Beniaminkowie wchodzą do Ekstraklasy na dwa sposoby. Albo na entuzjazmie wyważają drzwi wraz z futryną i grają z marszu o najwyższe zaszczyty w kraju albo płacą frycowe i do końca muszą drżeć o ligowy byt. Częściej ma miejsce druga z opisanych sytuacji, przeskok o klasę rozgrywek bywa bolesny. Fani Lechii Gdańsk bardzo cierpią. Przebieg tego sezonu jest wyjątkowo okrutny dla kibicowskich serc i nerwów. Jak mawiał słynny, fikcyjny (czy na pewno?) trener Ted Lasso - "it’s the hope that kills you" - zabija ich nadzieja. Beniaminek nie gra źle w ofensywie, strzela sporo goli, ale prawie co tydzień płaci słone frycowe. Po poprzednim meczu Biało-Zielonych, w którym tradycyjnie stracił prowadzenie (szczęśliwe 1-1 z Widzewem Łódź), kapitan drużyny Rifet Kapić w wypowiedzi dla Radia Gdańsk, swoim specyficznym jugosłowiańsko-angielskim mówił m.in.: "We have to be more clever on the pitch". I co? I za tydzień znów to samo. 1-2 ze Stalą Mielec, która była w strefie spadkowej. Prowadzenie, przyzwoita gra w pierwszej połowie, potem wyrównanie, tylna część ciała coraz głębiej w bramce, nieudane zmiany, wreszcie nieuchronny koniec i zwycięski gol dla rywali. A potem w szatni cisza. Nikt nie rzuca sprzętem o ścianę, nikt nie krzyczy. Jest smutek, ale nie ma złości. Najmłodsza drużyna szczebla centralnego nie ma w szatni lidera. Kibice, a przynajmniej ich najbardziej wokalna część wskazała winnego takiego stanu rzeczy. Jest nim dyrektor techniczny Kevin Blackwell. On jest w tej opowieści złym policjantem - dobrym jest trener Szymon Grabowski. Dla pierwszego został przeznaczony transparent "Kevin go home", drugi mógł się dowiedzieć o "100% poparcia". Piłkarscy fani, zwłaszcza ci którzy jeżdżą wiele kilometrów za swoją drużyną i poświęcają swój cenny czas mają prawo do wyrażenia swej opinii, natomiast chyba zgodzimy się co do tego, że to nie oni powinni wskazywać kto ma być trenerem. To nie jest ten przypadek, bo kibice Lechii nie chcą rządzić, a po prostu wyrażają swoje zdanie, ale uważam, że w skali kraju to jeden z największych problemów piłki ligowej, że każdy chce być kimś innym niż jest - kibice chcą rządzić, prezesi chcą być trenerami, trenerzy - agentami itd. Lepiej, w idealnym świecie, by było gdyby każdy robił to co do niego należy i nie wchodził w buty sąsiada. Ale czy polska piłka nożna jest idealna? Czy Lechia Gdańsk jest normalnym klubem? Nie wiem jaka jest odpowiedź, stawiam jedynie pytania. U progu sezonu w Biało-Zielonych szeregach zapanował entuzjazm, gdy z klubu odeszła nielubiana Magdalena Urbańska, dyrektor generalna Lechii. Jej głównymi winami miało być złe traktowanie współpracowników, niekompetencja i blokowanie procesów, także tych marketingowych i sponsorskich. Nie ma jej już od kwartału i co? I nie jest wcale lepiej, a nawet gorzej. Nikt jej nie zastąpił. Kłopoty Lechii Gdańsk w Ekstraklasie Gdy dyrektor generalna opuszczała Gdańsk, drużyna Lechii była na obozie w Cetniewie, gdzie trenowała w kilkunastoosobowym składzie i zastanawiała się czy pojechać na sparing z Legią Warszawa - powody były finansowe. Dziś nie jest pod tym względem o wiele lepiej, trwa walka z czasem, by zapłacić sierpniowe wynagrodzenia, w tym wysłać przelew na rachunek należący do...Luisa Fernandeza. Jeśli to się nie uda, Komisja ds. Licencji PZPN ukarze Lechię Gdańsk ujemnymi punktami, kara będzie obowiązywać w kolejnym sezonie 2025/26 - to wszystko idzie na konto prezesa zarządu Paolo Urfera i jego radosnego sposobu zarządzania. Tyle jeśli chodzi o tzw. "pracowników licencyjnych". A przecież fotograf, operator kamery, pan od sprzętu