Prezes Sokoła Ostróda Jerzy Sarnecki powoli traci cierpliwość. Zapowiada, że jeśli sprawa nie rozstrzygnie się do końca roku, złoży sprawę do sądu cywilnego.Sarnecki zdradza, że Sokół w 2011 roku chciał za Dawidowicza 30 tysięcy złotych. Transfer ostatecznie doszedł do skutku za 3 tysiące i 15 procent z przyszłego transferu.Dawidowicz przeszedł latem do Benfiki Lizbona za 1,5 miliona euro. "Biało-zieloni" nie przelali jednak należnych pieniędzy.Prezes Sokoła mówi, że Lechia oferowała 122 tysiące euro, ponieważ działacze gdańszczan ponieśli koszty związane z przeprowadzeniem transferu. Sarnecki ujawnia, że Andrzej Juskowiak wystosował propozycję 100 tysięcy. Jeśli klub z Ostródy nie przyjmie tej oferty, to w przyszłości może zapomnieć o współpracy grup młodzieżowych.Pieniądze, które ma otrzymać Sokół od Lechii, to trzyletni budżet przeciętnego trzecioligowca. Zarząd Lechii wystosował w tej sprawie oficjalne pismo:"Lechia Gdańsk prowadzi rozmowy z Sokołem, mając nadzieję, że doprowadzą one do ostatecznych uzgodnień co do wysokości kwoty i terminu jej zapłaty. Lechia Gdańsk chciałaby dojść do porozumienia co do podstawy, od której liczony jest procent należny Ostródzie, ponieważ umowa nie jest w tym zakresie interpretowana jednakowo przez strony. Zarząd rzeczowo przedstawił sposób interpretacji spornego zapisu umownego w swoim piśmie skierowanym do Sokoła Ostróda i czekamy teraz na merytoryczną odpowiedź drugiej strony. Liczymy, że otrzymamy ją bezpośrednio, a nie za pośrednictwem mediów, gdyż taką formę komunikacji uważamy za bardziej właściwą. Stąd wstrzymamy się od komentarza w sprawie szczegółów prowadzonych pomiędzy klubami rozmów. Nasze starania mają na celu porozumienie się, bez konieczności kierowania sprawy na drogę postępowania sądowego, co tylko przedłuży termin zapłaty należnych Ostródzie kwot. Gwoli wyjaśnienia - informacja, jakoby Lechia tłumaczyła klubowi Ostróda konieczność obniżenia należnej mu z tytułu transferu kwoty o wydatki na podróże służbowe do Lizbony jest całkowitym absurdem, do którego trudno nam się nawet poważnie odnieść."