Maciej Słomiński, Interia: Runda jesienna Ekstraklasy za nami, który jej moment był dla pana najlepszy? Tomasz Kaczmarek, trener Lechia Gdańsk: - Mam nadzieję, że najlepsze dopiero przede mną i moją drużyną. Ważnym i dobrym momentem był pierwszy wygrany mecz z Piastem Gliwice. Pierwsze zwycięstwo jest zawsze dla trenera ważne, spada kamień z serca. Bardzo ważne było dla mnie zwycięstwo z Rakowem Częstochowa, również pod względem osobistym. Po raz pierwszy na stadionie była moja rodzina. To szczególna rzecz wygrać spotkanie w otoczeniu najbliższych. A najgorsza chwila? - Przegrany mecz Pucharu Polski ze Świtem Nowy Dwór Mazowiecki. To bardziej bolało od ligowej klęski z Pogonią w Szczecinie 1-5? - Zdecydowanie. Porażka w Nowym Dworze Mazowieckim całkowicie pozbawiła nas możliwości rywalizacji w Pucharze Polski. Mecz z Pogonią był trudny, ale nie do porównania z pucharową przegraną. Z "Portowcami" w formie z końcówki listopada można było przegrać mecz, a przegrana ze Świtem nie powinna się wydarzyć. To rozczarowanie było zdecydowanie większe. Czy ma pan sobie coś do zarzucenia w związku z meczem Pucharu Polski? Gdyby on mógł się wydarzyć raz jeszcze, wziąłby pan na niego Flavio Paixao i Macieja Gajosa? Jeden z piłkarzy mówił mi, że najgorsze, co może się wydarzyć w Nowym Dworze Mazowieckim, to zdobycie prowadzenie przez Lechię w 10. minucie, bo wtedy wkradnie się rozluźnienie i lekceważenie rywala, i może być ciężko. Dokładnie tak się stało. - Mieliśmy szansę na podwyższenie prowadzenia i zamknięcie meczu. Wystawiliśmy bardzo silny skład, z jakiegoś powodu nie byliśmy gotowi na trudniejszy moment. Nie jestem zadowolony ze zmian, jakie zrobiliśmy w tym meczu. Być może byliśmy w zbyt dobrym momencie? Wiele rzeczy wcześniej układało się za łatwo, w dzień, gdy zrobiło się trudniej, nie potrafiliśmy sobie z tym poradzić. Podsumowanie kolejki PKO Bank Polski Ekstraklasa w każdy poniedziałek o 20:00 - zapraszają: Staszewski, Peszko i goście! Lechia Gdańsk zakończyła rok na piątym miejscu w Ekstraklasie Objął pan drużynę Lechii Gdańsk 1 września. Co pana najbardziej zaskoczyło podczas tych 100 dni z okładem w roli pierwszego szkoleniowca Biało-Zielonych? - Wiedziałem jakiego zadania się podejmuję. Nic mnie nie zaskoczyło, na prawie wszystko byłem przygotowany. To "prawie" wynika z jednej rzeczy. Dziwi mnie, jak dużo mówi się w Gdańsku o ludziach, którzy nie przychodzą na stadion, zamiast o tych, którzy przychodzą nas wspierać. Te 8-10 tysięcy kibiców, którzy są na meczach, tworzy fantastyczny doping, nawet w trudnych momentach. Ten doping w meczach z Zagłębiem, Rakowem czy Legią bardzo nam pomagał. Czuję dużo narzekania na frekwencję, a ja myślę na odwrót. Czuję wielką wdzięczność wobec tych, którzy są z nami. To, że stadion jest za duży jak na nasze realia, to nie jest wina kibiców, zawodników czy klubu. To jest jedyne co mi się w Gdańsku nie podoba i mnie dziwi. Chcę podrążyć ten nieszczęsny dla Lechii mecz z Pogonią. Pan w tygodniu przed meczem mocno rywala "pompował", mówiąc o nim jako o drużynie gotowej. Gdy ja oglądałem mecz w Szczecinie trudno było się pozbyć wrażenia, że zawodnicy Lechii uwierzyli w pana słowa, stąd wyraźnie ulegli rywalowi. - Ja nigdy nikogo nie "pompuję". Mówię prawdę, jeśli jej nie mogę powiedzieć, wówczas milczę. Przekazuję to co zauważam podczas analizy. Uważam, że Pogoń jest na innym etapie niż my. Zdaję sobie sprawę, że po moich pierwszych tygodniach w Gdańsku oczekiwania nagle wystrzeliły w górę. Ja się z tym mierzę. Od pierwszego dnia w Lechii mówiłem, że chcę zbudować drużynę, która będzie w stanie walczyć o najwyższe cele. Na to jednak potrzeba czasu. W piłce nożnej nie powstało jeszcze nic trwałego, przez wejście nowego trenera do szatni. To jest proces, budowanie, rozwój zawodników, transfery - wiele rzeczy się na to składa. Co zatem zdecydowało o wyniku w Szczecinie? - Liczba błędów indywidualnych była zdecydowanie za duża. Dodatkowo, Pogoń zagrała bardzo dobrze, stąd