Jakiś czas temu, gdy sytuacja Lechii Gdańsk stawała się coraz bardziej krytyczna, w "Dzienniku Bałtyckim" czytaliśmy, że Adam Mandziara nieoficjalnie zapewnił o chęci jak najszybszego powrotu do Ekstraklasy w przypadku degradacji. Mówi się, że "pieniądze szczęścia nie dają", niemniej trudno oczekiwać, żeby zawodnicy zgodzili się grać dla Lechii za samą możliwość poleżenia na plaży na Stogach. Właściciel Lechii Gdańsk mógłby kupić wszystkie kluby Tymczasem Biało-Zielony skarbiec od kilku lat niespecjalnie grzeszy przepychem. To już nie są początki panowania obecnych właścicieli, gdy wszelkie problemy były zasypywane pieniędzmi, pożyczanymi od rodziny Wernze. Przyjeżdżały wagony piłkarzy, po murawie stąpał lew, na nowo zbudowano klubową akademię, poprzedniej która współpracowała z firmą LOTOS podziękowano. Dziś już bardzo nieaktualne są słowa ówczesnego prezesa PZPN, Zbigniewa Bońka z 2020 r. - Śmiać mi się zachciało, gdy zobaczyłem komentarz, że licencję dostał rzekomo klub-bankrut, taki jak Lechia. Prawda jest taka, że Lechia ma właściciela, który mógłby kupić wszystkie polskie kluby Ekstraklasy! Można powiedzieć wszystko, że Lechia jest źle zarządzana, oferuje za wysokie kontrakty, ale nie to, że ma ubogiego właściciela. Litości! Na dziś nie da się udzielić ostatecznej odpowiedzi, ale matematyka podpowiada, że ewentualna gra w I lidze stoi pod sporym znakiem zapytania. Dlaczego? Otóż zaczynając grę na zapleczu Ekstraklasy, gdański klub nie ma na koncie zero, a gruby minus. Lechia dostała licencję na grę na najwyższym szczeblu, ale z zastrzeżeniem, że nie może prolongować zawartych z zawodnikami ugód. Na pewno trzeba niemal całościowo wymienić kadrę, a żeby "uwolnić się" od obecnego składu, który zawiódł na całej linii potrzebne jest kilka milionów złotych. Polskie przepisy mówią o możliwości jednostronnego rozwiązania kontraktu z piłkarzami w razie degradacji, by to zrobić trzeba spłacić zaległości i zapłacić jedną pensję "górki", wtedy strony się rozchodzą w zgodzie. Nie są to drobne przy ekstraklasowych kontraktach, a zaległości jest więcej. W tej sytuacji nie mogą dziwić pogłoski, które mówią o możliwej degradacji nie do I, a nawet IV ligi. Lechia Gdańsk spadnie nie do I, a IV ligi? Dziś degradacja stała na zaplecze Ekstraklasy stała się faktem, a pytanie "co dalej" zyskało na aktualności. Tak naprawdę na dziś nikt nic nie wie. W wyżej wymienionym "Dzienniku" prezes Pomorskiego ZPN, Radosław Michalski otwierał furtkę na start od IV ligi, a nie od A klasy jak w 2001 r. - Z tego co wiem, to Lechia złożyła wniosek licencyjny na przyszły sezon, więc nie zakładam czarnego scenariusza, że trzeba byłoby wszystko zaczynać od początku. Gdyby jednak miało dojść do tego, to biorąc pod uwagę kwestie formalne, to zarząd Pomorskiego Związku Piłki Nożnej może zezwolić na grę klubowi od czwartej ligi. Związane to jest z tym, że dla klubów z niższych lig przyjmowanie kibiców wielkich klubów byłoby organizacyjnie wielkim wyzwaniem - powiedział pomorski "baron". Kto miałby odbudowywać Lechię od IV ligi? Raczej nie Adam Mandziara, któremu w Gdańsku już nikt nie zaufa, po tym co stało się z obecnym projektem. Biało-Zieloni już raz to przerabiali - w 2001 r. po degradacji z ówczesnej II ligi jedna Lechia grała na trzecim poziomie rozgrywek i wkrótce umarła, a druga - ta za którą stali kibice zaczęła od A klasy. To przejście przez piłkarski czyściec zakończyło się pełnym sukcesem - siedem lat od rozpoczęcia tułaczki na boiskach-pastwiskach Lechia zagrała w Ekstraklasie. Czy dziś taki scenariusz jawi się jako realny? Na pewno środowisko jest bardziej podzielone niż 22 lata temu. Dlaczego odszedł poprzedni właściciel klubu Andrzej Kuchar? Nie chcieli go kibice, których nie zadowalała gra w środku tabeli. To być może kontrowersyjna teza, ale dziś wyzywany z trybun Mandziara spełnił oczekiwania fanów, którym nie podobała się oszczędna polityka Kuchara. Mocno szarpnął za lejce, dosypał kasy - co prawda pożyczonej, ale pieniądz jest pieniądz. W ślad za pieniędzmi przyszli piłkarze, których w Gdańsku oglądano wcześniej tylko w TV (Sławomir Peszko, Milos Krasić), a za tym przyszły niespotykane wcześniej sukcesy - Puchar Polski i dwukrotny start w pucharach. Pytanie, czy tych sukcesów nie mogło być więcej, a przede wszystkim pojawia się pytanie o ich koszt. Życie zawsze wystawia rachunek za funkcjonowanie na kredyt. Czy Lechia Gdańsk na paragonie zobaczy I ligę czy zagra niżej? Na dziś trzeba odpowiedzieć słowami Wojciecha Pawłowskiego, byłego bramkarza Biało-Zielonych i jego pamiętny wywiad dla klubowej telewizji Udinese: "We will see what time will tell", co w wolnym tłumaczeniu oznacza: "zobaczymy, co czas pokaże". Maciej Słomiński, INTERIA