadkowo, a do posądzania go o celowość pomyłki nie mamy żadnych przesłanek. Stefański jest jednym z dziewięciu sędziów zawodowych. Pozostali to: Tomasz Kwiatkowski, Szymon Marciniak, Paweł Raczkowski, Krzysztof Jakubik (Mazowiecki ZPN), Tomasz Frankowski (Toruń, Kujawsko-Pomorski ZPN), Jarosław Przybył (Kluczbork, Opolski ZPN), Paweł Gil (Lublin) i Tomasz Musiał (Kraków). Rodzi się pytanie, czy nie jest ich za mało, zwłaszcza wobec faktu, że część z nich podróżuje po Europie na mecze Ligi Mistrzów czy Ligi Europy, a niektórzy także dorabiają w innych ligach, jak Marciniak, który jest zapraszany m.in. przez Arabię Saudyjską. Wprawdzie grupę zawodowych wspomagają arbitrzy przypisani do I ligi (m.in. Zbigniew Dobrynin z Łodzi, Wojciech Myć z Lublina, Mariusz Złotek ze Stalowej Woli), ale gdy po podziale na grupy liga ruszyła szalonym tempem, również arbitrów mogło dopaść zmęczenie. Musieli obsłużyć nie tylko boisko, ale zapełnić też wozy VAR. Sam Zbigniew Boniek podkreślał nie raz i nie dwa, że w Polsce za dużo się mówi o sędziowaniu. Sęk w tym, że po sobotnim meczu Lechia - Legia sam o nim musi się wypowiadać. Oto inne opinie po meczu w Gdańsku: Wojciech Kowalczyk, były piłkarz Legii, w programie "Liga Minus": - Karny i czerwona kartka dla Jędrzejczyka są ewidentne. O ile łatwiej by się grało Lechii przeciw osłabionej Legii, grającej bez najlepszego stopera Jędrzejczyka. Widzieliśmy, jak się przyjemniej Legii grało po czerwonej kartce dla Błażeja Augustyna. Ta sytuacja z 3. min wypaczyła całe spotkanie! Przesmycki to jest zbój. Piotr Lasyk zawalił ostatni mecz ubiegłego sezonu Jagiellonia - Wisła Płock, przez który z pucharów wypadła Wisła, więc powinien dać temu sędziemu odpoczynek, a pan Lasyk od początku nowego sezonu prowadził mecze. Przez wakacje wszyscy zapomnieli o zawieszeniu arbitra. Andrzej Iwan, w programie "Liga Minus": - To nie był błąd sędziego, to było świadome oszustwo, to była bezczelna kradzież ze szczególnym okrucieństwem, choć wiem, że to nie idzie w parze. Sędzia nie może tak zrobić! Cała Polska ogląda powtórki, widzi rękę, a "dzięcioł" nie widzi. Ten facet (Daniel Stefański - przyp. red.) powinien być zdyskwalifikowany, wyrzucony do I ligi, chociaż nie, bo wtedy, bez VAR-u, by jeszcze większe "lody" kręcił. Powiecie, że skrajne? Jeśli tak, to nie mniej niż błąd arbitra. Już nic nie zmieni faktu, że Lechia Gdańsk będzie się czuła pokrzywdzona. Można za to zrobić wiele, by tego typu sędziowskich wpadek nie było. Zwłaszcza w spotkaniach, których stawką jest mistrzostwo Polski. Nie zaszkodziłby dopływ świeżej krwi sędziów. Również tych z innych okręgów niż Mazowsze, by uniknąć komentarzy złośliwych, że "Warszawka znowu kręci lody". Szef sędziów powinien tolerować pomyłki podwładnych, ale po tych poważniejszych, wypaczających wyniki, konieczny powinien być odpoczynek mylącego się arbitra. On jest możliwy tylko wówczas, gdy ma kto sędziować. Ostatnio arbitrzy gonią w piętkę, jednego dnia na boisku, nazajutrz w wozie VAR, dwa dni później znowu murawa. Będąc w ciągłym stresie, pod presją, nietrudno jest o błąd, a nawet (wiel)błąd. Przekonał się o tym Daniel Stefański.