taki wynik, nie inny. Nie wierzę, że to miało coś wspólnego z tym, co ja mówiłem na konferencji prasowej. Wątpię, by Kamila Grosickiego interesowało, co ja mówiłem na konferencji prasowej. Jego może nie, natomiast zawodników Lechii już tak. - Nie zagramy tego spotkania jeszcze raz. Wtedy, gdy to robiłem, byłem przekonany, że robię wszystko, by jak najlepiej przygotować się do tego meczu. Mówi pan o drodze, na którą weszliście z drużyną Lechii Gdańsk. Czy u kresu tej drogi jest styl, proponowany właśnie przez Pogoń Szczecin, gdzie pan wcześniej był asystentem? - Rozwój Pogoni czy Rakowa Częstochowa przez ostatnie kilka lat pokazuje nam kierunek. Te przykłady pokazują, jak ważny jest czas, rozwój, właściwe transfery i kontynuacja pracy. Intensywność gry, poziom techniczny, dynamika i odwaga to w nowoczesnej piłce elementy kluczowe, by stać się dobrym zespołem, widzimy, jak dobre zespoły dziś grają w piłkę. My idziemy w tym kierunku, chcąc przy tym być sobą, dlatego nasz pomysł na grę musi być dopasowany do profilu zawodników Lechii. Na jakim etapie drogi do bycia dobrą drużyną jest dziś Lechia Gdańsk? - W naszych meczach pokazaliśmy momenty, w których jako zespół wyglądaliśmy bardzo dobrze, odważnie, graliśmy z dużą intensywnością. Były też mecze, czy ich połowy, gdzie byliśmy bardzo daleko od celu, do którego chcemy iść. Pracujemy z zespołem, który przez długi czas miał zupełnie inny pomysł na grę. Piłka nożna to są nawyki, automatyzmy. Z każdym miesiącem będzie lepiej, na dziś brakuje nam stabilizacji. Czy pan wie, dlaczego często dwie połowy tego samego meczu były diametralnie inne w wykonaniu Lechii Gdańsk? - To jest w tej zabawie najtrudniejsze - zagrać na wysokim poziomie 90 minut. Bardzo mało zespołów to umie. To jest wyższa szkoła jazdy. To robią właśnie najlepsze drużyny, trzymają dobry poziom, są regularne. My wybraliśmy się w drogę, chcemy jak najszybciej wejść na ten poziom, ale pewnych spraw nie przeskoczymy, nie ma drogi na skróty. Dlatego tak ważny będzie kolejny okres przygotowawczy. Lechia Gdańsk. Tomasz Kaczmarek nie chce podejmować decyzji w euforii Korzystając z okazji chciałem prosić o przedstawienie dwóch nowych członków sztabu trenerskiego Lechii, którzy pojawili się dość niespodziewanie. To Łukasz Jankowski i Portugalczyk Emanuel Ribeiro. - Żeby to dokładnie wyjaśnić, potrzebny były oddzielny wywiad na temat sztabu. To nie jest takie proste, że jeden jest od rozgrzewki, drugi jest od tego, trzeci od tamtego. Stanowimy zespół pod moim kierunkiem, trener Maciej Kalkowski jest drugim trenerem, ma bardzo kluczową rolę. Jesteśmy wspólnie odpowiedzialni za rozwój zawodników i zespołu. Codziennie dzielimy się pracą, wyznaczamy, kto zwraca uwagę na którego zawodnika, na którą formację, na jaki element zajęć. Każdy trener jest każdego dnia odpowiedzialny za co innego, jeden za moment straty piłki, drugi za szybki atak itd. Bardzo mi zależy byśmy wszyscy na treningach żyli i mieli aktywne role. Mam dość szeroki sztab, bo codziennie tych zadań jest bardzo dużo. Będziemy lepszym zespołem, jeśli uda nam się rozwinąć zawodników. Nasza współpraca odbywa się na żywym organizmie. Okres przygotowawczy, pozwoli również nam lepiej się dotrzeć, podział obowiązków będzie bardziej klarowny. Ruchów w sztabie było sporo na jesień, jednak muszę podkreślić, że jestem bardzo zadowolony z ekipy, którą udało nam się skompletować. Osoby ciężko pracujące, utalentowane. Jestem pewien, że możemy wspólnie coś osiągnąć. Mogę powiedzieć, że z Łukaszem Jankowskim rozpoczęliśmy projekt pracy nad stałymi fragmentami gry. Pan robi wrażenie człowieka bardzo skupionego na swojej pracy, a przecież piłka nożna stanowi gałąź branży rozrywkowej. Czy w sztabie znajdujecie czas na żarty i odskocznię od pracy? Mówi się, że dla sportowca regeneracja jest tak samo ważna jak sam trening. - Nie wstydzę się mojego stylu i pracy, i koncentracji na niej. Błąd, zła decyzja czy nieuwaga mogą nas kosztować kontuzję lub przegrany