Maciej Słomiński, Interia: Wszędzie pan grał strzelał pan bramki na zawołanie. Wyjątkiem był PAOK Saloniki, gdzie zdobył pan tylko jednego gola i na początku 2021 r. odszedł na wypożyczenie do szwedzkiego Malmo. Antonio Čolak, napastnik Malmo FF: Pod koniec okna transferowego, trener, który mnie sprowadził do Grecji, Abel Ferreira odszedł z do Palmeiras. Na jego miejsce przyszedł Pablo Garcia, który nie dawał mi szans, dlatego w styczniu postanowiłem poszukać nowego klubu, by odzyskać pewność siebie i pokazać swą wartość. Miałem kilka ofert, ale po rozmowie z dyrektorem sportowym Malmo Danielem Anderssonem, a zwłaszcza z trenerem, którym jest Jon Dahl Tomasson zdecydowałem się na Szwecję. Przekonała mnie możliwość gry w Lidze Mistrzów. To był dobry ruch, strzał w dziesiątkę. W dopiero co zakończonym sezonie w Szwecji Malmo zdobyło mistrzostwo, a pan wicekrólem strzelców z 14 golami. - To mój pierwszy tytuł mistrzowski. Zdobyłem wcześniej dwa Puchary Chorwacji w Rijece, ale mistrzostwa jeszcze nigdy. Jeśli do pierwszego tytułu dodamy awans Chorwacji na mistrzostwa świata w Katarze, to można uznać, że to najlepszy rok w mojej dotychczasowej karierze piłkarskiej. Jestem osobą ambitną, dlatego wierzę że uda mi się osiągnąć jeszcze więcej. Trener Malmo, Jon Dahl Tomasson tak jak pan był doskonałym napastnikiem. Nauczył się pan czegoś od niego, czy jest pan piłkarzem kompletnym i nie potrzebuje rad? - Człowiek uczy się codziennie, piłkarze nie są wyjątkiem. Codziennie rozmawialiśmy bardzo dużo z trenerem, zaufał mi tak bardzo, jakbyśmy znali się pięć, a nie kilka miesięcy. Myślę, że przed Tomassonem wielka trenerska przyszłość. A przed panem? Jakie pan ma plany? - Na razie udaję się do domu, do Niemiec na zasłużony urlop. Wiem, że Malmo negocjuje z PAOK kwestię sprowadzenia mnie na stałe do siebie. Po tym jak Malmo zdobyło tytuł, miała miejsce "pitch invasion" w starym, dobrym stylu. Nie podejrzewałem Skandynawów o takie emocje. - Rzeczywiście, życie w Szwecji płynie tam bardzo spokojnie. Wszystko się zmienia, gdy kibice zbliżają się do stadionu. Wszyscy są zwariowani na punkcie swojej drużyny, podczas meczów stwarzają iście bałkańską atmosferę. Po końcowym gwizdku ostatniego meczu zdarli ze mnie całe ubranie. Zostałem tylko w bieliźnie. Malmo ma najlepszych kibiców w Szwecji, zawsze wypełniają sektor gości podczas meczów wyjazdowych. To nie jest łatwe podczas pandemii koronawirusa, tym większy szacunek dla nich. Co to za historia, że podczas pobytu w Malmo zameldowany był na stadionie? - Nic takiego, każdy piłkarz, który przychodzi do klubu zostaje tam zameldowany. Oczywiście tam nie mieszkałem, chociaż rzeczywiście byłem zawsze pierwszy w klubie i wychodziłem ostatni. Najlepszy moment tego dobrego roku? - Chyba mecz w Glasgow, gdzie przegrywaliśmy 0-1 z Rangers i graliśmy w "10". Potem ja strzeliłem dwa szybkie gole, wygraliśmy 2-1 i awansowaliśmy do kolejnej rundy eliminacji Ligi Mistrzów. No właśnie, Liga Mistrzów. W sześciu meczach zdobyliście tylko jeden punkt i jedną bramkę. - W pierwszych trzech meczach, z Chelsea, Juventusem i Zenitem otrzymaliśmy dość bolesne lekcje, praktycznie każdy nasz błąd kończył się straconą bramką. Z tego co widziałem w meczach Champions League Malmo zdarzało się wystawiać rezerwowy skład. - Mieliśmy trochę kontuzji, ale nie powiedziałbym by Malmo, w którymkolwiek meczu wystawiło rezerwowy skład. Faktem jest, że po stracie szans na wyjście z grupy Ligi Mistrzów skoncentrowaliśmy się na wygraniu Allsvenskan. Dla mnie występy w Champions League wiązały się z niedosytem - nie udało mi się w nich trafić do siatki. To na pewno cel na przyszłość. W Skandynawii są wysokie podatki, dla osób dobrze zarabiających, jak piłkarze, nie jest to zapewne komfortowe. - To prawda, podatki są wysokie, ale widać że środki publiczne wydawane są we właściwy sposób. Wszędzie rosną nowoczesne budynki, jest bardzo czysto, nie ma powodów do narzekań. A jak wspomina pan pobyt w Lechii Gdańsk, w sezonie 2014/15? Był pan, z 10 bramkami, najlepszym strzelcem drużyny. - Mam duży sentyment do tego czasu, do Lechii i Gdańska, to był mój pierwszy sezon na profesjonalnym poziomie. Nauczyłem się nowego języka, poznałem wiele osób, z którymi mam kontakt do dziś. Wiem, że trener Jerzy Brzęczek był selekcjonerem reprezentacji Polski, że Adam Buksa gra w MLS. Trzymam kciuki za wszystkich, których spotkałem na swej piłkarskiej drodze. Przygotowywał się pan z Lechią do kolejnego sezonu, ale potem praktycznie z rozgrzewki przed jednym ze sparingów został pan odwołany do szatni i więcej w Gdańsku nie zagrał. - Przyszła wtedy dla mnie oferta z Hoffenheim z Bundesligi. To marzenie każdego piłkarza, by zagrać w jednej z topowych lig w Europie. Skorzystałem z niej, a reszta jest historią. Dobrze czuł się pan w Gdańsku, a jak radził pan sobie w Szwecji? - Jest we mnie chorwacki ogień, ale urodziłem się i wychowałem w Niemczech, nabrałem tamtejszej mentalności. Życie w Szwecji nie różni się od Niemiec. Poza tym ja się szybko przystosowuję. Jakby pan porównał poziom rozgrywek, w których pan występował? - Liga szwedzka i polska są bardzo fizyczne, gra się w nich na podobnym poziomie. Jest kilka drużyn dobrych, kilka średnich i kilka słabych. W Chorwacji i Grecji gra jest bardziej techniczna - te ligi stoją na podobnym poziomie co szwedzka i polska. Maciej Słomiński