Jeśli weźmiemy pod lupę 76-letnią historię Lechii Gdańsk, nieliczne laury tego klubu wiążą się z rozgrywkami pucharowymi. W lidze ledwie dwa brązowe medale, najcenniejsze trofea to dwa Puchary Polski w latach 1983 i 2019, a w konsekwencji Superpuchary. W ostatnich latach Biało-Zieloni nieźle radzili sobie w "Turnieju 1000 drużyn", w latach 2019-20 dochodząc do finału, ale akurat poprzedni sezon zakończył się blamażem - w 1/8 finału I-ligowa Puszcza Niepołomice na stadionie w Sosnowcu odprawiła ekstraklasową Lechię Gdańsk 3-1. Puchar Polski. Lechia Gdańsk zagra ze Świtem Nowy Dwór Mazowiecki To nie był pierwszy raz, gdy drużyna z podkrakowskich Niepołomic wyeliminowała Biało-Zielonych z Pucharu Polski. W 2016 r. Lechia była liderem Ekstraklasy, ale to nie pomogło, gdy po serii rzutów karnych odpadła z Puszczą. Każdy klub z najwyższej klasy rozgrywek ma na koncie pucharowe blamaże z drużynami niższych klas i Lechia nie jest od nich wolna. Puszcza to dwa najnowsze przykłady, wcześniej gdańszczanie potykali się na klubach o łacińskich nazwach - w 2017 r. ulegli 0-1 Bytovii, a sześć lat wcześniej w takim samym stosunku ledwie III-ligowej Limanovii. Na tym samym, czwartym szczeblu ligowym gra najbliższy rywal Lechii Gdańsk - Świt Nowy Dwór Mazowiecki. Ligowa trajektoria pucharowych rywali była zgoła odmienna. Najlepszy okres w historii Świtu to początek XXI wieku i awans na jeden sezon do Ekstraklasy w 2004 r., zresztą po aferze korupcyjnej z udziałem dwóch wychowanków gdańskiego klubu - Grzegorza Miłkowskiego i Macieja Lewny. Lechia wówczas wygrzebywała się z niebytu, w który popadła przez dwie nieudane fuzje, w 2001 r. grę rozpoczęto od samego dołu rozgrywek - od A klasy. Drogi obu klubów przecięły się po raz pierwszy (Świt szedł w górę, Lechia w dół) w sezonie 1999/2000 na zapleczu Ekstraklasy. Co ciekawe obaj rywale odnieśli wyjazdowe zwycięstwa. Na inaugurację sezonu Lechia wygrała 1-0 w Nowym Dworze Mazowieckim, by na inaugurację wiosny ulec u siebie 0-2. Drugi z tych meczów był seniorskim debiutem niespełna 18-letniego Sebastiana Mili. Razem z "Rogerem" debiutował jego druh z drużyny juniorów, Piotr Zagórski. "Zagór" dzień przed spotkaniem zadzwonił do Mili o wpół do drugiej w nocy. Zaskoczony pomocnik odebrał telefon, a po drugiej stronie usłyszał: “Ty też nie śpisz?". Oczywiście, że nie spał. Taki to był stres. Ten mecz rozpoczął się z 50-minutowym opóźnieniem, bo sędziowie z Gorzowa myśleli że rozpoczęcie gry zaplanowano na godz. 15, podczas gdy w rzeczywistości grano o 12. Takie to były czasy. "Przegląd Sportowy" pisał o tym meczu po latach: "...zapamiętano go także z powodu piłek, pomalowanych zwykłym sprayem na czerwono, zachodziły uzasadnione podejrzenia co do nieuczciwego jego przebiegu. Winny był jeden z piłkarzy, ale kozłem ofiarnym stał się trener Jerzy Jastrzębowski, po którym drużynę przejął na krótko jego asystent Lech Kulwicki. - Tydzień po Świcie graliśmy u siebie z Radomskiem. Znów na śniegu. Wygraliśmy 2-0, a Mila strzelił przepiękną bramkę. Tak zwanymi nożycami, z narożnika pola karnego - wspomina trener. Po tym meczu nikt już w Gdańsku nie miał wątpliwości, że Mila to talent czystej wody. Dziś wspomniany Zagórski prowadzi bardzo przyjemną restaurację "Grass" na Szerokiej w Gdańsku. Można tam obejrzeć wszystkie mecze świata oraz spotkać m.in. Sebastiana Milę i Krzysztofa "Heńka" Brede. Trzej przyjaciele z boiska. Maciej Słomiński