zarabiają kilkukrotnie mniej i nie są chronieni przepisami Ekstraklasy. Jak silna jest dziś pozycja trenera Szymona Grabowskiego? - Nasz trener robi wszystko co w jego mocy. To bardzo pracowity i szczery człowiek, który kocha klub tak samo jak my wszyscy. Szymon Grabowski nauczył się bardzo wiele w poprzednim sezonie, zrobił niesamowity progres szkoleniowy. W tym sezonie ponownie czeka go wiele nauki i pracy. Wszyscy w klubie wiedzieliśmy, że start tak młodej drużyny w Ekstraklasie nie będzie łatwy. Wierzymy w nasze wartości, w ciężką pracę i w talent naszych zawodników. Trener Grabowski jest bardzo ważną osobą w naszej organizacji. W wywiadzie sprzed dwóch miesięcy prezes Urfer zapewniał o wierze w pracę trenera, ale cierpliwość pracodawcy ma swoje granice i podlega weryfikacji. Grabowski ma na plecach wytatuowany herb macierzystej Resovii, czuje kibicowski klimat i szczerze (tak się wydaje) dziękuję fanom Lechii Gdańsk za wsparcie, ale na razie dorobek punktowy jego drużyny w tym sezonie, pomimo wszelkich niedogodności organizacyjno-finansowych, jest wysoce niezadawalający. Bo za to jest rozliczany pierwszy szkoleniowiec, a nie za podziękowania po i przed meczami. W ilu spotkaniach bieżących rozgrywek zmiany na placu gry wygrały Lechii mecz? W ilu przegrały? Decyzje personalne i zarządzanie meczem to tylko i wyłącznie domena trenera Grabowskiego. Obaj z Blackwellem byli ojcami sukcesu w poprzednim sezonie i są winni złej sytuacji w obecnym. Być może ten dziwny układ trener - dyrektor był dobry na krótką metę, a na dłuższą się wypalił? Być może ktoś z tej dwójki opuści wkrótce Lechię Gdańsk? Jeśli chodzi o Kevina Blackwella - na ile tak naprawdę zmieniła się jego rola w porównaniu do poprzedniego sezonu? Z tego co słyszymy to wewnątrz drużyny nie bardzo, a podczas meczów jest mniejsza niż w I lidze - Blackwell nie schodzi jak wcześniej do strefy technicznej i nie wydaje dyrektyw piłkarzom. Wciąż pamiętamy wiosnę 2024 r., gdy drużyna Lechii Gdańsk była bezkonkurencyjna w I lidze, gdy pokonała Wisłę Kraków na wyjeździe i Arkę Gdynia u siebie po niesamowicie dramatycznym meczu - wtedy Brytyjczyk był wychwalany, a jego przemowa w szatni miała dziesiątki tysięcy wyświetleń. Być może coś co dawało efekt na zapleczu Ekstraklasy, niekoniecznie musi przynieść rezultat wyżej? Kiedyś mówił mi Łukasz Surma, że w pewnym momencie swojej kariery zrozumiał, że ciężki trening wcale nie znaczy dobry. A może jest trochę tak, że my Polacy nie chcemy wyjść z drewnianych chatek i otworzyć oczy na nowe? Wywiad z angielskim trenerem na weszło.com był zatytułowany: "Od piłkarzy trzeba wymagać więcej. W Polsce trenerzy się tego boją". Blackwell to gość z innego świata, poza piłkarskimi chce wprowadzić do szatni standardy z zachodniej Europy, stąd nieporozumienia i słynna już afera z pizzą. Faktem jest, że każdy z zawodników Lechii osiągnął życiową formę wiosną 2024 r., a przed przybyciem Anglika do Gdańska Lechia zajmowała dziewiąte miejsce w I-ligowej tabeli, a zakończyła sezon jako bezapelacyjny mistrz I ligi. Przypadek? Dusan Kuciak, który sezonowi 2023/24 przyglądał się z boku powiedział kiedyś - "Od przyjścia Kevina zmieniło się wszystko. Na lepsze". Ale czasem lepsze jest wrogiem dobrego. Na konto Blackwella idą zmiany w sztabie trenerskim po sezonie 2023/24 - żal zwłaszcza koordynatora sztabu medycznego Roberta Dominiaka, który jest doskonałym fachowcem i przez 17 lat pracy dla Lechii żadnemu piłkarzowi nie zrobił krzywdy. Dziś jego rolę przejął Kevin Paxton, który jest w Gdańsku przez tydzień w każdym miesiącu, resztę spędza w Leicester.