To był dla niego szczególny mecz. 23-letniemu Arakowi przyszło zagrać w barwach Lechii na Stadionie Ludowym w Sosnowcu, gdzie z powodzeniem występował jako zawodnik Zagłębia w latach 2014-2016. Kiedy w drugiej połowie sobotniego meczu opuszczał murawę, zastąpiony przez Artura Sobiecha, to pożegnały go brawa miejscowych kibiców. Coś, co na stadionie w Sosnowcu, jeśli chodzi o drużyny rywala, zdarza się bardzo rzadko. - Tak naprawdę tutaj rozpoczęło się moje seniorskie granie i za każdym razem, kiedy przyjeżdżam do Sosnowca, to te wspomnienia powracają. Tak samo było i teraz. Cieszy przede wszystkim to, że udało się wygrać. Rok temu, kiedy przyjechałem tutaj jako zawodnik Stali Mielec, to choć zdobyłem gola, to przegraliśmy. Teraz było inaczej. Nie udało mi się wprawdzie trafić do siatki rywala, ale "kasujemy" kolejne trzy punkty i już czekamy na kolejne spotkanie - komentował po meczu napastnik jedenastki z Gdańska. Arak mógł wpisać się na Stadionie Ludowym na listę strzelców, ale po jego uderzeniu piłka wylądowała na poprzeczce. W meczu beniaminka z liderem było tak zresztą aż cztery razy, po dwa z każdej strony. - Do teraz jeszcze dzwoni mi w uchu, bo te poprzeczki były w Sosnowcu mocno obijane. Pomimo tego, że w tym meczu była tylko jedna bramka, to myślę, że spotkanie było atrakcyjne dla kibiców. Gratuluję też Zagłębiu. Grali dobrą i odważną piłkę. Myślę, że jeżeli dalej tak będą grać, to spokojnie mogą się utrzymać, wiem że ta strata jest spora, ale mam tutaj sporo przyjaciół, wielu ludzi tutaj poznałem i trzymam kciuki za to, żeby się utrzymali w Ekstraklasie - podkreśla napastnik lidera Ekstraklasy, który po przerwie reprezentacyjnej zmierzy się u siebie z rewelacyjnym w tym sezonie Piastem Gliwice (29 marca). Michał Zichlarz