mecz. Wiem jednak, że we wszystkim co robimy potrzebny jest balans. To jest bardzo ważne dla mnie i moich ludzi, że znajdujemy w pracy czas na uśmiech i żarty, na wspólną kolację. Ja lubię się śmiać, lubię się śmiać z siebie. Zapewniam pana, że u nas w sztabie nie jest smutno i cały czas poważnie. Świeża informacja jest taka, że Zlatan Alomerović odchodzi z Lechii Gdańsk do Jagiellonii Białystok. Tymczasem wielu kibiców uważa, że to właśnie Zlatan bardziej pasuje do stylu, do którego pan dąży, m.in. za sprawą lepszej gry nogami. - Uważam, że dyskusja na temat wyboru bramkarza była bardzo krzywdząca dla obu zawodników, Dusana i Zlatana. Wszystko zależy od punktu widzenia. Jeśli w klubie jest dwóch bardzo dobrych bramkarzy, sytuacja jednego z nich jest niezadawalająca. To, że Zlatan Alomerović jest bardzo dobrym bramkarzem i bardzo ważną osobą w naszej szatni, nie zmienia faktu, że Dusan Kuciak w ostatnich latach był najlepszym bramkarzem w Ekstraklasie. Runda, która za nami, była dla Dusana pełna wyzwań, dotyczących powrotu z turnieju mistrzowskiego i decyzji trenerskich. Jestem przekonany, że w rundzie wiosennej Dusan Kuciak będzie najlepszym bramkarzem Ekstraklasy. Mimo słabszej końcówki rundy Lechia Gdańsk zajmuje wysokie piąte miejsce w Ekstraklasie i dobrą pozycję wyjściową przed drugą częścią sezonu. Może być jednak tak, że będzie pan zmuszony do przebudowy drużyny. Kilku ważnym zawodnikom (Flavio Paixao, Maciej Gajos, Mario Maloca, Tomasz Makowski, Mateusz Żukowski) z końcem sezonu wygasają umowy i teoretycznie 1 stycznia mogą się związać z nowym pracodawcą. Czy to spędza panu sen z powiek? Czy ma pan plan B? - Sprawy kontraktowe należą do władz klubu. Klub zna moje rekomendacje sportowe, ale nie ja decyduję o warunków kontraktów i ich długości. To nie są sprawy trenerskie. Uważam, że moja komunikacja z klubem w tych tematach jest bardzo dobra. W piłce nożnej kończące się kontrakty są sytuacją normalną, to mnie nie martwi. Przyszedłem do klubu na początku września, już wówczas powiedziałem, że opinie wydam zimą. Proszę zrozumieć, ja nie mogę podjąć wszystkich decyzji w ciągu dwóch miesięcy. Muszę zawodników poznać, oni muszą poznać mój plan. Nie mogę podjąć decyzji po pięciu wygranych meczach. Najbardziej błędne decyzje popełnia się po sukcesach, w największej euforii. Wszystkich moich zawodników szanuję, jestem ze współpracy bardzo zadowolony. Nie ma ani jednego piłkarza, z którym nie wyobrażam sobie dalszej pracy. Sprawy kontraktowe są bardzo złożone, do porozumienia potrzebny jest kompromis. A co jeśli kompromisu nie będzie? Zsyłka do rezerw? - Jak się te sprawy zakończą, okaże się wkrótce. Te rozmowy robią się coraz konkretniejsze. Na pewno nikt nie ma w planie odsyłania zawodników do drugiej drużyny. Nie uważam, żeby sytuacja była patowa. Zawodnicy mają kontrakty do lata, jestem przekonany że co najmniej do czerwca będę współpracował. Mówił pan o rekomendacjach sportowych. Jaką rekomendację wystawia pan Flavio Paixao? Z jednej strony ma 37 lat i lepszy oraz młodszy już nie będzie, ciężko wiązać z nim przyszłość. Z drugiej strony cały czas daje liczby - jest najlepszym asystentem w lidze i znajduje się w ścisłej czołówce klasyfikacji kanadyjskiej - sześć goli i sześć asyst. - Dzielę zawodników na dobrych i złych, nie na starych i młodych. Od kiedy jestem w klubie, Flavio jest jednym z naszych najlepszych zawodników, wykonuje kawał dobrej roboty. Jestem ze współpracy z nim bardzo zadowolony. W formie w jakiej jest, Flavio jest nam w stanie jeszcze długo pomagać. Proszę na zakończenie powiedzieć coś o swoich Świętach Bożego Narodzenia. - Moje święta będą niemiecko-polskie. W wigilię będziemy u teściowej, w kameralnym gronie zjemy niemiecką kolację. W pierwszy dzień świąt przemieścimy się na dwa dni z moją żoną i córką do moich rodziców, do Wrocławia, na polską część świąt. Taki jest plan, mam nadzieję, że dzisiejszy, zwariowany świat nie pokrzyżuje nam planów. Rozmawiał Maciej Słomiński